Read with BonusRead with Bonus

Rozdział piąty

Następnego ranka ciężar wydarzeń z poprzedniego dnia przytłaczał mnie jak ciężka zasłona. Nie mogłam iść do szkoły, nie po tym, co zrobili bliźniacy. Postanowiłam udać chorobę, zakrywając się kołdrą, gdy Mariah przyszła mnie sprawdzić.

„Stormi?”, Mariah weszła do mojego pokoju i zapytała: „Co się dzieje?”.

„Nie czuję się dobrze, Mariah”, skłamałam. Nie mogę iść do szkoły. Jak mam stawić czoła bliźniakom? Nie jestem pewna, dlaczego mnie pocałowali, i cokolwiek to było, nie chcę się dowiedzieć.

„Wiem, że kłamiesz. Czy to przez dokuczanie?”, zapytała i pocałowała mnie w czoło. „Kto to robi? Powiedz mi, a ja z nimi porozmawiam”,

„Nie, wszystko w porządku, Mariah, nikt mi nie dokucza, po prostu chcę zostać w domu”, powiedziałam szczerze.

„Dobrze. Odpoczywaj”, powiedziała, kładąc chłodną rękę na moim czole. „Wrócę wieczorem. Nie zapomnij zrobić prania w domu stada.”

Skinęłam słabo głową, wdzięczna za wymówkę, by zostać w domu. Pominięcie szkoły oznaczało unikanie bliźniaków i ich nieuchronnego dręczenia, ale także konfrontację z Luną w domu stada. Rzadko do mnie mówiła poza krótkimi instrukcjami, a jej obojętność była równie zastraszająca jak jawna wrogość. Kiedyś była miła, ale po tym, jak jej młodszy brat próbował zmusić mnie do dotknięcia jego intymnych części, a ja opowiedziałam o tym Mariah, która później skonfrontowała się z Luną i jej bratem, znienawidziła mnie. Jej brat nazwał mnie kłamcą, a ona mu uwierzyła. Ale nie byłam jedyną, którą próbował to zrobić. Kiedy córka jednego z członków stada zgłosiła się rok później, został wygnany z parku. Ale przyzwyczaiłam się do tego, potrzebowała kogoś, kogo mogłaby obwiniać za to, co stało się z jej bratem, a ja przypadkiem byłam tą osobą.

Po wyjściu Mariah posprzątałam chatkę i wzięłam prysznic, zanim usiadłam przy kuchennym blacie, żeby się pouczyć.

Późnym popołudniem udałam się do domu stada. Dom stada był dużym, majestatycznym budynkiem, w którym mieszkały lub spędzały większość czasu wszystkie ważne rodziny. Rodzina Elijaha, będąca jedną z najbardziej prominentnych, miała tam znaczącą obecność, podobnie jak rodzina Osagiah, ponieważ jego ojciec był Betą. Miałam nadzieję szybko wejść i wyjść, niezauważona.

Wślizgnęłam się do środka, a znajomy zapach sosny i czystej pościeli wypełnił powietrze. Luna, matka Elijaha, była w kuchni i ledwo na mnie spojrzała, gdy weszłam.

„Pranie”, powiedziała po prostu, odwrócona do mnie plecami, kontynuując krojenie warzyw i rozmowę z innymi kobietami ze stada. Skinęłam głową, nie spodziewając się więcej. Rzadko mówiła do mnie poza niezbędnymi instrukcjami.

Westchnęłam, wchodząc do pralni i widząc stos brudnych ubrań w koszach na pranie. Szybko zabrałam się do pracy, zaczynając sortowanie według kolorów.

Patrząc na oznaczone kosze, upewniłam się, że nie pomylę ubrań, zwłaszcza tych Isahiaha. Zaczęłam od ubrań rodziny Alfy, zanim zajęłam się ubraniami Bety.

Poczułam zapach Elijaha, jego charakterystyczna woda kolońska wypełniła moje nozdrza. "Przestań być zboczeńcem, Stormi," powiedziałam do siebie i kontynuowałam pracę.

Myśląc, że Elijah jest w szkole, poszłam na górę do jego pokoju, żeby odłożyć jego czyste ubrania. Jego pokój był na końcu długiego korytarza, a gdy otworzyłam drzwi, zamarłam.

Elijah stał tam, mając na sobie tylko spodnie dresowe, a jego wyrzeźbiony tors błyszczał od potu. Odwrócił się, a nasze spojrzenia się spotkały, jego wyraz twarzy zmienił się z zaskoczenia na coś mroczniejszego.

"Naprawdę jesteś podglądaczem," powiedział, z uśmiechem igrającym na ustach, gdy zbliżał się do mnie.

Serce waliło mi jak oszalałe. Elijah różnił się od bliźniaków. Od zawsze miałam do niego skryte uczucia. Mając go tak blisko, niemal nagiego, moje myśli zaczęły szaleć.

"Prze-przepraszam," wydukałam, nie mogąc oderwać wzroku od jego intensywnych szarych oczu.

Zatrzymał się tuż przede mną, jego obecność była przytłaczająca. "W przeciwieństwie do bliźniaków, nie mogę sobie pozwolić na brudzenie rąk dotykając takiego szczeniaka jak ty," powiedział, a jego głos był pełen pogardy.

Drgnęłam na jego słowa, mieszanka wstydu i pragnienia ścisnęła mi serce. Upokorzenie paliło, ale część mnie nie mogła zaprzeczyć dreszczowi, jaki dawała mi jego bliskość, nawet jeśli jego słowa były okrutne.

"Przyniosłam tylko twoje ubrania," udało mi się powiedzieć, mój głos ledwo słyszalny.

Elijah cofnął się, jego oczy przeszyły mnie mieszanką pogardy i ciekawości. "Zostaw je i wynoś się," rozkazał, odwracając się, jakbym była tylko przeszkodą.

Szybko położyłam czyste ubrania na jego komodzie, moje ręce drżały. Bez słowa wybiegłam z pokoju, serce ciężkie od wstydu i pozostałego pragnienia. Gdy spieszyłam się schodami w dół, czułam na sobie spojrzenie Luny, zimne i obojętne. Resztę dnia spędziłam w pralni, a gdy skończyłam, było już po zachodzie słońca. Wszyscy wrócili, a dom stada ożył głosami i ruchem ludzi, którzy tu mieszkali. Myśląc o spotkaniu z Isaiąhem, postanowiłam zostawić czyste ubrania przed drzwiami każdego.

W domu zamknęłam się w swoim pokoju, a wydarzenia dnia odtwarzały się w mojej głowie. Słowa Elijaha bolały, ale wspomnienie jego bliskości, jego zapach, wciąż trwało. Zawsze wiedziałam, że jestem outsiderką w stadzie, ale dziś ta rzeczywistość uderzyła mnie z bolesną jasnością.

Previous ChapterNext Chapter