Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 06: Dziwne uczucia

Bellatrix

  • Cholera! Tylko nie teraz, Tee.

Ostrożnie podniosłam wzrok na Aleca, który zmarszczył brwi i puścił moją rękę. "Będziesz się na mnie gapić cały dzień zamiast odebrać ten cholerny telefon?!" warknął.

  • Przepraszam... - wyjąkałam i odwróciłam wzrok. Powoli wyciągnęłam telefon i przysięgam, że moje serce zaczęło bić szybciej, gdy zobaczyłam imię Tee migające na ekranie.

  • Chwileczkę, proszę - mruknęłam do Aleca i szybko odeszłam na bezpieczną odległość, zanim odebrałam połączenie.

  • Co? Myślałam, że jesteś wszechwiedzący i powinieneś wiedzieć, gdzie jestem - warknęłam, gdy tylko przyłożyłam telefon do ucha.

Tee cmoknął po drugiej stronie telefonu. - Nie założyłaś kolczyka, Bellatrix - powiedział.

Prychnęłam, przewracając oczami. - Nie było nic do słuchania.

Prawie słyszałam, jak warczy. - Nie chcesz testować mojej cierpliwości, Bellatrix.

  • Czy nie za wcześnie na groźby, Tee? - odpowiedziałam sprytnie, z głębokim grymasem na twarzy.

  • Spotkajmy się w kawiarni Faye o siódmej - stwierdził, całkowicie ignorując moje słowa.

  • A jeśli nie przyjdę?

  • Lepiej, żebyś nie chciała, żebym odpowiedział na to pytanie, Bellatrix Fallon - zaśmiał się lekko i jak zwykle, nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się.

Z jękiem frustracji mocno ścisnęłam telefon w dłoniach. Naprawdę zaczynałam nienawidzić tę robotę, powinnam była ją odrzucić, kiedy mogłam. Gdybym tylko nie potrzebowała odpowiedzi. Mimo to, powinnam była wiedzieć, że to zły pomysł, a teraz zaczynałam mieć dziwne przeczucia co do tego Tee.

Kim on jest? I dlaczego potrzebuje, żebym szpiegowała zimowy klan, skoro praktycznie wie wszystko, co się tam dzieje, bez mojej pomocy? To śmierdziało i zbliżając się do mojego wniosku, nie chciał mnie w zimowym klanie z powodu informacji, do których już ma dostęp, musi być inny powód i zamierzałam go odkryć.

Westchnęłam, wsuwając telefon z powrotem do torebki. Czułam obecność Aleca, zanim jeszcze się odezwał, i natychmiast odwróciłam się, by zobaczyć, jak wbija we mnie wzrok pełen gniewu. - Mówiłaś, że to minuta.

Wzruszyłam ramionami. - Zajęło to dłużej, niż myślałam. Przepraszam. Nie musiałeś na mnie czekać, mogłabym przyjść sama.

  • I zrobić coś głupiego? Nie. Dość gadania, idziemy.

  • Jakby ci zależało - mruknęłam z kpiną, a oczywiście usłyszał mnie, dzięki ich głupiemu zaawansowanemu słuchowi.

  • Nie obchodzi mnie ty, kobieto, obchodzi mnie mój klan, a ty nie jesteś jedną z nas - odparł lodowato.

  • To mnie wyrzuć - powiedziałam, otwierając drzwi samochodu, bo już dotarliśmy do garażu.

  • To wbrew zasadom naszego klanu wyrzucać ludzi bez konkretnego powodu.

  • Możesz mnie zwolnić. - To było głupie z mojej strony, można by zapytać, dlaczego mówię mu, żeby mnie zwolnił, ale z jakiegoś powodu nie byłam sobą.

Zaczynałam mieć wątpliwości co do szpiegowania Aleca i jego klanu... Szpiegowanie nawet nie było odpowiednim określeniem, bo nadal nie wiedziałam, dlaczego Tee chciał, żebym tu była.

  • Trzy dni temu wyglądałaś na pewną siebie, teraz chcesz uciekać? Boisz się mnie tak szybko? - Alec uśmiechnął się złośliwie, patrząc na mnie, a mimo że nienawidziłam jego uśmiechu, moje serce zadrżało na widok jego niezaprzeczalnej urody.

Cholera, moje zdradzieckie serce.

  • Nigdy nie będę się ciebie bała, Alfa Alec, po prostu nie mogę dłużej znosić twojego dupkowatego zachowania - odparłam z własnym uśmiechem na ustach.

Alec zawarczał i w mgnieniu oka obszedł samochód, stając przede mną. Niebieskie plamki w jego oczach pociemniały, wirując jak płonący ogień. Zatkało mnie, gdy opadłam na siedzenie, Alec przycisnął ręce po obu stronach mnie i pochylił się, by spojrzeć mi w oczy.

  • Naprawdę nie powinnaś tak mówić do... - Nie dokończył zdania, bo jego oczy nagle się rozszerzyły i natychmiast się wyprostował, jego twarz zbielała.

  • Wszystko w porządku? - Wstałam, zbliżając się do niego.

  • Stój z daleka! - warknął.

Zmarszczyłam brwi w zamieszaniu. - Co...

