




5. Nie przejmuj się
Opuszczając kampus przed końcem zajęć, zrobiłam krótki przystanek w biurze pani Jessiki, by zostawić jej zgubiony pantofelek pod drzwiami. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu, kto domagałby się wyjaśnień, więc szybko stamtąd uciekłam.
Pogoda wciąż była przyjemna, ulice stosunkowo ciche, gdy włożyłam słuchawki do uszu. Trochę się wyłączyłam, nucąc "Bodak Yellow" w drodze do domu. Po piętnastu minutach weszłam do naszego małego mieszkania.
Na najwyższym piętrze małego żółtego domu z cegły znajdowały się dwie sypialnie, łazienka i malutki salon połączony z aneksem kuchennym. Nie było tam zbyt wiele mebli, ale starałam się, by było jak najbardziej przytulnie.
Jakiś czas temu miałam trochę dodatkowej gotówki i kupiłam kilka ramek na zdjęcia, w których umieściłam swoje obrazy. W korytarzu wisiał obraz z mojego pierwszego biegu w stadzie, szare futro rozmazane na czarnym tle, dzikie oczy świecące jak świece pod księżycem. Było tam też jedno z moich lepszych dzieł, realistyczny obraz mojej mamy z Willem Smithem. Ponieważ go uwielbiała - może nawet bardziej niż mnie - był dumnie wystawiony w salonie.
Kuchnia była miejscem, gdzie wisiały większość moich dziecięcych rysunków, zabawne małe dzieła, które nigdy nie przestawały mnie zawstydzać. Kolorowe barwy na papierze wyglądały szczególnie dziwnie w nijakiej, białej kuchni, ale mama nie chciała ich zdjąć. Zrezygnowałam z prób przekonania jej, zazwyczaj była obojętna, ale kiedy postawiła na swoim, była jak skała.
Włączyłam światło w kuchni, umyłam ręce i sprawdziłam lodówkę. Nic do jedzenia. Wlałam wodę do czajnika i postawiłam go na kuchence, otworzyłam szafkę i wyciągnęłam kubek z błyskawicznym makaronem. Czajnik jeszcze nie zagwizdał, ale i tak zalałam wrzątkiem plastikowy kubek. Przykryłam go, stukając palcami, czekając.
Sprawdziłam zegarek, było po jedenastej. Moja zmiana w Crunch zaczynała się za trzydzieści minut. Dałam sobie jeszcze chwilę i zaczęłam jeść, kończąc parzący makaron w cztery minuty. Wypiłam trochę wody i na palcach przeszłam do swojego pokoju. Mama zazwyczaj spała o tej porze, pracowała na nocną zmianę, co oznaczało dwanaście godzin w całodobowej restauracji trzydzieści kilometrów stąd. Starałam się być tak cicha jak duch, kiedy byłam w domu po południu.
Bezszelestnie wsunęłam się do swojej sypialni. Pokój był skromny, ale mój. Każda powierzchnia ścian była pokryta rysunkami i komiksami. Zagłówek mojego łóżka był tęczą kolorowych karteczek z małymi przypomnieniami, małe biurko stało przy oknie, gdzie rysowałam swoje cyfrowe komiksy. Obok znajdowała się moja szafa.
Przeszukałam ją teraz, wyciągając parę nowszych dżinsów i białą bluzkę. Moje palce zawahały się przy kawałku czerwonego materiału. Mini spódniczka, którą mama kupiła mi w zeszłym tygodniu, ta, której nie miałam odwagi założyć nawet w swoim pokoju. Była ładna, sięgała do połowy uda i wyglądałaby świetnie. Na kimś innym.
Zamknęłam szafę, szybko się przebrałam i wyszłam.
Duże piersi.
Spojrzałam gniewnie na okrągłą parę, nienawidząc ich i osoby, do której należały. Helen Laurence była klasyczną piękną blondynką z nogami do nieba, perfekcyjnie skoordynowanymi strojami i szpilkami, w których mogła chodzić jak modelka wszędzie. Jej makijaż zawsze był nieskazitelny, włosy elegancko opadały na jedno ramię, gdy pochylała się i szeptała Kane'owi do ucha.
Ugh.
Odwróciłam się, postawiłam ich napoje z obojętnym wyrazem twarzy. Darius, jeden z moich stałych prześladowców i najlepszy przyjaciel Kane'a, puścił mi oczko. Tak jak jego kumpel, był przystojnym łotrem. Kręcone brązowe włosy, chłopięcy urokliwy uśmiech z dołeczkami. Nawet jego ubrania były godne westchnień, czarna skórzana kurtka i podarte dżinsy pewnie sprawiły, że połowa kobiet w restauracji wzdychała. Ale wiedziałam lepiej niż dać się zwieść wyglądowi.
