




6 . KŁOPOTY
~ Violet ~
„Więc co taka dziewczyna jak ty robi w takim miejscu?” zapytał Damon swoim głębokim, ochrypłym głosem.
„Taka dziewczyna jak ja?” odpowiedziała pytaniem.
„Piękna, inteligentna i... wyraźnie niedoświadczona.”
Violet zmrużyła oczy, spoglądając na niego, jakby była urażona.
„Dla twojej informacji, jestem odpowiednio wykwalifikowana do tej pracy. Pracuję tu od—”
„Nie mówiłem o pracy,” przerwał jej Damon. Jego głębokie brązowe oczy wbiły się w jej.
„O-o czym więc mówisz?”
„Widziałem, jak na mnie patrzysz i odwracasz wzrok,” jego oczy przesunęły się na jej usta i z powrotem na oczy. „Dlaczego? Nie możesz znieść odrobiny napięcia?”
Violet wydała z siebie cichy westchnienie, niepewna, co powiedzieć. Damon tylko się uśmiechnął i pochylił bliżej. Obie jego ręce były oparte o ścianę, unieruchamiając jej drobne ciało. Spojrzała na niego, a Damon mógł dostrzec strach w jej oczach. Wierciła się, co sprawiało, że krew w jego żyłach wrzała. Czerpał z tego ogromną przyjemność.
Damon oblizał usta, a jego oczy stały się przymknięte i ciemne. Violet przełknęła ślinę i odwróciła głowę na bok, gdy jego usta dotknęły skóry jej szyi. Wciągnął jej zapach i wydał z siebie westchnienie zadowolenia. To sprawiło, że coś w jej żołądku skręciło się w supeł, a ona nie wiedziała, co to było.
„D-Damon...” wydusiła.
„Krzycz, jeśli musisz,” wyszeptał do jej skóry. „A jeśli chcesz, żebym przestał, po prostu powiedz.”
Krzycz, jeśli muszę...?
Nie tracąc ani sekundy, Damon przywarł ustami do słodkiego miejsca na jej szyi. Całował i ssał jej skórę, jakby zamierzał ją pożreć. Jej ręce uniosły się, by go odepchnąć, ale Damon chwycił je i unieruchomił nad jej głową.
Damon zmniejszył dystans między ich ciałami i poczuł, jak się wierci przeciwko niemu. Szarpała się i kręciła, wyraźnie niedoświadczona w radzeniu sobie z własnym ciałem. Damon obsypał pocałunkami jej szyję i szczękę, zatrzymując się tuż przed ich ustami.
„Powiedz mi, czego chcesz?” wyszeptał bez tchu.
„Nie chcę, żebyś... przestał.”
Violet nie wiedziała, jak te słowa mogły wypłynąć z jej ust, ale tak się stało. Nigdy nie miała chłopaka ani nie doświadczyła czegoś takiego z żadnym chłopakiem wcześniej. Wszystko to było obce i nowe, i czuła potrzebę, by doświadczyć więcej.
„Jesteś tego pewna?” wyszeptał do jej ust Damon.
„T-tak.”
Uśmiechnął się znowu, tym diabelsko seksownym uśmiechem, a potem zmniejszył dystans między ich ustami. Violet wstrzymała oddech, gdy ich usta się złączyły, a jego usta skłaniały jej do poddania się. W końcu zamknęła oczy i pozwoliła, by uczucie ją pochłonęło. Jej ręce wciąż były unieruchomione nad jej głową, a jej skóra płonęła pragnieniem, którego nie umiała nazwać.
„Nigdy wcześniej tego nie robiłaś, prawda?” powiedział Damon przez pocałunek.
Violet mogła tylko przełknąć ślinę. Było zbyt zawstydzające przyznać, że ma osiemnaście lat i nigdy w życiu nie całowała chłopaka. Damon odsunął się nieco i przechylił głowę na bok.
„Czekaj, nie mów mi,” zatrzymał się na chwilę, zanim powiedział, „Jesteś dziewicą?”
- DZWONEK! * DZWONEK! * DZWONEK! *
Budzik dzwonił nieustannie i obudził Violet natychmiast. Jej oczy otworzyły się szeroko i pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, był sufit jej sypialni. Westchnęła głęboko, zanim wyłączyła alarm. To był tylko sen, pomyślała.
