




Rozdział 4
Perspektywa Sophii
Obudziłam się w znajomym pokoju, ale nie tym, w którym zasnęłam. Wspomnienia z wczorajszego wieczoru zaczęły napływać. Byłam w pokoju Titusa. Spojrzałam przez ramię i nikogo tam nie było. Dotknęłam miejsca, gdzie koc nie przykrywał. Było ciepłe. Ktoś tu przed chwilą leżał. Pewnie Titus. Drzwi do łazienki otworzyły się i on wyszedł.
"Dziś mam pracę w stadzie, wrócę dopiero późnym wieczorem. Zostań w domu. Skontaktuj się telepatycznie z Brodym, jeśli czegoś potrzebujesz. Z przodu są dwaj strażnicy i z tyłu też dwaj," mówi z dystansem. Moja wilczyca to zauważa i lekko skomli. Czy on zdaje sobie sprawę, że nie należę do jego stada? Nie mogę się połączyć telepatycznie.
"Poznałyśmy go dopiero wczoraj, nie oceniaj zbyt pochopnie," przypominam jej.
"Wyślę pokojówkę, żeby pomogła ci z twoimi potrzebami," mówi, a potem wychodzi.
Westchnęłam. Myślałam, że dziś będzie milszy. Może to przez mój wybuch wczoraj wieczorem. Może już mnie nie chce, tak jak Terry. Moja wilczyca cicho zaszlochała. Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam butelkę soku pomarańczowego i nalałam szklankę. Przechadzałam się po dużym domu alfy. Natknęłam się na pokój z podwójnymi drzwiami. Ostrożnie je otworzyłam i zobaczyłam piękną bibliotekę. Na ścianach stały półki z książkami. Wyglądała jak z biblioteki w "Pięknej i Bestii". Były tam sekcje dla każdego gatunku. Przechadzałam się, obserwując książki, wciąż popijając sok pomarańczowy. Były tam stare i całkiem nowe książki.
"Ciekawe, czy ma Harry'ego Pottera?" zapytałam moją wilczycę. Nie dostałam od niej odpowiedzi. Myślę, że wciąż była smutna z powodu Terry'ego i Titusa. Westchnęłam i zdałam sobie sprawę, że jestem samotna, teraz gdy moja wilczyca się ukrywała.
"Luna?" usłyszałam za sobą. Podskoczyłam, prawie rozlewając sok. Odwróciłam się i zobaczyłam starszą kobietę.
"Przepraszam Luna, nie chciałam cię przestraszyć," przeprosiła.
"Jesteś pokojówką, którą przysłał Titus?" zapytałam grzecznie.
"Tak, Luna," kiwnęła głową.
"Nie nazywaj mnie Luna. Mam na imię Sophia," uśmiechnęłam się.
"Tak, Lu-Sophia," szybko się poprawiła. Wyglądała na około 50 lat, ale miała matczyny charakter.
"Jak masz na imię?" zapytałam, biorąc kolejny łyk napoju.
"Charlotte Montgomery, Lu-Sophia," znów się poprawiła.
"Jesteś mamą Brody'ego?" zapytałam zaskoczona.
"Tak, proszę pani," odpowiedziała. Czułam się dziwnie, że dorosła osoba zwraca się do mnie z taką formalnością.
"Nie musisz być taka formalna, jesteś starsza ode mnie, to dziwnie brzmi."
Kiwnęła głową, "Jesteś głodna?" prowadząc mnie do kuchni. Zauważyłam jakieś obrazy wiszące na ścianie, których wcześniej nie zauważyłam, idąc tutaj.
"Tak, jestem wygłodniała," zaśmiałam się.
"Chciałabyś naleśniki?" zapytała, zaglądając do spiżarni. Zastanawiam się, czy chcę naleśniki, czy nie.
Wspomnienie
"SOPHIA, ZEJDŹ TU NATYCHMIAST," usłyszałam głos Jamesa z dołu. Skrzywiłam się, bo moje wrażliwe słuchanie nie pomagało w tej sytuacji.
"Młody człowieku, język," usłyszałam moją mamę z dołu. Zachichotałam trochę i zaczęłam schodzić na dół.
"Słyszałem, Soph," powiedział James. Przewróciłam oczami i weszłam do kuchni.
"Proszę, weź swój naleśnik," powiedział, a kawałek jedzenia poleciał w moją stronę.
"James!" moja mama i ja krzyknęłyśmy na niego. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Moja mama westchnęła, "Co ja z wami zrobię?"
Podniosłam naleśnik z podłogi i rzuciłam go z powrotem w Jamesa.
Koniec wspomnienia
"Sophia?" usłyszałam głos, który wyrwał mnie z pamięci.
"Hę? Tak, naleśniki będą w porządku," powiedziałam Charlotte. Uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła robić ciasto.
"Możesz dodać Nutellę do środka?" zapytałam, patrząc na nią.
"Pewnie," powiedziała, biorąc Nutellę z blatu. Zaczęła wlewać ciasto na patelnię i dodała Nutellę do środka, potem przewróciła. Po zrobieniu tego jeszcze trzy razy, położyła je na talerzu, dodała borówki na wierzchu i podała mi. Wzięła butelkę syropu i postawiła obok talerza.
"Dziękuję, Charlotte," powiedziałam, polewając syropem moje naleśniki. Zaczęłam jeść i zauważyłam, że Charlotte nie je.
"Nie będziesz jadła?" zapytałam ją.
"Jem w domu stada. Jeszcze dla mnie za wcześnie," wyjaśniła.