  • Powiedziałem, żebyś się, cholera, cofnęła! - krzyknął ponownie, zmuszając mnie do zatrzymania się. Odwrócił wzrok, przeczesał ręką włosy, a potem spojrzał na mnie. - Umiesz prowadzić? - zapytał, jego ton nadal był twardy, ale oczy mówiły coś zupełnie innego.

Co tu się, do diabła, dzieje? Czy on nie krzyczał na mnie kilka sekund temu? - Co?

  • Odpowiedz na to cholerne pytanie! - warknął. Dobra, wracamy do punktu wyjścia, widzę.

  • Umiem.

  • Dobrze... - wyciągnął klucze z kieszeni i rzucił mi je. - Jedź do domu teraz... Nie wychodź z domu i nie rozwal mojego samochodu.

  • Dlaczego? To znaczy, dlaczego nagle dajesz mi swoje klucze, żebym pojechała do domu... Nie rozumiem.

  • Nie musisz rozumieć, po prostu zrób, co mówię... I zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Tylko nie wychodź z domu, dopóki nie wrócę. - Po tych słowach odwrócił się i zaczął iść z powrotem do domu klanu.

  • Alec... Alec, czekaj - zawołałam, ale nie zatrzymał się, chociaż wiedziałam, że mnie słyszał. Zdezorientowana to mało powiedziane... Moja głowa i umysł były w totalnym chaosie, nie mogłam pojąć nagłej zmiany zachowania Aleca. Co tu się właśnie stało?

Spojrzałam na klucz w mojej dłoni i na drogę, którą poszedł Alec... Mogłam nienawidzić złych Lykanów, ale najbardziej nienawidziłam, gdy ktoś mną rządził jak dzieckiem, więc zatrzasnęłam drzwi samochodu i poszłam za Alecem. Mógł zrobić, co chciał, nie zamierzałam pozwolić, żeby ktoś mi mówił, co mam robić, poza tym musiałam zrozumieć, dlaczego zachował się tak, jak się zachował.

Wchodząc do domu klanu, nie było tam już tylu ludzi, co wcześniej, ponieważ większość już wyszła, a ci, którzy zostali, to głównie kobiety i dzieci. Prawdopodobnie wszyscy zebrali się tutaj na spotkanie klanu czy coś. Stałam tam, czując się zagubiona, gdy moje oczy przeszukiwały wspólny pokój. Jedno to iść za Alecem, a drugie to wiedzieć, gdzie jest, bo na pewno nie był w tym pokoju.

  • Hej, Bellatrix, myślałam, że już poszłaś... - zauważyłam Leilę idącą w moją stronę z promiennym uśmiechem, jej zielone oczy błyszczały, gdy stanęła przede mną. Naprawdę trudno było żywić jakąkolwiek urazę do Lykanów z tego klanu z ich nieodpartą urodą.

Odwzajemniłam jej uśmiech szczerze. - Miałam, ale Alec nagle zmienił zdanie.

  • Naprawdę? Dlaczego? Kazał ci czekać?

  • Nie, właściwie dał mi klucze do swojego samochodu, żebym sama pojechała do domu, zachowywał się dziwnie, więc przyszłam zobaczyć, czy coś jest nie tak.

Leila zmrużyła oczy, jej usta otworzyły się w wyrazie, który nazwałabym szokiem, bo tak to wyglądało. - Czekaj, czyli chcesz powiedzieć, że mój brat dał ci klucze do swojego samochodu? Żebyś prowadziła jego samochód? - Wyglądała na bardziej zszokowaną niż ja, co zwiększyło moje podejrzenia co do tego, co się dzieje z Alecem.

  • Nie robi tego często, prawda? Dając klucze do samochodu pracownikowi? - zapytałam.

  • W ogóle to słowo, on nawet nie pozwoliłby mi dotknąć go palcem.

  • Naprawdę?

Leila energicznie pokiwała głową, a potem zaczęła szeroko się uśmiechać. - Co? - zapytałam.

  • Wiesz, zawsze chciałam mieć ludzkich przyjaciół, chociaż nasze ostatnie spotkanie było dość burzliwe, bo byłam naprawdę wkurzona na mojego brata, więc może zaczniemy od nowa... Wiesz, moglibyśmy wyjść i się zabawić, a ja poprowadzę. Co ty na to?

Zajęło mi chwilę, zanim zrozumiałam motyw Leili za jej nieco nieporadną przemową, i wybuchnęłam śmiechem na jej przebiegłość. - Naprawdę chcesz prowadzić samochód swojego brata tak bardzo? Widzę, że właśnie wymyśliłaś dramatyczną historię.

Leila zamrugała oczami. - Cóż, można tak powiedzieć, ale szczerze chciałam mieć ludzkiego przyjaciela, więc to byłby bonus. - Uśmiechnęła się, trzepocząc pełnymi rzęsami, jej zielone oczy błyszczały pod nimi.

Nienawidziłam Lykanów, ale zawsze mogła być wyjątek, prawda? Jeden przyjaciel Lykan nie zaszkodzi, prawda? Odwzajemniłam uśmiech Leili i wzruszyłam ramionami. - W porządku, to co, idziemy?

  • Okej! - zapiszczała z ekscytacją i chwyciła mnie za ręce, ciągnąc na zewnątrz.

Na chwilę zapomniałam, że Alec kazał mi wrócić prosto do domu i czekać, aż wróci, a także że Tee chciał się ze mną spotkać o siódmej.


Previous ChapterNext Chapter