Wstając z łóżka, Violet chwyciła ubrania i miała już iść do łazienki, kiedy zauważyła duże białe pudełko stojące na jej biurku. Minął tydzień od jego dostarczenia, a fioletowe róże, które były w środku, zaczynały schnąć, ale wciąż były zbyt piękne, by je wyrzucić. Violet spojrzała na róże jeszcze przez chwilę, zanim potrząsnęła głową i poszła do łazienki.
Dziś dla Violet był dzień jak każdy inny. Obudziła się o piątej rano, wzięła prysznic, zjadła śniadanie i poszła na swoją zmianę w kawiarni. Jej sen z poprzedniej nocy był czymś niezwykłym, ale poza tym jej dzień zaczął się normalnie i świetnie. Kawiarnia zawsze była pełna ludzi rano, ale gdy zbliżało się popołudnie, ruch malał. Violet skończyła wszystkie swoje dodatkowe obowiązki i nie było w zasięgu wzroku żadnych klientów, więc zaczęła przeglądać telefon. Coś intrygującego przyciągnęło jej uwagę, gdyż pojawiła się wiadomość od Jessego.
Jesse Miller: Hej Vi, tu Jesse.
Jesse Miller: Masz czas na kolację dziś wieczorem?
Violet nie mogła powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Minął tydzień, odkąd Jesse odwiózł ją do domu z komisariatu i zaczęła już zapominać o tej kolacji. Nie sądziła, że Jesse naprawdę chce ją zaprosić, ale jednak. Violet zastanawiała się przez chwilę, gdy jej palce zawisły nad klawiaturą, próbując wymyślić coś sprytnego do odpowiedzi.
„Przepraszam, czy mogę prosić cappuccino na wynos?”
W trakcie swoich marzeń na jawie nie zauważyła, że klient czeka przed nią. Violet szybko schowała telefon i spojrzała w górę. Przed nią stał mężczyzna ubrany w elegancki czarny garnitur, patrząc prosto na nią.
„Jedna cappuccino, już się robi,” powiedziała, szybko obsługując kasę.
Violet nagle poczuła się zdenerwowana, kiedy pracowała przy ekspresie do kawy. Nigdy wcześniej nie widziała tego mężczyzny, a widok facetów w garniturach w centrum New Jersey nie był niczym nowym, ale od czasu spotkania z klanem Van Zandt, nie mogła patrzeć na mężczyzn w garniturach tak samo.
„Oto pana cappuccino, dziękuję za cierpliwość,” Violet uśmiechnęła się i podała nieznajomemu napój.
„Dzięki, reszty nie trzeba,” położył pięciodolarowy banknot i wyszedł z kawą.
Violet westchnęła i sięgnęła po pieniądze z lady. Potem znów pomyślała o swoim telefonie i propozycji Jesse'ego na kolację. Wciąż zastanawiała się, co odpowiedzieć, gdy nagle jej telefon zaczął dzwonić.
To Jesse...?
Violet szybko wyciągnęła telefon, a jej twarz przybrała grymas, gdy zobaczyła imię Dylan na ekranie. Zastanawiała się, czy nie odrzucić połączenia, ale skoro kawiarnia była pusta, postanowiła odebrać.
„Dylan, pracuję. O co chodzi?”
„Vi, mama upadła,” głos Dylana lekko drżał.
„Co?”
„Jest teraz w St. Jude’s. Możesz przyjechać?”
Violet przez chwilę myślała, że to może być żart, ale nawet Dylan nie zrobiłby jej czegoś takiego.
„Proszę, Vi,” powiedział ponownie. „Nie wiem, co robić.”
Violet nie zastanawiała się długo, zanim zdjęła fartuch i poszła do biura menedżera.
„Zaraz będę,” powiedziała.
„Co się, do cholery, stało?” Violet zapytała, gdy tylko zobaczyła Dylana siedzącego w poczekalni szpitala.
„Nie wiem, byliśmy w domu, ja byłem w salonie, a ona w łazience i po prostu... upadła,” Dylan wyglądał na zdezorientowanego, zmęczonego i przestraszonego.
