Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 2 Stał się cukrowym dzieckiem

Przy stole

Leopold zapytał: "Gdzie jest ta owsianka, którą zawsze jem?"

"Chodzi ci o owsiankę na żołądek?"

"Owsiankę na żołądek?"

"Tak, tę, którą pani Learmond robi z tyloma składnikami? Nie miałam czasu jej przygotować. Trzeba zacząć dzień wcześniej i gotować z samego rana. Trzeba jej pilnować jak oka w głowie. Nie mam jej cierpliwości. Nawet gdybym ją zrobiła, nie smakowałaby tak samo, a poza tym..."

Leopold powiedział: "Po prostu podaj mi masło orzechowe."

"Już się robi, panie Wipere."

"Czemu smakuje inaczej?" Leopold spojrzał na słoik. "Opakowanie też jest inne."

"Tamten słoik jest pusty. To wszystko, co mamy."

"Idź później do sklepu i kup kilka słoików więcej."

"Nie można go kupić." Mira uśmiechnęła się niezręcznie. "Pani Learmond robiła je sama. Nie wiem jak."

Leopold odłożył sztućce.

"Hej? Panie Wipere, skończyłeś jeść?"

"Tak."

Mira patrzyła, jak Leopold idzie na górę, wyglądając na zdezorientowaną.

Dlaczego nagle się tak zdenerwował?

"Pobudka!"

Kamila przewróciła się na bok, nadal z zamkniętymi oczami: "Daj mi spokój, pozwól mi jeszcze trochę pospać."

Jałowiec, już ubrana i zbierająca torbę, powiedziała: "Jest prawie ósma. Nie musisz wracać i robić śniadania dla Leopolda?"

Kamila czasem nocowała, ale wracała przed świtem, by zrobić owsiankę na żołądek dla Leopolda, który miał problemy z żołądkiem.

Jałowiec uważała to za śmieszne i myślała: 'Czy Leopold jest niepełnosprawny czy coś? Nie może po prostu zamówić jedzenia na wynos?

Po co robić tyle zamieszania?

Szczerze mówiąc, to tylko zły nawyk!'

Kamila, wciąż na wpół śpiąca, machnęła ręką. "Nie wracam. Rozstaliśmy się."

"O, na ile dni tym razem?"

Kamila milczała.

"Dobrze, śpij ile chcesz. Śniadanie jest na stole. Idę do pracy. Mam dziś wieczorem randkę, więc nie martw się o moją kolację. Właściwie, pewnie i tak niedługo wrócisz. Jak będziesz wychodzić, zamknij mi okno na balkonie."

Kamila obudziła się głodna.

Jedząc kanapkę zrobioną przez Jałowiec, patrząc na jasne słońce za oknem, Kamila nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio obudziła się naturalnie.

Po skończeniu śniadania jako lunchu, przebrała się i poszła prosto do banku.

Najpierw zrealizowała czek na pięćdziesiąt milionów dolarów.

Zawsze to uspokajające mieć pieniądze w ręce.

Potem poszła do innego banku obok. "Chcę zobaczyć się z waszym menedżerem bankowości prywatnej. Chcę zdeponować dziesięć milionów dolarów."

W końcu wyszedł menedżer banku i zaproponował przyzwoitą roczną stopę procentową. Kamila poprosiła o dodatkowe dwa punkty, a oni chętnie się zgodzili.

W ten sam sposób Kamila poszła do dwóch kolejnych banków, deponując po dziesięć milionów w każdym.

Stopy procentowe były coraz lepsze z każdym bankiem.

Wychodząc z ostatniego banku, Kamila miała teraz czarne karty z trzech banków, z trzydziestoma milionami dolarów depozytów i dwudziestomilionowym funduszem płynnym.

"Nieźle, ten podział."

Stała się bogata z dnia na dzień.

Przechodząc obok tętniącego życiem salonu fryzjerskiego, Kamila weszła do środka.

Od razu wykupiła kartę członkowską, zyskując priorytetową obsługę.

Siedząc przed lustrem, patrząc na swoje brązowe falowane włosy, Kamila po raz pierwszy okazała pogardę.

"Panno, twoje włosy są tak dobrze utrzymane, jak u lalki."

Trzymała włosy długie i falowane, bo Leopold tak je lubił.

Po każdej intymnej chwili, ręce Leopolda zawsze błądziły po jej włosach.

Ale piękne falowane włosy oznaczały więcej czasu na ich pielęgnację.

