Read with BonusRead with Bonus

5-parzyste szanse

PIPPA

Jak na dzień powszedni, Clancy’s jest bardziej zatłoczone niż zwykle. Bar pełen jest studentów i stałych bywalców. Drewniana podłoga usiana jest łupinami, a zapach orzeszków ziemnych, alkoholu i piwa unosi się w klimatyzowanym powietrzu.

Rozglądam się za Justice'em. Powinien być łatwo zauważalny dzięki swojemu wzrostowi i przenikliwym oczom w kolorze Morza Egejskiego, ale nigdzie go nie widać. Jest za to Sam, jego zastępca. Gdy mnie zauważa, daje mi znak, bym podeszła.

"Co tam, Pip?"

"Nic szczególnego, Sam. Spotykam się z Darlą i resztą." Lokalizuję swoją grupę i po krótkim machnięciu ręką sygnalizuję, że potrzebuję chwilki. Gdy odwracam się z powrotem do Sama, mój żołądek burczy, przypominając mi, że nie jadłam od lunchu. Kat narzuciła takie tempo, że rzadko mam chwilę na jedzenie, nie mówiąc już o oddechu.

"Hej, Sam? Są jakieś orzeszki tam z tyłu?" Justice zwykle trzyma puszki na blacie baru, ale przy takim tłumie wszystkie zostały już zabrane.

"Pewnie, że są." Oczy Sama błyszczą. "Po prostu przejdź i weź sobie. Puszki są w tym samym miejscu."

Jeden z klientów przykuwa uwagę Sama, a ja kiwam głową z podziękowaniem i kieruję się na koniec baru. Opuszczam przegrodę i od razu dostrzegam ciężki worek z orzeszkami spoczywający na swoim stałym miejscu.

Jak często taszczyłam pięćdziesięciofuntowy worek z magazynu?

Prawdę mówiąc, niezbyt często.

Justice zazwyczaj pojawiał się znikąd, wyjmował mi worek z rąk i zarzucał go sobie na ramię, jakby nic nie ważył. Dawałam mu za to prztyczka, on się śmiał, a po chwili zawsze dołączałam do niego. Nostalgia za dobrymi czasami uderza mnie, zmuszając do pauzy.

Tęsknię za pracą tutaj.

Podczas moich zmian, Justice i ja byliśmy zgranym zespołem, każdy przewidywał potrzeby drugiego. On przynosił skrzynkę piwa, zanim ostatnia się skończyła. Ja miałam gotowe szklanki, gdy bar się zapełniał. Małe rzeczy, które razem sprawiały, że praca była przyjemnością.

I zawsze, po zamknięciu baru, rozmawialiśmy, sprzątając i przygotowując się na następny dzień. Nasze rozmowy kończyły się "dobranoc" i przytuleniem się pod drzwiami mojego mieszkania.

Od polityki po modę. Od ekonomii po kreskówki. Rozmawialiśmy o wszystkim.

Włącznie z tym, dlaczego opuściłam Teksas.

Gdy skończyłam opowiadać o wszystkim, co się wydarzyło, od okoliczności mojego przysposobienia po ohydny czyn mojego ojczyma, księżyc zniknął, a słońce przejęło niebo.

Wbijając we mnie swoje turkusowe oczy, Justice wziął moje zimne, drżące ręce w swoje, obiecując, że zawsze będzie mnie wspierał. Dopiero wtedy poczułam się trochę mniej przestraszona tym, przed czym uciekłam.

Tamta rozmowa, która zamieniła noc w dzień, była też początkiem czegoś nowego. Justice nie tylko odprowadzał mnie pod drzwi jak przez miesiąc. Od tamtej pory nalegał, by sprawdzać mieszkanie... pod kątem intruzów.

Świst. Trzask.

Moje ręce przywracają mnie do baru. Są zajęte nakładaniem orzeszków do puszki, ale mimo to swędzą. Prawie poddaję się ich potrzebie, gdy ktoś ociera się o mnie, a duże dłonie chwytają mnie za biodra.

"Justice, lepiej żeby to byłeś ty, bo inaczej..."