Violet westchnęła. „I co powiedzieli lekarze?”
„Jeszcze robią jakieś badania, ale złamała kilka kości i będzie potrzebna operacja.”
„Operacja?”
„Tak, a ponieważ mama nie mogła dostać się na Medicaid z Alzheimerem, możemy musieć zapłacić pełną cenę za to.”
„Nie martw się o pieniądze, mam trochę,” powiedziała Violet, myśląc o 30 000 dolarów, które dostała w zeszłym tygodniu. Nie ruszyła ani grosza, a pieniądze leżały w banku. „Mogę iść do bankomatu i dać ci je.”
Dylan westchnął i pokręcił głową „Będziemy potrzebować o wiele więcej niż to, Vi. Nie wspominając o lekach, wizytach u lekarza, a mama może potrzebować rehabilitacji.”
Dylan położył rękę na głowie i zaczął przeczesywać włosy z frustracją. Violet wypuściła głęboki oddech i usiadła obok niego. Położyła dłoń na jego ramieniu i delikatnie je ścisnęła.
„Hej, damy radę, obiecuję,” powiedziała uspokajająco, chociaż sama nie wiedziała, jak mogliby przez to przejść. „Kiedy możemy ją zobaczyć?”
„Jak tylko wyjdzie z operacji. Pielęgniarka mówi, że to zajmie pewnie jeszcze godzinę.”
Violet skinęła głową i opadła na krzesło. Dylan odwrócił głowę na bok i Violet zauważyła, że jego oczy robią się szkliste.
„Hej, będzie dobrze,” powiedziała, ale Dylan tylko milczał, wpatrując się przez okno.
Violet rzuciła spojrzenie na ściany szpitala i jej myśli zaczęły błądzić. W zależności od powagi, ta operacja mogła kosztować ich co najmniej dwadzieścia do trzydziestu tysięcy dolarów. Dodając leki, fizjoterapię i inne wydatki, mogło to wynieść w sumie sto tysięcy dolarów. Ich rodzina ledwo mogła sobie pozwolić na normalne życie, nie mówiąc już o tym.
Będziemy potrzebować cudu, żeby przez to przejść, pomyślała.
I nagle, jakby jej modlitwy zostały wysłuchane, przed nią pojawił się mężczyzna ubrany w elegancki czarny garnitur. Był młody, prawdopodobnie w swoich wczesnych dwudziestkach, a jego długie brązowe włosy były starannie związane. Violet zobaczyła jego twarz i wydawał się jej znajomy. Mężczyzna uśmiechnął się do niej, ale jego wzrok skupiony był głównie na Dylanie.
„Dylan Carvey?” zapytał.
Dylan instynktownie odwrócił głowę i zmrużył oczy.
„Kim jesteś?” zapytał.
„Spotkaliśmy się krótko w The Union tydzień temu,” mężczyzna wyciągnął rękę do Dylana. „Jestem Adrian Luciano, consigliere pana Van Zandta.”
Dylan nie zastanawiał się długo, zanim uścisnął rękę mężczyzny i szybko wstał na nogi. Oczy Violet uniosły się, a ona przełknęła ślinę na dźwięk tego nazwiska. Ona i Dylan wymienili zaniepokojone spojrzenie.
„…Dobrze, więc dlaczego mnie szukasz?” zapytał, brzmiąc uprzejmie, ale ostrożnie.
„Przepraszam, że przeszkadzam w tak trudnym momencie, ale pan Van Zandt wymaga spotkania z tobą.”
„Ze mną?”
„Tak.”
„O-o czym?”
„Po prostu… uprzejmości,” powiedział, jakby to słowo miało inne znaczenie. „Dowiesz się więcej, gdy dotrzesz do posiadłości.”
Posiadłość?
Violet i Dylan wymienili kolejne spojrzenie. Consigliere szefa mafii odnalazł Dylana aż w szpitalu, by wezwać go na spotkanie w ich posiadłości. To nie mogło być zwykłe spotkanie. I chociaż nie wiedzieli, o co chodzi, to mogło oznaczać tylko jedno.
To oznacza kłopoty.
-
-
-
-
- Ciąg dalszy nastąpi - - - - -
-
-
-