"Jesteś pewna? Możesz zjeść tutaj," zaproponowałam. Czułam się źle jedząc przed nią. Zrobiła mi jedzenie, ale sama jeszcze nic nie zjadła.
"Jestem pewna, Lu-Sophia," uśmiechnęła się. Czułam się przy niej swobodnie. Miała w sobie coś, co przypominało mi moją mamę. Usłyszałam, jak drzwi wejściowe zamykają się po drugiej stronie domu. Zaletą bycia wilkołakiem jest doskonały słuch. Poczułam znajomy, intensywny zapach, który się zbliżał.
"Sophia?" usłyszałam. Głos Brody'ego.
"Jestem w kuchni," odpowiedziałam mu. Usłyszałam, jak jego kroki zbliżają się do kuchni.
"Cześć mamo," przywitał się z Charlotte i przytulił ją.
"Chciałem tylko sprawdzić, co u ciebie," powiedział, patrząc na mnie. Mówił, że to on chciał mnie sprawdzić, ale czułam, że to Titus go tu wysłał. Brody jest Betą. Nie ma czasu, żeby tak po prostu sprawdzać ludzi. Wiem, że są raporty o atakach łotrów. Mój tata mówił mi o nich kilka dni temu. Opowiadał o niekończącej się papierkowej robocie. Stado Szkarłatnego Księżyca ma pewnie więcej papierkowej roboty niż Niebieski Półksiężyc.
"Mogę nazywać cię Soph, bo Sophia jest długie i męczące do wymówienia," zaśmiał się, szukając wymówki, żeby nazywać mnie Soph. Miał w sobie coś z dużego brata, jak James.
"Pewnie," zaśmiałam się, przewracając oczami.
"Zabiorę Soph na chwilę," powiedział Brody, machając, żebym za nim poszła. Wsadziłam ostatni kęs naleśnika do ust, wstałam i poszłam za nim. Dotarliśmy do pokoju, który wyglądał jak salon.
"Chcesz zagrać w 20 pytań?" zapytał. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. On patrzył na mnie z powagą na twarzy.
Punkt widzenia Brody'ego
'Co teraz robicie?' zapytał Titus w naszej łączności umysłowej. Soph patrzyła na mnie z czystym zdezorientowaniem.
'Nie rozumiem, czemu sam tego nie zrobisz, przecież to twoja partnerka,' westchnąłem do niego. 'Jest zdezorientowana.'
"Czy nie masz dużo papierkowej roboty?" zapytała. Faktycznie miałem, ale Titus kazał mi zdobyć informacje. Podobno nie może się do niej zbliżyć. Zagrożenie ze strony łotrów.
"Powinieneś uważać na swoją partnerkę. Im więcej wiesz, tym bardziej będzie cierpiała z powodu twoich decyzji. Już raz to przeszła. Tęsknimy za jej zapachem w pobliżu. Nie chcesz, żeby to się powtórzyło. Uważaj na siebie."
Nie było podpisu ani kontekstu. Zakładaliśmy, że to łotry, ale mógł to być jej stary stado. Słyszeliśmy od innych stad, że jej stare stado dzwoniło, żeby sprawdzić, czy nie trafiła do ich stada. Jeszcze nie dostaliśmy telefonu, ale myślę, że zadzwonią do nas na końcu. Jesteśmy znani z tego, że nie wpuszczamy nikogo do naszego stada. Titus jest już tak opiekuńczy wobec niej, że posunie się do ignorowania jej dla jej dobra. Powiedziałem mu, że to głupie, ale nie słucha.
"Tak, ale chcę poznać przyszłą Lunę," uśmiechnąłem się. Wiem, że Titus jeszcze z nią o tym nie rozmawiał, ale prawie całe stado już wie. Titus zrobił duże ogłoszenie, że niezamężni mężczyźni mają trzymać się od niej z daleka. To też było głupie, bo nie wolno jej opuszczać tego domu.
"Okej," powiedziała podejrzliwie. "Jaki jest twój ulubiony kolor?"
"Czerwony." "Jakie jest twoje ulubione jedzenie?" zapytałem.
"Spaghetti," uśmiechnęła się.
'Czy ona mówi?' zapytał Titus.
'Tak, teraz przestań mnie dręczyć, robię to dla ciebie,' powiedziałem, a potem zablokowałem łączność umysłową. Nie przeszkadzało mi rozmawiać z Soph. Wydaje się być osobą, z którą mógłbym się zaprzyjaźnić.
"Um...Czy znalazłeś swoją partnerkę?" zapytała.
"Nie, jeszcze się nie pojawiła," uśmiechnąłem się. Nie szukałem jej, jeśli się pojawi, to się pojawi. Nie przeszkadza mi czekać.
"Masz rodzeństwo?"
"Tak, brata i siostrę. James ma 21 lat, a Laura 5," powiedziała, pokazując palcami.
"Chwila, James Moretti?" zapytałem. Przysięgam, że to imię brzmi tak znajomo. James? Oh, z obozu Beta. Był silny.
"Tak?" powiedziała, potwierdzając moje myśli.
"Byłem z nim na obozie Beta," powiedziałem.
"Naprawdę?" powiedziała, podekscytowana. "Czy jesteś tym Brodym Montgomerym, o którym zawsze mówił?"
"Nie byłbym zaskoczony," zaśmiałem się.
"Oh, opowiadał mi wszystkie historie, jak psociliście wszystkim," zaśmiała się.
"Opowiadał ci o żarcie z olejem i piórami?" zaśmiałem się, przypominając sobie ten dowcip.
"Tak," zaśmiała się. I tak zostaliśmy, śmiejąc się i rozmawiając o starych czasach.