




3. Godny
Mój dzień był zrujnowany.
Opuściłam zajęcia, bojąc się, że ktoś zobaczy moje zaczerwienione oczy, a poza tym Kane i ja mieliśmy te same zajęcia, a nie jestem pewna, czy mogłabym zachować spokój w tym samym pomieszczeniu co on w tej chwili.
Zrezygnowana, powlokłam się do małego ogródka z boku kampusu, wyjęłam szkicownik i zaczęłam rysować kwiaty. Skupiłam się na ruchach moich palców po papierze, gładkich, lekkich. Małe bazgroły powoli zamieniały się w coś żywego. Natura była eleganckim chaosem, nieuporządkowana, ale jednocześnie zorganizowana - zupełnie nie jak moje życie.
Rzuciłam ołówek w krzaki.
Westchnęłam, opadłam na trawę.
Spokojnie, Ember. Niech natura cię uzdrowi.
Powietrze było rzeczywiście przyjemne, chłodne i słodkie dzięki liliom i różom. Liście drzew pomarańczowych poruszały się z wiatrem, kojąco szeleszcząc. Ogród zawsze był taki, piękny, ale pusty.
Chyba to było moje nowe miejsce na spędzanie czasu.
W liceum moją kryjówką była biblioteka, ale tutaj ludzie faktycznie z niej korzystali. To znaczyło, że była skompromitowana. Nie sądziłam, że w ogóle potrzebuję już kryjówki.
Spojrzałam w górę, wyobrażając sobie niebo jako mapę. Moje palce kreśliły kształty jego mieszkańców, szukając odpowiedzi, których nie mogłam znaleźć na ziemi.
Nie rozmawiasz z nikim.
Co chciał osiągnąć tym poleceniem? Jeszcze bardziej mnie wyobcować? Bo nie byłam tak dominująca jak on, nie byłam godna nie tylko jego, ale i reszty stada?
Moja mama i ja byłyśmy jednymi z nielicznych omeg w naszym stadzie, co oznaczało, że byłyśmy najsłabszymi wilkołakami na całym terytorium - ale wszyscy członkowie stada mieli obowiązek się nami opiekować. Silni dbali o słabszych i to było po prostu instynkt wilkołaka. Przeważnie. Młodzież wilkołacza działała według własnego kodeksu.
Mogłam zrozumieć, dlaczego młode wilki mogłyby dokuczać komuś słabszemu od siebie - ludzie robili to samo - ale nigdy nie słyszałam, żeby wilkołak odrzucił partnera, bo był omegą. Dominujące wilki uwielbiały opiekować się słabszymi od siebie.
A może to dlatego, że Kane pochodził z dominującej rodziny, która była w znacznie lepszej sytuacji niż moja. Wszyscy wiedzieli, że ledwo wiążemy koniec z końcem. Moja mama pracowała na nocne zmiany w barze, a jedynym sposobem, w jaki udało mi się zaoszczędzić na studia, było spędzanie wolnego czasu na pokonywaniu mężczyzn starszych ode mnie o dekady. Niewiele osób o tym wiedziało.
Mimo to, nie mogłam zrozumieć, dlaczego Kane tak bardzo chciał mnie izolować. Pozbawić mnie towarzystwa? Wilkołaki były społecznymi stworzeniami. Przetrwały w stadach, polowały razem, biegały razem. Tam należały. Nawet samotne wilki musiały się czasem osiedlić.
Zmarszczyłam brwi. Obsesja na punkcie Kane'a i jego działań była czymś, co obiecałam sobie przestać robić. Zaczynałam ten rok na nowo. Byłam na studiach i przetrwałam liceum - poobijana - ale żywa. Co ważniejsze, bez wielu przyjaciół czy interakcji ze stadem. Co mnie obchodziło, że teraz też z nikim nie rozmawiam?
Moim stadem była moja mama i mój najlepszy przyjaciel, Ian. Ci dwoje wystarczali. Zawsze wystarczali i zawsze będą.
"Wyglądasz na w złym humorze."
Podniosłam się gwałtownie, rozluźniłam się, gdy zobaczyłam, kto to był.
Aster nalała filiżankę herbaty, jej jedwabna sukienka błyszczała srebrem na tle bujnej trawy. Podniosła głowę, ponownie uderzając mnie swoją nieludzką urodą. Jej usta miały głęboki, winny odcień, duże oczy sarny były pokryte gęstymi rzęsami. Jej wysokie kości policzkowe były ostre jak biały miecz, który miała przypięty do boku, srebrna suknia była długa. Była związana w talii szmaragdowym gorsetem, który pasował do jej oczu, rozlewając się w iskrzącą falę jedwabiu.
Podała mi filiżankę, sądząc po zapachu, miętowej herbaty. Przyjęłam ją.
