




Rozdział 3 Zachowaj się
Trzy dni później Henry wrócił do Evergreen City.
Kiedy tylko wszedł do domu, przywitała go pokojówka: "Ojciec pani Montague miał kilka dni temu incydent. Jest w złym humorze i teraz jest na górze."
Słysząc, że Grace jest przygnębiona, Henry poczuł lekkie zdenerwowanie. Otworzył drzwi do sypialni i zobaczył Grace przy toaletce, porządkującą swoje rzeczy.
Henry zauważył jej milczenie. Zmęczony podróżą służbową, sam nie miał ochoty na rozmowę.
Poszedł prosto do garderoby, wziął szlafrok i udał się pod prysznic. Gdy woda spływała, myślał o całej sytuacji.
Z uwagi na zazwyczaj łagodną naturę Grace, uznał, że zanim skończy prysznic, ona się uspokoi, pomoże mu się rozpakować i wróci do roli łagodnej żony.
Henry był pewien reakcji Grace. Dlatego, gdy wyszedł z łazienki i zobaczył, że jego walizka pozostała nietknięta, wiedział, że muszą porozmawiać.
Usiadł na sofie i niedbale wziął do ręki magazyn. Po chwili spojrzał na nią i zapytał: "Jak się ma twój ojciec? Już skarciłem Celeste za tamten wieczór."
Mówił lekko, bez większej szczerości.
Grace odłożyła to, co trzymała, i uniosła wzrok, ich oczy się spotkały.
Henry miał przystojne rysy i arystokratyczną postawę, był bardzo czarującym mężczyzną.
Grace patrzyła na niego długo, aż poczuła ból w oczach, a potem powiedziała spokojnie: "Henry, rozwiedźmy się."
Henry był wyraźnie zszokowany.
Wiedząc, że Grace była zdenerwowana tamtej nocy, Henry szybko wysłał Celeste do szpitala, gdy usłyszał o incydencie w rodzinie Windsorów. Ale Grace nie doceniła jego działań.
To był pierwszy raz, gdy Grace sprzeciwiła się jego życzeniom; zawsze była posłuszna.
Henry powiedział zimno: "Kilka dni temu mówiłaś, że chcesz pracować. Teraz mówisz o rozwodzie? Byłaś panią Montague zbyt długo i teraz chcesz doświadczyć życia?"
"Grace, wyjdź i zobacz, ilu ludzi pracuje po godzinach za kilka tysięcy, znosząc humory innych. Mieszkasz w rezydencji o powierzchni 2000 metrów kwadratowych jako pani Montague. Czego jeszcze możesz chcieć?"
Ton Henry'ego był zimny i bezduszny.
Grace w końcu nie mogła się powstrzymać. Zadrżała, jej usta drżały, gdy z ironicznym uśmiechem powiedziała: "Pani Montague? Czy istnieje w ogóle taka pani Montague jak ja?"
Nagle wstała, pociągnęła Henry'ego do garderoby i zamaszyście otworzyła drzwi szafy.
Wewnątrz były rzędy szafek na biżuterię, każda zabezpieczona hasłem. Grace nie znała tych haseł; zarządzała nimi Celeste.
Wskazała na nie, jej uśmiech był pełen autoironii i sarkazmu. "Czy istnieje jakaś żona, która musi zgłaszać się do sekretarki męża, żeby założyć kawałek biżuterii? Czy istnieje jakaś żona, która musi składać wniosek do sekretarki męża o każdy grosz, który wydaje? Czy istnieje jakaś żona, która nie ma nawet gotówki na taksówkę, gdy wychodzi? Henry, powiedz mi, czy tak powinna żyć pani Montague?"
"Tak, moja rodzina ma problemy, a ty dajesz mi sto tysięcy miesięcznie. Ale za każdym razem, gdy biorę ten czek, czuję się jak tania kobieta, tylko nagroda za zaspokojenie czyichś pragnień!"
Henry przerwał nagle, jego ton był lodowaty, "Naprawdę tak uważasz?"
