Read with BonusRead with Bonus

4. Czarodziej Bożego Wróżki

"O, jesteś."

Ogromne, ciężkie ciało zwaliło się na mnie, wyciskając z płuc resztki powietrza. Krzyknęłam, wbijając kolano w brzuch drania.

"Ała!"

Ciało stoczyło się na bok, a ja szybko stanęłam na nogi – tylko po to, by zobaczyć grymaszącego Iana na ziemi, trzymającego się za brzuch.

"Cholera," złapałam go za ramię, patrząc na niego z góry. "Żyjesz?"

"Ledwo," wycedził przez zęby. "Co z tobą nie tak, kobieto?"

Pomogłam mu usiąść, przygryzając wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem. "Nie powinieneś się tak skradać." Patrzyłam w niebo, zaczynałam odpływać, kiedy nagle na mnie spadł. "Przepraszam, nie słyszałam żadnych kroków. Czy nie powinieneś być na zajęciach?"

Przestał pocierać brzuch, obdarzył mnie uśmiechem pełnym figlarności. "Na co mi magia, jeśli nie mogę teleportować się z zajęć, żeby czasem spotkać się z najlepszą przyjaciółką?"

"Teleportowałeś się z zajęć?!" pisnęłam.

Newbury College było jedyną szkołą w Seattle z całkowicie nadnaturalną populacją uczniów, więc używanie magii przez nauczyciela nie było tutaj problemem. Ian studiował prawo, głównie dla zadowolenia matki, która z pewnością by go zabiła, gdyby dowiedziała się, że wagaruje. Ostatnim razem, gdy zrobił coś głupiego, rzucała w niego kulami ognia. Jak na złość, byłam wtedy w pobliżu i zostałam użyta jako ludzka tarcza przez mojego kochanego przyjaciela. Chciałabym uniknąć powtórki.

"Nauczyłem się zaklęcia w zeszłym tygodniu," powiedział Ian, ignorując moją oczywistą panikę. Uniósł pojedynczy but na wysokim obcasie. "Twoja szalona nauczycielka rzuciła tym we mnie, kiedy wychodziłem z twojej klasy."

Zmarszczyłam brwi. "Pani Jessica nie spała?" zapytałam.

Zwykle dawała nam zadania, rozkładała się wygodnie na fotelu i odpływała na resztę zajęć. Mówiła, że wyrusza w podróż w poszukiwaniu wewnętrznej inspiracji. Oczywiście, nam nie było wolno szukać inspiracji w ten sposób.

Ian rzucił obcas do krzaków. "Obudziłem ją. Chciałem wiedzieć, gdzie jesteś. Powiedziałem jej też, że ma trochę śliny na brodzie."

"Sam jesteś winny napaści," powiedziałam sucho, sięgając, by wygładzić jego rozczochrane blond włosy. Bałagan był normalny, ale dziś był wyjątkowo zły. Chyba trafiła go w głowę.

Jego piwne oczy zmrużyły się na mnie, a usta wykrzywiły w grymasie. Ian zawsze był uśmiechnięty i żartobliwy, ale potrafił wyczuć kłopoty jak pies myśliwski mięso. "Dlaczego opuściłaś zajęcia?"

"Bolał mnie brzuch. Skurcze." Kłamstwo wyszło gładko, odruchowo.

Ian znał Kane'a, jego mama czasem załatwiała magiczne sprawy dla stada, ale nigdy mu nie mówiłam o sprawie z partnerem. Ani jemu, ani mojej mamie. Tylko Aster wiedziała. Było dziwne mówić ludziom, których widziałam codziennie, że osoba, która miała być dla mnie odpowiednia, nie uważała mnie za odpowiednią dla siebie. Wiedza o tym, dla dwóch osób, które były całym moim światem, byłaby kolejnym ciosem, którego nie mogłam znieść. Nie mogłam pozwolić im wiedzieć, jak bardzo jestem rozczarowująca.

"Kłamiesz," zauważył Ian.

Moje usta drgnęły. Wziął moją rękę, palcami dotykając czerwonych kostek. Nie do końca zagoiły się po wczorajszej nocy.

"Ciągle cię boli? Po wczorajszej walce?"

Po walce z Olbrzymem wszystkie moje rany zostały dokładnie zbadane przez lekarza w jednym z pokoi przyznanych regularnym uczestnikom. Miałam kilka złamanych żeber, zmiażdżoną kostkę i ledwo mogłam poruszyć palcami bez krzyku. Jednak obecnie dziewięćdziesiąt procent tych urazów zniknęło i wiedziałam, że do popołudnia będę jak nowa. Moje zdolności regeneracyjne były jedyną wyjątkową cechą wilkołaka, jaką miałam. Reszta, węch, słuch, szybkość i siła były raczej przeciętne.

