




ROZDZIAŁ 5 Mroczne trio
Radość
Pierwszy tydzień szkoły minął szybko. Nie zdobyłam żadnych przyjaciół, ale to dlatego, że trzymałam się na uboczu. Jeśli nie byłam na zajęciach, spędzałam czas w bibliotece, starając się pozostać niewidoczną.
Na razie podobało mi się na studiach. Większość studentów była dojrzała i skupiała się na ukończeniu edukacji. Przy tak wysokich opłatach za studia, nie mogli sobie pozwolić na marnowanie czasu na błahe sprawy, chociaż byli tacy, którzy pochodzili z bogatych rodzin i czuli się uprzywilejowani, by trwonić dobrą edukację.
Jednak w przeciwieństwie do pierwszego tygodnia, w drugim tygodniu ludzie zaczęli zwracać na mnie uwagę, ale nie w pozytywny sposób. Szepty, spojrzenia i chichoty, gdy przechodziłam obok... nasiliły się. Cóż, nie przeszkadzało mi to. Mogłam to znieść. Studenci na kampusie mogli nadal szeptać i śmiać się za moimi plecami, dopóki na tym się kończyło.
Niestety, jeśli myślałam, że prześladowanie to przeszłość, myliłam się.
Szłam na ostatnie zajęcia tego dnia, ciesząc się, że kolejny tydzień dobiegł końca. Czekałam na weekend, bo tata obiecał, że pójdziemy do kina.
Gdy przechodziłam przez korytarz, studenci, których mijałam, chichotali, ale nie całkiem bezpośrednio na mój temat. Szybko obejrzałam się za siebie i zobaczyłam wysokiego chłopaka o blond włosach i jasnoniebieskich oczach, który naśladował mój sposób chodzenia. Westchnęłam.
Można wyciągnąć chłopaka z liceum, ale nie można wyciągnąć liceum z chłopaka.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę klasy. Przynajmniej chłopcy tutaj byli tak odpychani przeze mnie, że nie odważyliby się próbować mnie zgwałcić. Już to przeżyłam i nie chcę, żeby to się kiedykolwiek powtórzyło.
W końcu zobaczyłam swoją klasę przed sobą i poszłam tak szybko, jak tylko mogła mnie ponieść moja uszkodzona noga. Przy wejściu stali dwaj wysocy, muskularni chłopcy, rozmawiający z kilkoma dziewczynami.
Rozpoznałam ich jako dwóch z trójki chłopaków, w których się podkochiwałam... Cristos i Xavier.
Po tym, jak Cristos kupił mi obiad, postanowiłam zapytać naszą koleżankę z klasy, kim są. Koleżanka zaśmiała się, gdy zapytałam, myśląc, że oszalałam, sądząc, że mogliby mnie zauważyć. Próbowałam wyjaśnić, że to nie tak, ale nie była przekonana.
"Chyba kolejna dziewczyna dołączyła do kolejki do Ciemnej Trójki," powiedziała. "Cóż, ten z niebieskimi, marzycielskimi oczami to Cristos Primo. Ten z miodowymi oczami, który emanuje pewnością siebie, to Sebastian Domenico, a cichy z brązowymi oczami to Xavier Beaufort. Wszyscy chodzili do tej samej szkoły i są najlepszymi przyjaciółmi. Jak bracia."
Cristos i Xavier byli ubrani na luzie w zwykłe T-shirty, dżinsy i trampki, a obaj byli niezaprzeczalnie przystojni. Nie, piękni. Westchnęłam. Byli typem chłopaków, którzy mogli umawiać się z kimkolwiek chcieli.
Xavier spojrzał na mnie, gdy się zbliżałam, z małym uśmiechem na twarzy, który natychmiast zniknął. Szturchnął Cristosa w żebra i wskazał na mnie. Cristos natychmiast spojrzał na mnie, potem zerknął na dupka za mną i zobaczyłam gniew w jego pięknych, niebieskich oczach.
"Hej Mark, twoja mama nigdy cię nie nauczyła, żeby nie naśmiewać się z ludzi z niepełnosprawnościami?" zapytał Cristos z gniewem.
"Chyba nie, Cristos. Jego mama była zbyt zajęta pieprzeniem ogrodnika, żeby się nim przejmować," powiedział Xavier. Dziewczyny wokół nich zaśmiały się. Skrzywiłam się. Nie potrzebowałam, żeby ktoś grał bohatera.
"Chłopaki, przestańcie. Po prostu chodźmy na zajęcia," powiedziałam, próbując załagodzić sytuację, ale Mark odepchnął mnie na bok, by skonfrontować się z Cristosem i Xavierem.