Kamila lekko się uśmiechnęła i powiedziała fryzjerowi: "Ściąć je, wyprostować i pofarbować na czarno."

Pomyślała: „Bez względu na to, jak ładna jest lalka, to wciąż tylko zabawka. Kto chce nią być, niech będzie; ja mam dość.”

Wychodząc z salonu, Camilla poczuła się lekka. Obok był sklep odzieżowy z wyprzedażą, więc weszła i wybrała białą koszulkę i parę dżinsów, które od razu założyła.

Idealnie pasowały do jej trampek.

Idąc dalej, znalazła się przed Akademią Harmony, obserwując studentów jeżdżących na rowerach w tę i z powrotem w świetle zachodzącego słońca. Camilla pogrążyła się w myślach.

„Lucas! Tutaj!”

Chłopak z grupy Moore przeszedł obok Camilli, „Dlaczego wszyscy tu są?”

„Wszyscy chcemy odwiedzić profesora Garcię, więc przyszliśmy razem.”

Lucas Jones powiedział: „Z tyloma osobami szpital nas wszystkich nie wpuści. Może dwóch przedstawicieli z działu bioinformatyki pójdzie ze mną?”

Bioinformatyka, profesor Garcia.

Camilla zmrużyła oczy i szybko podeszła, „Kto jest chory?”

Lucas jąkał się, patrząc na czystą i ładną Camillę, „Profesor Garcia.”

„Aurora Garcia?”

„Tak.”

„Który szpital?”

„Szpital Spokojny.”

„Dzięki.”

„Z jakiego jesteś wydziału? Też jesteś studentką profesora Garcii?”

Pytanie Lucasa zostało bez odpowiedzi, gdy Camilla szybko odeszła.

W mieszkaniu Camilla nie mogła się uspokoić.

Aurora, która w złości potrafiła podskoczyć i stuknąć ludzi po głowach, była chora?

Jak poważnie?

Otworzyła kontakty, znalazła numer zapisany jako „Aurora Garcia”, wahała się kilka razy, ale ostatecznie nie miała odwagi zadzwonić.

Wtedy, by być z Leopoldem, dla tak zwanej miłości, bez wahania zrezygnowała z możliwości kontynuowania studiów magisterskich i doktoranckich.

Nie pracowała ani dnia od ukończenia studiów, zamieniając się w gospodynię domową krążącą wokół mężczyzny.

Aurora musiała być niezwykle rozczarowana.

„Hej? Camilla, nie wróciłaś?” zapytała z zaskoczeniem Juniper, zmieniając buty.

Camilla skrzywiła się. „Chcesz mnie wyrzucić?”

„Niewiarygodne, tym razem trzymasz się dłużej. Pamiętam, jak ostatnio zerwałaś z Leopoldem, a w ciągu pół godziny zadzwonił i wróciłaś.”

„W garnku jest kasza, poczęstuj się.”

Oczy Juniper rozjaśniły się i od razu pobiegła do kuchni po miskę. Jedząc, westchnęła, „Leopold ma szczęście, że ma to codziennie...”

Camilla powiedziała, „Pamiętaj, żeby umyć naczynia i posprzątać, jak skończysz. Idę spać.”

„Hej, naprawdę nie wracasz?”

Odpowiedzią Juniper było zamknięcie drzwi sypialni.

Juniper cmoknęła językiem. „Tym razem ma trochę charakteru.”

Pod tym samym nocnym niebem, w willi Leopolda.

„Panie Wipere, bank potwierdził, że Camilla sama zrealizowała czek na pięćdziesiąt milionów dolarów o 12:05 dzisiaj...”

Leopold odłożył telefon, zimno patrząc na nocny widok za oknem.

„Camilla, co nowego teraz kombinujesz?”

Jeśli myślała, że tym go odzyska, była w błędzie.

Gdy już podejmie decyzję, nie ma odwrotu.

„Oliver, chcesz się napić?”

Pół godziny później, Leopold otworzył drzwi prywatnego pokoju, a Oliver jako pierwszy powitał go z uśmiechem, „Leopold, wszyscy są tutaj, tylko na ciebie czekamy. Co pijemy dzisiaj?”

Leopold wszedł do środka.

Oliver nie ruszył się, patrząc za nim.

„Na co czekasz?”

„Gdzie jest Camilla? Parkuje?”

Twarz Leopolda lekko pociemniała.

Previous ChapterNext Chapter