"Nie dziękuj-" przerwałam, przypominając sobie jej ostrzeżenie o dziękowaniu wróżkom. Jedno "dziękuję" mogło sprawić, że będziesz im coś winna do końca życia. Nie chciałam tak spędzić reszty moich dni. "Musisz przestać pojawiać się tak nagle," mruknęłam zamiast tego.
Popijała swoją herbatę, kilka ciemnych loków wysunęło się z kucyka. Zgarnęła je za spiczaste ucho. "Przechodziłam obok, kiedy wyczułam twój zapach. Jesteś zaniepokojona. Kogo mam zabić?"
Jej ton był poważny, ale mimo to się roześmiałam. "Wątpię, by to był dobry pomysł zabić syna mojego alfa."
Uniesione brwi. "Ten głupiec wciąż cię dręczy?"
"Nie, nie do końca. To naprawdę nic, tylko ja przesadzam," wyrzuciłam z siebie, czując się głupio, że przyłapano mnie na rozmyślaniu o nim. "Tylko zastanawiałam się, dlaczego zachowuje się tak, jak się zachowuje." Po raz setny.
Aster prychnęła. "Nie trać czasu na zastanawianie się. Jeśli on cię nie chce, są inni, którzy chcą."
Teraz to ja prychnęłam. "Łatwo ci mówić, jesteś piękną magiczną wróżką, o którą mężczyźni walczą jak szaleni."
Jej usta wykrzywiły się w uśmiechu, prawdopodobnie przypominając sobie, jak się poznałyśmy. Byłam w lesie na joggingu, kiedy znalazłam ją i innego wróżka w środku walki na miecze. Mężczyzna wygrywał, ale tylko dlatego, że ją zatruł. Wtedy tego nie wiedziałam. Wszystko, co widziałam, to zmagającą się ranną kobietę, więc chwyciłam największy kamień w pobliżu i rzuciłam nim w głowę faceta. Od razu posłałam go do krainy snów.
Później Aster powiedziała mi, że walczył o jej rękę w małżeństwie, używając nieuczciwych taktyk. W ramach wdzięczności dała mi kwiat, którym ją zatruł, w szklanej gablocie. Morał z tej historii, wróżki dają dziwne prezenty.
"Przesadzasz." Machnęła ręką lekceważąco. "Wiedz, że mój brat wyraził zainteresowanie tobą."
Uniosłam brwi z zaskoczenia.
Jeśli jej brat był choć trochę podobny do niej, to na pewno nie byłby mną zainteresowany.
Nie nazwałabym siebie brzydką, ale nie byłam też szczególnie ładna. Nie byłam gruba, ale moje biodra zawsze wydawały się zbyt szerokie, więc zazwyczaj chowałam się za dresami i luźnymi koszulkami. Moja twarz była lekko okrągła, a oczy kasztanowe, ciemniejsze od mojej skóry. Moje długie ciemne warkocze zawsze były rozpuszczone, by zakryć część twarzy, jak stare okulary, które nadal nosiłam, mimo że już ich nie potrzebowałam. I nie były to stylowe okulary, które sprawiały, że wyglądałam jak seksowna nerdka, tylko te staromodne, babcine. Z pewnością nie byłam księżniczką dla żadnego księcia z bajki.
Rzuciłam jej spekulacyjne spojrzenie, które wyrażało moje myśli. "Nigdy go nie spotkałam."
"Widział cię kilkakrotnie podczas moich wizyt tutaj," powiedziała. "Mogłabym zaaranżować spotkanie, jeśli chcesz."
Randka w ciemno z wróżką?
"Nie," westchnęłam, dopijając resztę herbaty. Zimna już była, gdy rozmawiałyśmy. "Nie spotkam się z innym facetem, żeby poczuć się lepiej z powodu Kane'a."
Wzięła mój pusty kubek, odstawiła go obok swojego. Zniknęły w trawie. "A jednak walczysz w tej klatce z dokładnie tego samego powodu."
Zarumieniłam się. "Potrzebuję pieniędzy." Połowa prawdy.
Pochyliła się w moją stronę, odgarnęła warkocz z mojej twarzy. Pachniała słodkimi owocami i stalą. "Zostaw te barbarzyńskie walki i dołącz do mnie w świecie wróżek. Nauczę cię sztuki miecza i bardziej honorowych sposobów walki. Ty, Ember Yale, jesteś więcej warta niż to, na co się zgadzasz. Pozwól mi ci to dać."
"Jako wróżka zawierająca umowę?"
"Jako wróżka pomagająca zagubionej przyjaciółce."
Ujęłam jej smukłą dłoń, ścisnęłam ją. "Pomyślę o tym."
Obie wiedziałyśmy, jaka jest prawdziwa odpowiedź na moje słowa, nie.
Nie skomentowała tego. Wstała. "Mężczyzna, który nie zna twojej wartości, nie jest wart twoich myśli."
Zniknęła z kolejnym podmuchem wiatru.
Zerwałam kwiat, zakręciłam go między palcami. A co, jeśli to ja nie jestem tą wartą?