




Rozdział 4: Riley
Wychodzę spod prysznica, patrząc, jak resztki krwi spływają do odpływu. To ponury widok, ale już się do niego przyzwyczaiłem. Osuszam się ręcznikiem, spoglądając na swoje odbicie w lustrze—ciemne cienie pod oczami, znikający siniak na szczęce. Nawet nie pamiętam, skąd go mam. Kolejny dzień w pracy.
Po założeniu czystych ubrań wracam do salonu. W domu panuje cisza, przerywana jedynie cichymi głosami dochodzącymi z korytarza. Miejsce jest duże, większe niż to, w czym większość chłopaków w naszym wieku by mieszkała. Ale my nie jesteśmy jak większość. Każdy z nas ma swój pokój, wystarczająco dużo przestrzeni, żeby oddychać, i wystarczająco dużo dystansu, żeby zachować zdrowy rozsądek. Nie jest to może domowe, ale działa.
Z tyłu mamy garaż z trzema samochodami, które dzielimy między sobą. Nic efektownego, tylko praktyczne pojazdy, które dowiozą nas tam, gdzie trzeba, i pozwolą się wtopić, gdy trzeba zniknąć. Salon to nasze zwykłe miejsce spotkań, z obdrapanym stołem bilardowym pośrodku i kilkoma wysłużonymi kanapami wokół. Ściany są puste, poza kilkoma czarno-białymi zdjęciami, które Danny gdzieś znalazł—stare, surowe ujęcia miejskich ulic i zniszczonych budynków.
A potem jest biuro, ukryte z tyłu. To inny świat, z ekranami na ścianach, komputerami cicho brzęczącymi i kablami wijącymi się jak żyły po podłodze. Leo to nasz technik, praktycznie mieszka w tym pokoju, zajmując się tymi sprawami, które trzymają nas w grze. Od namierzania celów po włamywanie się do systemów, on to ogarnia. Każdy z nas ma swoją rolę i jakoś to działa.
Wchodząc do salonu, znajduję Nate’a, Danny’ego i Leo pochylonych nad stołem bilardowym, rozmawiających cicho. Patrzą na mnie, gdy wchodzę, a Danny unosi brew, lekko się uśmiechając. „Już czysty?” pyta, tonem lekkim, ale oczami poważnym.
„Tak,” mruczę, przeczesując ręką wilgotne włosy. „Ten facet był niezłym numerem. Myślał, że wytrzyma, ale nie trwało długo, jak Nate się włączył.”
Nate tylko wzrusza ramionami, opierając się o krawędź stołu bilardowego, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. „Zawsze myślą, że są twardsi, niż są,” mówi, tonem lekceważącym. „Dopóki nie spotkają mnie.”
Leo kiwa głową, bezmyślnie kredą pocierając kij bilardowy. „Mamy coś przydatnego?” pyta, zawsze praktyczny. Jego umysł pewnie już przelatuje przez logistykę, myśląc o tym, co dalej.
Biorę oddech, przechodząc przez pokój, by sięgnąć po piwo z lodówki. „Wspomniał o szkole,” mówię, odkręcając kapsel i biorąc łyk. „Powiedział, że ona chodzi do Lakewood College. Nie podał imienia, ale to zawęża poszukiwania. Jest tam studentką i tam planują wykonać swój ruch.”
Danny prostuje się, z iskrą zainteresowania w oczach. „Lakewood? To niedaleko. Możemy być tam w mniej niż godzinę. Jeśli wiemy, gdzie chodzi, znalezienie jej nie powinno być trudne.”
Leo kiwa głową, przesuwając palcami po kiju bilardowym. „Mogę wyciągnąć katalog studentów,” mówi, spoglądając w stronę biura. „Mam kilka kontaktów, które mogą nam dać dostęp. Znamy jej twarz, zanim dzień się skończy.”
Nate strzela kostkami, lekki uśmiech pojawia się na jego twarzy. „Więc idziemy po nią, prawda? Docieramy do niej, zanim oni to zrobią, używamy jej jako karty przetargowej. To nasza szansa.”
Biorę kolejny łyk, czując, jak zimno zmywa napięcie z wcześniejszego dnia. „Tak. Nie zostajemy tutaj na zawsze. To nasz strzał. Znajdziemy ją i będziemy ją chronić, dopóki nie użyjemy jej jako naszej przepustki.”
Danny unosi brew, z cieniem uśmiechu na twarzy. „A co, jeśli ma kogoś, kto jej pilnuje? Wiesz, jacy mogą być ci bogaci—zawsze ktoś czai się w cieniu.”
Leo wzrusza ramionami, odkładając kij bilardowy. „Przejdziemy przez to, gdy do tego dojdzie. Na razie musimy tylko dotrzeć do niej, zanim oni to zrobią. Jeśli jest w Lakewood, będę miał listę możliwych imion do wieczora. Upewnimy się, że jest pod naszą opieką.”
Patrzę na chłopaków, moją ekipę, moją rodzinę. Przeszliśmy razem przez piekło, a teraz jesteśmy blisko końca gry. Stawki są wyższe niż kiedykolwiek, ale wszyscy wiemy, co ryzykujemy. Ta dziewczyna to nasza droga wyjścia i nie pozwolimy nikomu stanąć nam na drodze.
Na razie zagramy mądrze, znajdziemy ją i wykonamy ruch. Gdy już będzie z nami, możemy wreszcie zacząć myśleć o tym, jak życie może wyglądać po drugiej stronie tego wszystkiego. Ale najpierw musimy ją znaleźć. I nie mamy dużo czasu.