Zignorowałam go, wskazując na menu. "Zdecydowałeś już, co chcesz zamówić?"
"Czy to ty gotujesz?"
Niechętnie spojrzałam na Helen. Praktycznie siedziała mu na kolanach, oplatając ramionami jego umięśnione ramiona. Jego oczy były skierowane na mnie.
Mrugając, spojrzałam na menu leżące na stole. "Nie, mamy szefa kuchni od tego." Oczywiście, palancie.
"Czy w ogóle potrafisz gotować?" zapytał Darius, odchylając się do tyłu i zarzucając ramię na oparcie krzesła.
Nie znowu... Tak wiele o ich dorosłości, pomyślałam z ironią. Na zewnątrz przygryzłam wargę, przestępując z nogi na nogę.
Dlaczego, o dlaczego musieli się tutaj pojawić? Crunch należał do członka stada, Ricka Haltera, ale to była zwykła restauracja. Był ruch, ale nie było to miejsce z wyższej półki. Byliśmy czteroosobową ekipą z Rickiem jako kucharzem i dwiema innymi kelnerkami. Nie dokładnie te eleganckie miejsca, które ta trójka zwykle odwiedzała, ale przyznaję, jedzenie pachniało bosko. Nie miałam jeszcze okazji spróbować żadnego dania, bo dopiero zaczęłam pracę w zeszłym tygodniu, ale same zapachy sprawiały, że mój żołądek burczał wielokrotnie.
Jeszcze dwadzieścia minut i mogłam iść do domu, żeby przygotować sobie porządny posiłek, obiecałam sobie. Ale wiedziałam, że kłamię, pracowałam już dobre sześć godzin. Moje stopy bolały, a plecy były sztywne jak deska. Padnę, jak tylko położę się do łóżka. Ian będzie musiał mnie wyciągnąć, jeśli będzie chciał, żebym walnęła tego trolla.
A teraz nie miałam cierpliwości do tych idiotów. Ale złość i wybuch, tylko po to, żeby mnie sprowadzili na ziemię, to dokładnie to, co by ich ucieszyło. Zacisnęłam pokrywkę na mojej irytacji, mentalnie zaklejając ją taśmą.
"Twoje zamówienie?" zapytałam monotonnie.
"Zawsze się zastanawiałem, czy to cię w jakiś sposób boli?" Darius uniósł brwi, wskazując palcem na Kane'a i Helen. "Widząc ich razem?"
Przełknęłam ślinę.
Helen zachichotała, jak zła siostra przyrodnia. "Kogo to obchodzi? Jej uczucia się nie liczą, prawda, Ember?"
Uderz ją tacą w głowę.
Moje palce zacisnęły się na wspomnianej tacy, ale nie uderzyłam jej. Byłoby to głupie, a bez względu na to, jakie docinki by robiła, i tak byłabym uznana za winną.
"Ember?"
Nie musiałam na nią patrzeć, żeby zobaczyć uśmiech na tych różowych ustach. "Nie, nie liczą się," odpowiedziałam.
"Jest jeszcze coś, co mnie zastanawia," Darius uśmiechnął się, prostując. Jego ręka wystrzeliła, chwyciła mnie za ramię i usiadłam w tej samej kabinie co on. Oparł podbródek na mojej głowie. "Jak Kane zareagowałby, gdyby role się odwróciły?"
Zamarłam z szoku, przenosząc wzrok na Kane'a. Oczekując czego, nie wiem. Na jego twarzy nie było nic.
Chociaż moja krew wrzała - wbrew zdrowemu rozsądkowi - kiedy był z Helen, dla niego to nie miało znaczenia. Nie powinnam być zaskoczona, już jasno dał do zrozumienia, co o mnie myśli.
Rzucił swoje menu na stół przede mną. "Wezmę to, co Helen."
Darius westchnął, puszczając mnie. Wstałam niezręcznie. "Nie jesteś wcale zabawny, Kane."
Mój głos utknął mi w gardle, oczy piekły niechcący. Mrugnęłam, poprawiając okulary. "Co-"
"Ja się tym zajmę, Ember," odezwał się głos.
Odwróciłam się, zobaczyłam marszczącego brwi Ricka. Wziął ode mnie tacę, lekko mnie popchnął. "Idź, możesz dzisiaj wyjść wcześniej."
Nie sprzeciwiłam się więcej. Ledwo powstrzymałam się przed ucieczką z podkulonym ogonem, zauważając spojrzenia innych klientów i Lee, jednej z kelnerek. Posłała mi współczujący uśmiech.
Rzuciłam jej gniewne spojrzenie. To nie było miłe, ale nie mogłam się powstrzymać. Współczucie było kierowane do słabych, a nie było na świecie niczego, czego bym bardziej nienawidziła niż bycie postrzeganą w ten sposób.
Współczucie było dla słabych omega.