Read with BonusRead with Bonus

Rozdział drugi

Rozdział Drugi

Perspektywa Zena

„Cholera.”

Przeglądałem strony mojego zlecenia. Elizabeth Beyer, dwadzieścia lat. Młoda dziedziczka z ojcem, który miał zbyt wielu wrogów. To nie był pierwszy raz, kiedy miałem zabić kobietę, ale do diabła. Wyglądała na taką, która nie potrafiłaby odmówić szczeniakowi. Nie miała kryminalnej przeszłości, żadnych podejrzanych związków, żadnego grzechu na sumieniu. Nawet zajmowała się wolontariatem, na miłość boską. Była naprawdę aniołem.

Im więcej o niej czytałem, tym bardziej rozumiałem, dlaczego zostałem do niej przydzielony. Dan liczył, że dzięki mojej ładnej twarzy uda mi się ją przekonać, żeby poszła ze mną bez oporu. Była pilnowana 24/7 przez faceta o imieniu Tom Eldridge, ale dwa razy w tygodniu wymykała się, by nakarmić bezdomną kobietę w parku po drugiej stronie ulicy. Musiałem sprawić, żeby zaprosiła mnie do swojego mieszkania, żebym mógł ją zabić i wymknąć się, zanim Tom się zorientuje. Zwykle byłem pewny siebie, używając uroku, by zwabić swoje cele, ale ta dziewczyna nie była jakąś pustą lalą, do jakich byłem przyzwyczajony. Najlepsza w swojej klasie w lokalnej szkole prywatnej, aplikowała na studia weterynaryjne, tak dobra w trzymaniu się z dala od mediów, że większość ludzi nawet nie wiedziała o jej istnieniu. Była inteligentna. Jakie były szanse, że zaprosi nieznajomego do swojej sypialni? Potrzebowałem więcej niż kilku godzin, które mi przydzielono, ale wiedziałem, że nie mogę o to prosić. Spojrzałem jeszcze raz na zdjęcie.

Myślałem o tym, żeby zadzwonić do Dana i powiedzieć mu, żeby znalazł kogoś innego, ale nie chciałem wyglądać na przestraszonego zadaniem. Nigdy wcześniej nie odmówiłem zlecenia. To zaszkodziłoby mojej reputacji. Stawiałem czoła federalnym, handlarzom narkotyków i broni, całym ochroniarskim zespołom, więc na pewno mogłem zająć się jedną ładną blondynką, która lubiła szczeniaki. Do jutra ta dziewczyna będzie martwa. Cóż, co to za różnica, jedno życie więcej na moim sumieniu?

Z hukiem rzuciłem telefon na drewniany stół z frustracji. Naprawdę potrzebowałem kolejnego papierosa, ale musiałem jeszcze poczekać. Musiałem się wykąpać, żeby zmyć z siebie pot i perfumy. Wszedłem do łazienki w mojej sypialni, najpierw zdejmując kurtkę. Nie miałem przy sobie pistoletu, bo wczorajsze zlecenie wykonałem trucizną. Po zdjęciu koszulki spojrzałem na drania w lustrze.

Musiałem się powstrzymać, żeby nie roztrzaskać pięścią swojego odbicia.

To nie wina lustra, że jesteś dupkiem.

Odkręciłem wodę tuż poniżej wrzenia. Deszczowa głowica prysznicowa lała się na mnie, rozluźniając każdy z moich mięśni. Było to prawie bolesne, jak każda kropla paliła moją skórę, ale lubiłem to. Czułem, jakby mnie oczyszczała, wyobrażając sobie, że to święcona woda zmywa moje grzechy. Może kiedy wyjdę zza szklanych drzwi, będę nowym człowiekiem. Takim, który nie nienawidzi siebie z całego serca. Takim, który jest godzien stanąć w obecności Elizabeth Beyer. Czekaj. Co ja, do cholery, myślałem?

Jak miałem wykonać to zadanie? Wiedziałem, że idę na oślep, i to doprowadzało mnie do szału. Wszyscy wiedzieli, jak bardzo ceniłem sobie kontrolę, ale tutaj było zbyt wiele niewiadomych. Miałem godzinę, żeby zdobyć jej zaufanie, godzinę, żeby zapragnęła mnie na tyle, by zaprosić mnie do swojej sypialni. Wizerunek złego chłopca, który przyciągał większość kobiet, z pewnością odstraszyłby taką świętą jak ona. Moje umiejętności aktorskie miały zostać poddane próbie. Czy potrafię zagrać księcia z bajki? Musiałem ją przekonać, że nie jestem niebezpieczny.

Nie wyglądałem szczególnie groźnie. Nie miałem tatuaży ani kolczyków. W mojej branży posiadanie czegoś, co cię wyróżnia, sprawia, że praca staje się znacznie trudniejsza. Nie powstrzymało to jednak większości zabójców z naszej grupy. Nawet Danny miał swoje tatuaże, co uważałem za kompletną głupotę. Jedno spojrzenie na tego wielkiego tygrysa i służby mogłyby cię znaleźć w sekundę. Nazywaj mnie paranoikiem, ale nie ryzykowałbym tego wszystkiego tylko po to, by poczuć się bardziej groźnym.

Wszedłem do swojej obszernej garderoby, wypełnionej po brzegi ubraniami, niektórymi od projektantów, innymi nie. Musiałem się odpowiednio ubrać na tę okazję, w końcu lubiłem dobrze wyglądać. Zdecydowałem się na prostą koszulkę od projektanta, ciemne jeansy i trampki. Odrobina drogiej wody kolońskiej dla podkreślenia atrakcyjności i byłem gotowy, wyglądając jak zwykły biznesmen na wolnym. Gdybym wziął jeszcze kije golfowe i okulary przeciwsłoneczne, mógłbym dopełnić wizerunek bogatego dupka. Im mniej groźnie wyglądałem, tym lepiej, więc okulary zostawiłem.

Kliknąłem wbudowany panel drewniany w rogu, odsłaniając zestaw sztyletów o różnych długościach i kształtach. Szybkie cięcie w gardło powinno wystarczyć. Pistolet przyciągnąłby zbyt dużo uwagi. Trucizna byłaby nudna i, szczerze mówiąc, bolesna. Nie chciałem krzywdzić dziewczyny, ani patrzeć, jak wymiotuje wnętrznościami, aż umrze. Cholera. Dlaczego moje myśli wciąż dryfowały ku temu, by ją chronić? Przecież dosłownie miałem ją zabić.

Przypiąłem nóż do kostki, po czym z powrotem zwinąłem nogawkę spodni. Szybkie przeczesanie włosów rękami i byłem gotowy. Była już pora lunchu. Tylko godzina do jej pojawienia się w Parku Brinnley.

Zrobiłem sobie sałatkę Cezar na lunch, nic zbyt ciężkiego, bo nie miałem dziś czasu na siłownię. Naprawdę nie znosiłem, gdy miałem tak napięty grafik. Nie miałem czasu na nic. Po szybkim zjedzeniu chwyciłem klucze, telefon i papierosy, i wyszedłem za drzwi.

Elizabeth Beyer, nadchodzę.

Previous ChapterNext Chapter