Cóż, przynajmniej Ian myślał, że moje kontuzje były powodem, dla którego nie mogłem ćwiczyć. Próbowałem zachować spokój, uśmiechając się do niego niepewnie. "Przyłapałeś mnie, ale bywało gorzej. Wyzdrowieję." Nie drążył tematu, nie oceniał. Wiedział, jak to jest, gdy ktoś mówi ci, że nie możesz robić tego, czego chcesz. Potem jednak zamilkł, zamyślony. "Czy Kane ci dokucza?" "Dlaczego pytasz?" zapytałem, mając nadzieję, że mój głos mnie nie zdradzi. Przewrócił oczami, puścił moją rękę. "Facet ciągle się na ciebie gapi." "Patrzy wilkiem," poprawiłem. Uniósł brwi. "Intensywnie." "Nie lubi mnie," warknąłem. Ian parsknął śmiechem, objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej. "Pewnego dnia podejdzie do ciebie i wyzna swoją nieśmiertelną miłość," powiedział z przekomarzającym się tonem. "Prędzej mnie zamorduje w jakimś ciemnym zaułku. Jak Kuba Rozpruwacz," mruknąłem. "Znowu oglądasz te filmy o prawdziwych zbrodniach?" Uśmiechnął się. Kilka promieni słońca padło na jego twarz, a jego brązowe oczy wydawały się bardziej złote w tym momencie. Ian był moim własnym promieniem słońca, zawsze odpędzającym ciemne myśli, gdy był w pobliżu. Był jak dobra wróżka – albo raczej wróżek czarodziej – sypiący trochę brokatu i abrakadabra, zły nastrój znikał. Tylko on potrafił poruszać się wokół mojej największej niepewności i sprawić, że żartowałem z tego. "Buzzfeed Unsolved," poprawiłem, rysując kółka na jego niebieskiej koszuli. "Przegapiłeś ostatni odcinek. Morderca tym razem był takim geniuszem, szalonym geniuszem mordercą-" "Czy mam się martwić, że kiedyś pomogę ci ukryć ciało?" Zaśmiał się. Uderzyłem go żartobliwie. "Jeśli kogoś zabiję, to najpierw ciebie." "Kochasz mnie," uśmiechnął się powoli. "Dlatego pójdziesz ze mną dziś wieczorem spotkać trolla." Odsunąłem się od niego, machając palcem. "Nie ma mowy. Nie ma szans. Żadnych więcej kul ognia." Podniósł obie dłonie, wyglądając niewinnie. "Nie mówisz mi prawdziwego powodu, dla którego jesteś zestresowany, a obaj wiemy, że nie możesz walczyć do weekendu. Może trochę poboksujesz trolla? Rozładujesz stres. To sytuacja, w której wszyscy wygrywają." Westchnąłem. "Chcesz, żebym pobił trolla?" "Tylko trochę." "Nie." "Okej." Zmarszczyłem brwi. "Okej? To wszystko?" Skinął głową, skrzyżował długie nogi. "Chyba jednak nie mogę cię przekonać. Przynajmniej nie jako Ian." "O czym ty mówisz?" Kane mrugnął do mnie. Krzyknąłem. Kane – nie, Ian zaśmiał się. "Od dawna chciałem użyć tego zaklęcia. Gdybym wiedział, że taka będzie reakcja, zrobiłbym to wcześniej." Mogłem tylko patrzeć na niego z otwartymi ustami. Wyglądał jak Kane, aż do tej malutkiej piegi pod prawym okiem – wszystko oprócz głosu, który pozostał Ianem. Mój mózg mi to mówił, ale moje policzki nie przestawały płonąć, bo Kane na mnie patrzył – tym razem nie z gniewem. "Zmień się z powrotem," rozkazałem, słysząc drżenie w swoim głosie. Ka-Ian uniósł brew. "Zamierzasz pobić trolla dla mnie?" "Nie," warknąłem. "Zmień się z powrotem teraz!" Ian sięgnął po rąbek swojej koszuli. "Zrobiłabyś to, gdybym pokazał ci jego mięśnie? Są całkiem solidne. Powiem ci, nawet pozwolę ci je poczuć." Skoczyłem naprzód, zatrzymałem go przed podniesieniem koszuli. Co oznaczało, że dotykałem jego rąk. Odsunąłem się, twarz płonęła. Ian się zaśmiał. "Dobrze. Pójdę pobić tego głupiego trolla," wysyczałem, "ale tylko jeśli zmienisz się z powrotem. Teraz." "Jesteś pewna, że nie chcesz poczuć tych mięśni?" Sięgnąłem po swój trampek, ale Ian już zniknął, a jego śmiech odbijał się echem w ogrodzie. "Odbiorę cię po szóstej," zawołał. "Drań," rzuciłem z połową serca, niepewny, czy to jego przeklinam, czy niebieskookiego potwora, który zostawił mnie w rozsypce.

Previous ChapterNext Chapter