




Rozdział 4: Kolacja z paczką
AVA
Pod koniec treningu wróciłam do miejsca, gdzie czekali na mnie bliźniacy, Leo i Isabella.
„To było niesamowite!” pisnęła Isabella, rzucając się na mnie z uściskiem. „Teraz rozumiem, dlaczego trenowałaś sama!”
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, „dzięki, kochani.”
„Teraz wiem, dlaczego tata czasem wraca do domu zraniony na ego, Ava,” zaśmiał się Oscar, jeden z synów Bety. Callum, jego bliźniak, tylko przytaknął.
„Tak... Powinnam za to przeprosić, ale tego nie zrobię.”
„Dołączysz do nas na kolacji w domu watahy, Ava?” zapytał Oscar.
Rzadko to robiłam, ale może teraz powinnam? To tylko oznaczało, że muszę przetrwać wieczór pełen komentarzy i pytań o to, jak powaliłam Betę Alexandra...
„Pewnie, czemu nie,” uśmiechnęłam się. „Muszę tylko wziąć prysznic i się przebrać, spotkamy się tam za godzinę?”
„Brzmi jak plan,” odpowiedział Oscar, przytulając mnie. Callum wyglądał na zazdrosnego, aż do momentu, gdy dołączył do uścisku od tyłu.
Bliźniacy Alfa wyglądali na wykluczonych, ale na szczęście nie próbowali dołączyć. Już i tak było niezręcznie być pomiędzy bliźniakami Beta, nie potrzebowałam, żeby Alfy się w to wtrącały.
„Do zobaczenia za chwilę,” uśmiechnęłam się, wyślizgując się spomiędzy bliźniaków i ruszając w stronę domu biegiem.
„Hej mamo, hej tato,” zawołałam, wpadając przez drzwi. Zostałam adoptowana, gdy byłam młodsza, ale to byli jedyni rodzice, których naprawdę pamiętałam. Byli niesamowici i zawsze tacy byli.
„Hej, kochanie,” odpowiedziała mama. „Jesteś wcześniej, jak poszedł trening?”
„Pomagam Becie Alexandrowi trenować watahę,” uśmiechnęłam się.
„Jak to przyjęli?”
„Na początku nie byli przekonani, ale potem powaliłam czterech z nich i Betę Alexandra też.”
Przyciągnęła mnie do siebie. „Jestem z ciebie dumna, kochanie.”
„Dzięki mamo. Idę dziś na kolację do domu watahy.”
Pokiwała głową, całując mnie w czoło.
Czterdzieści pięć minut później byłam gotowa na wyjście do domu watahy na kolację. Wyglądało na to, że Isabella i bliźniacy myśleli, że się wycofam, bo wszyscy stali przed moimi drzwiami, czekając na mnie.
„Ava!” zawołał mój tata. „Dzieci na zewnątrz czekają na ciebie.”
„Już idę, tato!”
Zbiegłam po schodach, założyłam buty na obcasie i wyszłam prosto za drzwi.
„Przyszłaś!” pisnęła Isabella.
„Oczywiście, że przyszłam, Izzie, mówiłam, że będę.”
Uśmiechnęła się, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w kierunku domu watahy, a chłopcy podążali tuż za nami. Czułam na sobie spojrzenia, a kiedy się odwróciłam, stało się jasne, że bliźniacy Alfa i Beta obserwowali, jak idę.
Moje policzki zaróżowiły się, ale zamiast się zawstydzić, poruszyłam biodrami, chichocząc, gdy ich oczy się rozszerzyły.
Zanim zdążyłam się odwrócić, Noah pochylił się i chwycił mnie za talię, przerzucając mnie przez ramię, śmiejąc się. Biegł, a ja śmiałam się na jego ramieniu, jego ręka sunęła w górę i w dół po moich nogach.
Gdy tylko się tego nie spodziewał, połaskotałam jego żebra, a potem, korzystając z jego rozproszenia, przeskoczyłam przez jego ramię, lądując perfekcyjnie za nim.
„To było niskie, Ava!” krzyknął, po czym pobiegł prosto na mnie.
Zaśmiałam się, biegnąc w kierunku domu watahy, jakoś szybsza od Noaha nawet w obcasach.
Kiedy stało się jasne, że Noah mnie nie dogoni, Theo, Oscar i Callum dołączyli do pościgu, biegnąc za mną, ale też nie mogli mnie złapać.
Dobrze było śmiać się z ludźmi, których mogłam nazwać przyjaciółmi, rzadko to robiłam.
Kiedy dotarliśmy do domu watahy, bliźniacy byli jeszcze dobre dziesięć metrów za mną. Zaczęłam zwalniać, gdy zbliżaliśmy się do celu, ale i tak nie mogli mnie dogonić.
Beta Alexander stał na schodach z uśmiechem, najwyraźniej słyszał śmiech i dźwięk kroków zbliżających się do niego z prędkością.
„Hej, Beta.” Zaśmiałam się, próbując złapać oddech.
„Ava, cieszę się, że dołączasz do nas dziś wieczorem,” objął mnie ramieniem, przyciągając do uścisku. Weszliśmy do jadalni domu watahy, jego ramię wciąż spoczywało na moich ramionach.