Jego barytonowy śmiech przerywa hałas wokół. Kilku klientów patrzy na nas ciekawie, po czym wraca do swoich rozmów. Justice obraca mnie, a ja spoglądam na mojego byłego szefa, mrużąc oczy w udawanym gniewie. Wydaje dźwięk pocałunku między swoimi wyprofilowanymi wargami, zanim rozpromieni się chłopięcym uśmiechem.

Moja lodowatość topnieje i odwzajemniam jego uśmiech. Pozwalam Justice'owi na więcej niż innym mężczyznom, bo oboje wiemy, że nic więcej z tego nie będzie.

Justice ma zbyt wiele kobiet na głowie.

Lekko klepię go po opalonym ramieniu, tuż nad jego tatuażem surfera. Justice twierdzi, że ma sześć tatuaży. Widziałam tylko pięć na jego ramionach. Jeszcze nie widziałam tego na jego klatce piersiowej.

"Chyba oszalałeś, że mnie tak łapiesz." Mrużę oczy, udając złość. "Powinnam powiedzieć o tym Jennie."

Odkąd Jenna dała wycisk temu facetowi, pierwszą rzeczą, którą Justice robi, gdy ją zobaczy, jest drżenie i obgryzanie paznokci. Jego udawany strach przed moją współlokatorką zawsze mnie rozśmiesza, bo Jenna sięga mu tylko do połowy piersi.

Justice odrzuca głowę do tyłu, śmiejąc się z mojej pustej groźby. Jego mięśniowa koszulka napina się na piersi, a głębokie dołeczki pojawiają się na jego policzkach, a oczy o niebiesko-zielonym odcieniu marszczą się w kącikach.

"Mówię poważnie, Justice. Powiem jej."

"Tak? Dobrze, dobrze. Nie chcę denerwować księżniczki Jenny." Puszcza mnie i cofa się o krok. "Słuchaj, Pip, jeśli obiecasz, że jej nie powiesz, kupię tobie i twoim przyjaciółkom kolejkę drinków."

"Jak możesz nam cokolwiek kupić? Przecież to ty jesteś właścicielem tego miejsca?" pytam, stwierdzając oczywistość.

"Tak, to prawda." Nabiera kolejną porcję orzeszków, podając mi dwa kubełki.

Brunetka i blondynka w bluzach NYU spoglądają na niego z przeciwległego końca baru. Łapie ich spojrzenia i ocenia je wzrokiem — pewnie planując je później zdobyć.

Kiedy ruszam, by odejść, chwyta mnie za ramię, podchodząc bliżej. "Więc kiedy wrócisz do pracy dla mnie, Pip?" Uśmiecha się krzywo, pokazując podwójne dołeczki. Ten, który sprawia, że kobiety lądują nagie i drżące w jego łóżku.

Ale nie ta kobieta.

Wyrywam się z jego uścisku. Jego oczy szeroko się otwierają ze zdziwienia. Cofam się, zostawiając między nami sporo przestrzeni. Zmarszczając twarz w coś na kształt stopionego wosku zranienia, pozwalam, by mój głos dotarł do jego prawie zdobyczy wieczoru. "Nigdy tu nie wrócę do pracy! Nie dopóki nie zaczniesz płacić zaległych alimentów na nasze sześcioro dzieci!"

Oczy blondynki wychodzą z orbit. Jej szczęka opada z niedowierzania. Brunetka porusza ustami sześć dzieci, kręcąc głową w niedowierzaniu. Chwilę później, studentki znikają ze stołków i odchodzą w nieznane.

Justice marszczy brwi, śledząc je wzrokiem. Zbliżam się i szturcham go w środek jego sześciopaka. "Następnym razem, gdy będziesz chciał mnie tak złapać, duży człowieku, poproś o pozwolenie."

Justice drapie ciemny blond zarost na brodzie, a jego piękne oczy błyszczą z rozbawieniem.

"Cholera, Pippa," mówi. "Jesteś taka zimna."

Wzdycham. Gdyby tylko wiedział.

Previous ChapterNext Chapter