




Rozdział czwarty
Rozdział Czwarty
Perspektywa Zena
Z jakiegoś powodu nie mogłem okłamać tej dziewczyny. Może to przez jej oszałamiające oczy, a może przez jej szczery i zalotny śmiech. Wydawała się tak cholernie autentyczna, że czułem, jakbym swoją obecnością ją zanieczyszczał.
Chciałem zachowywać się jak książę, ale byłem tak cholernie zdenerwowany, że wszystko, co mówiłem, brzmiało jakbym był dupkiem. Byłem zaskoczony, że jeszcze nie odeszła, pokazując mi środkowy palec na pożegnanie.
Przechyliła uroczo głowę na bok.
„Praca? W parku?” Spojrzała na mnie z góry na dół, pewnie zauważając moje swobodne ubranie.
„Musiałem się z kimś spotkać.” Wyjaśniłem, mając nadzieję, że nie zada więcej pytań. „A ty? Na spacerze?”
Ta dziewczyna wyraźnie była mną zainteresowana, ale brakowało jej pewności siebie. Zadziwiało mnie to, biorąc pod uwagę, że musiałem się powstrzymywać, by nie myśleć o niej, gdy patrzyłem na jej obcisły różowy t-shirt i dżinsy. Dziewczyna była seksowna, a nawet o tym nie wiedziała. Bawiła się paskiem torby, co było nerwowym gestem, który zauważyłem, gdy tylko usiadła obok mnie.
„Tak. Cóż, w pewnym sensie. Zwykle spotykam się tu w środy z panią Eleonorą.”
„Jest twoją przyjaciółką?” zapytałem, choć już wiedziałem.
„Nie. No, tak. Ale to bezdomna kobieta, która tu mieszka.” Sięgnęła do torby, wyciągając kanapkę owiniętą folią. „Zwykle jem z nią lunch.”
Stłumiłem ciepłe uczucie, które groziło przejęciem mojego żołądka, gdy uśmiechnęła się do mnie. Rzeczy nie szły zgodnie z planem, a ja czułem, jak tracę kontrolę. Już popełniłem błąd, mówiąc jej swoje prawdziwe imię, czego nigdy wcześniej nie zrobiłem, a teraz traciłem czas, czując coś do tej dziewczyny. Musiałem działać szybko. Każda chwila dłużej i byłbym zgubiony.
Postanowiłem włączyć swój urok i uśmiechnąłem się szeroko, pokazując zęby. „To naprawdę słodkie z twojej strony, Elżbieto.” Powiedziałem szczerze. Jej nieskazitelna twarz natychmiast zalała się rumieńcem, a ona ścisnęła swoje kuszące uda. I tak właśnie moja kontrola zniknęła. Pochyliłem się do przodu, wsuwając luźny kosmyk jej pięknie miękkich włosów za ucho. Zadrżała przy moim dotyku, co przesłało dreszcz prosto do mojego krocza. Była tak cholernie wrażliwa. Nie mogłem oderwać oczu od jej spojrzenia. Już nie udawałem i wiedziałem o tym. Czułem, jakby patrzyła prosto w moją zgniłą duszę, i jednocześnie to kochałem i nienawidziłem. Pewnie wyglądaliśmy jak para z kiepskiej komedii romantycznej, patrząc na siebie w ten sposób, ale nie obchodziło mnie to. Tonąłem w Elżbiecie Beyer i byłem z tego powodu szczęśliwy.
Na szczęście nasz pojedynek na spojrzenia przerwała starsza kobieta, która podeszła do nas, przywracając mnie do zadania, które miałem wykonać.
„Elżbieto. Strasznie przepraszam, że się spóźniłam, kochanie. Zapomniałam ci powiedzieć, że mój syn zabierze mnie dziś na obiad.”
Cholera. Nie powinna tu być. Skontaktowałem się z jej synem, żeby pani Eleanor nie zobaczyła mnie z Elżbietą. Mogła naprawdę zrujnować mój plan. Gdy Elżbieta zniknie, łatwo będzie ich naprowadzić na trop nieznajomego, którego spotkała w parku. Zeznania tej kobiety mogłyby wszystko zniszczyć.
Starałem się nie okazywać irytacji. Zamiast tego posłałem pani Eleanor czarujący uśmiech. Zarumieniła się, patrząc z ciekawością to na Elżbietę, to na mnie.
„Poczekaj, twój syn cię znalazł?! Pani Eleanor, to niesamowite! Bardzo się cieszę!” Elżbieta podskoczyła, obejmując kobietę, nie zważając na jej zapach czy brudne ubrania. Wyglądała na szczerze zadowoloną z powodu tej przypadkowej bezdomnej kobiety. Była prawdziwym aniołem.
Pani Eleanor zaśmiała się, odsuwając ją po chwili.
„Nie przejmujcie się mną, kochanie. Idę spotkać się z Piotrem przy bramach. Nie chcę wam przeszkadzać na randce.” Kobieta puściła jej oko, a ja ledwo powstrzymałem się od śmiechu.
Myśli, że jesteśmy na randce.
„Och, nie, pani Eleanor, myślę, że pani to-”
„Do widzenia, Elżbieto!” Kobieta odmaszerowała, nagle jeszcze szczęśliwsza niż wtedy, gdy przyszła.
Elżbieta zakryła twarz, powoli zwracając się do mnie.
„Bardzo przepraszam za to. Nie mogę uwierzyć, że pomyślała, że jesteśmy na randce.” Sądzę, że po tym, jak to powiedziała, od razu zdała sobie sprawę, jak to zabrzmiało.
„Czy bycie na randce ze mną byłoby naprawdę takie złe?” zapytałem wyzywająco. To była moja szansa. Jej szeroko otwarte oczy spotkały moje, a panika była widoczna w całym jej ciele.
„N-nie! To nie to miałam na myśli. Ja po prostu… ja…” Postanowiłem zakończyć jej mękę.
„Więc co powiesz?”
„Na co?”
„Na randkę. Skoro twój zwykły towarzysz obiadu jest niedysponowany, może zjemy lody?” Wiedziałem, że ma słabość do pewnego wózka z lodami w parku, dzięki otrzymanym informacjom. „Znasz jakieś dobre miejsca?”
Wyglądała na kompletnie zdezorientowaną, przestępując z nogi na nogę i krzyżując ramiona na piersi. To tylko sprawiło, że jej piersi się uniosły, a dekolt w kształcie litery V uwydatnił jej pełny biust. Z trudem powstrzymałem się od oblizania warg. Była nieznośna w najlepszy możliwy sposób. Gdy sekundy mijały, poważnie obawiałem się, że odmówi i będę musiał znaleźć inny sposób, by do niej dotrzeć. W końcu westchnęła, spoglądając mi w oczy z nowo nabytą determinacją.
„Czy tak zazwyczaj podrywasz kobiety?” zapytała, zaskakująco raniąc moje ego. Nie, zazwyczaj nie muszę się aż tak starać. Normalnie, już bym cię uwiódł. Ukryłem irytację śmiechem.
„Tylko te urocze.”