Prawie upadłam, ale para silnych rąk złapała mnie w ostatniej chwili. Spojrzałam w górę i zobaczyłam parę pięknych miodowych oczu patrzących na mnie. To był ten trzeci z trójki... Sebastian Domenico.
Był wysoki i muskularny jak jego przyjaciele, z tym samym ciemnym włosem. W przeciwieństwie do pozostałych dwóch, miał dołeczki po obu stronach gładko ogolonej twarzy.
Uśmiechnął się do mnie, a dołeczki pojawiły się na jego policzkach. "Wszystko w porządku?" zapytał. Skinęłam głową słabo, nie wiedząc, co powiedzieć.
"Zostań tutaj, dobrze? Nie ruszaj się. Zajmę się tym," powiedział i podszedł do Marka, który kłócił się z pozostałymi dwoma. Położył rękę na ramieniu Marka i obrócił go.
"Nie zmieniłeś się, Mark. Nadal jesteś błaznem," powiedział. "Czy muszę ci przypominać, co się dzieje, gdy zachowujesz się niewłaściwie?"
"Sebastian, tylko się wygłupiałem, to wszystko," odpowiedział Mark, broniąc się.
"Pchnąłeś ją, idioto. Chcę, żebyś ją przeprosił," powiedział Sebastian. Mark, zszokowany, uniósł brwi w proteście.
"Stary, dlaczego miałbym? Była na drodze," tłumaczył się Mark. "Nie mów mi, że to twoja dziewczyna?! Człowieku, macie dziwne gusta."
"A co jeśli jest? Przeproś, Mark... albo Xavier weźmie kij baseballowy i wsadzi ci go tak głęboko, że będziesz nosił pieluchę przez tydzień," powiedział Sebastian. "Więc co wybierasz?"
"Przepraszam," powiedział Mark nieszczerze.
"Przepraszam, Joy," powiedział Sebastian. Moje oczy się rozszerzyły. Znał moje imię!
"Co?" zapytał Mark, zdezorientowany. Sebastian pochylił głowę i objął kark Marka jedną ręką, aby spojrzeć mu prosto w oczy.
"Ma na imię Joy. Powiedz 'Przepraszam, Joy' i dodaj trochę uczucia, żeby brzmiało to szczerze."
"Przepraszam, Joy. To się nigdy więcej nie powtórzy," powiedział Mark. Tym razem brzmiał na przestraszonego.
"To w porządku. Byleby się to nie powtórzyło," powiedziałam nieśmiało.
"A teraz idź. Biegnij do mamusi. Dobry chłopiec," powiedział Sebastian, poklepując Marka po głowie. Mark szybko podniósł swoją torbę i pobiegł na lekcję.
Sebastian wziął mnie za rękę i pomógł wejść do naszej klasy. "Chodź, Joy. Chcę poznać twoją historię," powiedział. "A tak przy okazji, jestem Sebastian Domenico, a te dwa gamonie to Cristos Primo i Xavier Beaufort."
Gapiłam się na niego z otwartymi ustami, kiedy prowadził mnie do naszej klasy, a Cristos i Xavier szli za nami. Nie mogłam uwierzyć, że cała trójka stanęła w mojej obronie!
Sebastian zaprowadził mnie do miejsca, gdzie wszyscy czworo mogliśmy usiąść razem. Sebastian był po mojej lewej, a Xavier po prawej. Xavier pomógł mi z plecakiem i poczekał, aż usiądę.
"Joy, teraz jesteś z nami. Nikt cię już nigdy nie skrzywdzi. Obiecuję," powiedział Xavier. Uśmiechnęłam się do niego, nie wiedząc, co powiedzieć. To było najsłodsze, co kiedykolwiek ktoś mi powiedział.
Oparłam się na krześle, czując, jak ciężar spada z moich ramion. Teraz miałam przyjaciół.
Byli jak cud w postaci przystojnych mężczyzn... moje cuda.
Xavier
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu z twarzy. Była tu, siedziała tuż obok mnie, uśmiechając się do mnie i patrząc na mnie swoimi pięknymi niebiesko-zielonymi oczami. Gdyby tylko wiedziała, ile dla mnie znaczy, mimo że nigdy naprawdę ze sobą nie rozmawialiśmy.
Po lekcji sprawdziła telefon, podczas gdy ja niosłem jej torbę. Wyglądała na zaniepokojoną.
"Tata powiedział, że nie może mnie odebrać. Ma spotkanie w pracy," westchnęła. "No cóż, będę musiała pojechać autobusem."
"Nie, nie będziesz. Odwieziemy cię do domu. Ale wyglądasz na głodną. Może zjemy coś po drodze?"
Sebastian szybko wziął Joy za rękę i poprowadził ją na parking, zanim zdążyła zaprotestować.
Szturchnąłem Cristosa, aby za nimi poszedł, ukrywając uśmiech. Więcej czasu z Joy.