Delikatnie złapał ją za podbródek. "Czy istnieje taka tania kobieta jak ty, która nie potrafi zadowolić mężczyzny, która nawet nie potrafi jęczeć, tylko popiskuje jak mały kotek? Chcesz rozwodu, co? Myślisz, że dasz sobie radę beze mnie?"
Grace poczuła ból od jego uścisku i uniosła rękę, by go odepchnąć.
W następnej chwili Henry złapał jej dłoń, jego zimne oczy skupiły się na jej pustym palcu serdecznym. "Gdzie jest twoja obrączka?"
"Sprzedałam ją!" Ton Grace był pełen smutku. "Więc Henry, rozwiedźmy się!"
To zdanie prawie wyczerpało całą jej siłę. Henry był mężczyzną, którego kochała przez sześć lat. Gdyby nie osoba z zewnątrz, mogłaby tkwić w tym bezmiłosnym małżeństwie przez wiele kolejnych lat.
Jednak Grace osiągnęła punkt krytyczny; nie chciała już dzielić z nim życia.
Może po rozwodzie życie stanie się trudniejsze, i być może będzie musiała znosić postawy innych dla kilku tysięcy złotych, jak wspomniał Henry. Jednak nie miała żadnych wyrzutów sumienia.
Po tych słowach Grace delikatnie wyciągnęła rękę. Wzięła walizkę i zaczęła pakować swoje rzeczy.
Twarz Henry'ego pociemniała, gdy patrzył na jej wątłe plecy. Nigdy nie przypuszczał, że Grace może mieć taki buntowniczy dzień, tak zdeterminowana, by się rozwieść.
Fala gniewu wzrosła w jego sercu.
W następnej chwili Henry podniósł ją i rzucił na łóżko po kilku szybkich krokach.
Wysokie ciało Henry'ego przycisnęło się do niej.
Jego twarz była blisko jej, oczy spotykały oczy, nos dotykał nosa, ich gorące i intensywne oddechy mieszały się.
Po chwili cienkie usta Henry'ego przesunęły się do miękkiej skóry za jej uchem, szepcząc niebezpiecznie, "Robisz sceny z powodu Elodie, prawda? Grace, czy nie byłoby lepiej być szczerym? Czyż nie intrygowałaś, by zostać panią Montague? Dlaczego teraz tego nie chcesz?"
Grace zadrżała pod Henrym.
Nawet teraz, on wciąż wierzył, że to, co się stało wtedy, było jej dziełem.
Henry nadal nie był świadomy, że źle ją zrozumiał. Wydarzenia z przeszłości skrywały ukryte prawdy, a nawet teraz, wciąż je roztrząsał.
Może to był kontakt fizyczny, a może słaba postawa Grace, ale Henry nagle się zainteresował. Jego oczy na niej nabrały głębszego znaczenia, a on uszczypnął jej podbródek i pocałował ją, jedną ręką sięgając, by rozluźnić jej nocną koszulę.
Grace była piękna, jej ciało było przezroczyste i delikatne.
Henry nie mógł przestać, gdy ją dotknął; nie mógł przeżyć nocy bez kochania się kilka razy. Całował jej delikatną szyję, przyciskając jej ręce do boków, palce splecione.
Zawsze dominował w łóżku, a Grace często nie mogła się oprzeć, zawsze ulegając jego pragnieniom.
Ale teraz mieli się rozwieść; jak mogli to robić?
"Nie, Henry, nie."
Głos Grace drżał, sprawiając, że wydawała się szczególnie krucha podczas miłosnych uniesień, piękna do tego stopnia, że chciało się ją rozerwać i posiąść.
Henry przycisnął się do jej miękkich czerwonych warg, wtargnął bezwstydnie, mówiąc brudne słowa. "Wciąż jesteśmy legalnie małżeństwem, więc dlaczego nie? Za każdym razem, gdy się kochamy, mówisz nie, ale kiedy naprawdę było nie, hmm?"