Pokój zamilkł. Większość wilków tutaj widziała, jak podczas treningu powaliłam Betę Aleksandra na ziemię, a ci, którzy tego nie widzieli, na pewno o tym słyszeli.
„Ava, miło cię widzieć,” uśmiechnęła się Luna Amelia, podchodząc do mnie i przytulając mnie serdecznie. „Słyszałam o Aleksandrze,” szepnęła mi do ucha. „Dobrze zrobiłaś, trzeba mu czasem przyciąć skrzydła.”
„Ona regularnie mnie powala, Luno, tym razem po prostu mieliśmy publiczność.”
Luna Amelia zaśmiała się ponownie i skinęła na swojego partnera, Alfę Jakuba, żeby do nas dołączył. „Ava, cieszę się, że mogłaś do nas dołączyć na kolację.”
„Oczywiście, Alfo. Powinnam tu przychodzić częściej.”
„Spróbuj też namówić swoich rodziców, Ava, rzadko ich widujemy.”
Kiwnęłam głową, gdy Luna Amelia wplotła swoje ramię w moje, prowadząc mnie do stołu. Zerknęłam za siebie, widząc Betę, Alfę, a potem bliźniaków, Leo i Izabellę, idących za nami.
Usiadłam obok Luny Amelii, ale zanim zdążyłam się wygodnie rozsiąść, Theo objął mnie w talii, przesuwając mnie o jedno miejsce, żeby on i Noah mogli usiąść po obu moich stronach. Luna, Alfa i Beta zaśmiali się, próbując to ukryć, ale nie bardzo im się to udało.
„Wolę cię mieć między nami, Ava,” szepnął Theo do mojego ucha.
„Zdecydowanie przyciśniętą między nami,” dodał Noah do drugiego ucha.
Zarumieniłam się, uśmiechając się i wracając do jedzenia.
Podskoczyłam, gdy ich ręce wylądowały na moich nagich udach, starając się nie wiercić, gdy przesuwały się w górę nóg w kierunku mojego pasa.
Pochyliłam się do ucha Theo, na tyle blisko, by tylko on mógł mnie usłyszeć. „Ręce przy sobie, kolego. Inaczej będę musiała cię powalić.”
To nie zadziałało, bo Noah pochylił się z drugiej strony. „Obietnice, obietnice, Księżniczko,” szepnął, a ja zadrżałam, gdy jego oddech musnął moją szyję.
Uderzyłam obu w uda, starając się nie śmiać zbyt głośno, gdy obaj skrzywili się z bólu.
„Wszystko w porządku, Ava? Wygląda na to, że chłopcy się rozbrykani,” głos Luny Amelii dotarł przez linkę.
„Oczywiście, Luno.”
„Dobrze, daj znać, jeśli chcesz, żebym skopała im tyłki za ciebie.”
„Poradzę sobie, Luno. Wiesz, że powalę ich obu na ziemię, zanim noc się skończy, możesz być gotowa z bandażami na ich zranione ego.”
Śmiała się tak mocno, że prawie zadławiła się kolacją, a Alfa musiał poklepać ją po plecach. Uśmiechnęłam się do niej zza Theo, widząc, jak ociera oczy. „Wszystko w porządku, Luno?”
„Oczywiście, Ava. Po prostu cieszę się, że mogłaś do nas dołączyć dzisiaj.”
Po kolacji przenieśliśmy się z piwami do ogrodu za domem stada. Bycie wilkiem miało tę zaletę, że nasz metabolizm był na tyle dobry, że limit wieku 18 lat na alkohol właściwie nas nie dotyczył.
Leżałam na ziemi, patrząc na gwiazdy, gdy nagle po obu stronach pojawiły się gorące ciała.
„Chłopcy,” przywitałam się. Theo był po mojej lewej, Noah po prawej. Najwyraźniej lubili być właśnie w ten sposób.
Podniosłam się, gdy usłyszałam śmiech, zauważając, że Izabella siedziała na kolanach Leo, opierając się o drzewo. Bliźniacy Beta patrzyli na mnie z tęsknotą, krzywiąc się na Noaha i Theo po moich bokach.
Dawna, nieśmiała ja nigdy by tego nie zrobiła, ale nowa, pewna siebie ja chciała. Pomachałam do nich obu, dając znak, żeby usiedli za mną, tak że opierałam się o ich piersi, a bliźniacy Alfa opierali się o moje nogi.
Bycie między nimi czwórką było bardziej komfortowe, niż się spodziewałam, prawie jak w domu. Aż do momentu, gdy zaczęli się kłócić.
„Jeśli zamierzacie się kłócić, powalę was wszystkich na ziemię i pójdę do domu,” odparłam.
„Chciałbym zobaczyć, jak bierzesz nas wszystkich na raz, Ava,” szepnął Theo do mojego ucha.
Usłyszałam śmiech za nami; Alfa Jakub, Luna Amelia i Beta Aleksander stali na schodach, obserwując naszą interakcję.
„Beta Aleksander,” zawołałam. „Słyszałeś to wyzwanie też?”
„Słyszałem, Ava. Jutro na treningu?”
„Brzmi jak plan.”
„Chcę to zobaczyć, Ava,” zawołał Alfa Jakub.
„Zobaczymy się tam, Alfo, ty też, jeśli chcesz oglądać, Luno.”
Twarze czterech chłopaków nieco opadły, chyba nie spodziewali się tego.