




Rozdział 6
ASHER
Zawsze nas potrzebują z jednego powodu: pieniędzy. Udają, że potrzebują nas do rozwiązania problemu dyplomatycznego między dwoma watahami lub walki o władzę, ale rozwiązanie jest zawsze takie samo. Krytykują nas za spędzanie zbyt dużo czasu z ludźmi, a nie wystarczająco z naszymi, ale oba gatunki mają wiele wspólnego, w tym wady.
"Niech zgadnę, potrzebujecie zasobów finansowych. Myślicie, że budując prawdziwą fortecę wokół swojej watahy, sąsiedzi przestaną was plądrować." Mówię do Alfy stojącego przede mną.
"Dokładnie tak myślałem." Potwierdza z szerokim uśmiechem.
"Myślą jak w średniowieczu," mówi mi Knox przez nasz umysłowy link.
Spoglądam na niego kątem oka, z uśmiechem. Myślałem to samo, ale są tak przewidywalni. Już otwieram usta, gdy mój młodszy brat mnie wyprzedza.
"Dlaczego nie zainstalować systemu monitoringu wideo? Wyszkolcie swoje delty, aby były wystarczająco przygotowane na wypadek ataku. Dzisiejsza technologia pozwala nam na wiele rzeczy."
"Tak, ale to kosztowałoby nas fortunę... nie mamy..."
"Pożyczymy wam pieniądze," zapewniam go, Knox patrzy na mnie zaskoczony, a oczy Alfy Carricka rozświetlają się. "Pod jednym warunkiem," dodaję, a Knox tłumi śmiech, kręcąc głową. "Jako Alfa, chodzi o watahę, prawda? Wataha najpierw? Przed rodziną i osobistymi ambicjami?"
Przełyka ślinę i kiwa głową pod spojrzeniem swojego bety.
"Damy wam potrzebne fundusze, znajdziemy nawet kogoś, kto wyszkoli członków waszej watahy w obsłudze tych technologicznych narzędzi, a w zamian będziemy zarządzać watahą. Trzej potomkowie ostatniego króla wilkołaków."
"Co ty wyprawiasz?" pyta mnie Knox przez umysłowy link, zachowując kamienną twarz.
"Chcesz watahę?"
Kiwam głową. "Zaufalibyśmy wam, żebyście dbali o sprawy pod naszą nieobecność, ale musielibyśmy zatwierdzać wszystkie decyzje."
"Bylibyście prawdziwymi alfami watahy?"
"Co o tym myślisz?" pytam go i widzę wyraz twarzy jego bety. Chciałby, żeby się zgodził.
"Dla dobra watahy, nie mam wyboru, muszę się zgodzić."
"Podejmujesz właściwą decyzję," mówię, wstając. Zapinając marynarkę, dodaję. "Jutro rano wyślę ci wszystkie dokumenty przez mojego prawnika."
Knox idzie za mną, wracamy do naszego samochodu. Gdy odjeżdżamy od watahy, Knox odwraca się do mnie.
"Od kiedy chcesz zarządzać watahą?" pyta mnie.
"Od kiedy znaleźliśmy naszą królową. Ale nie zamierzam na tym poprzestać. Chcę, żebyśmy znaleźli miejsce, na które zasługujemy."
"Jax będzie tym zachwycony!" Wykrzykuje. "Pieprzeni Królowie."
"Z pieprzoną Królową."
ISABELLA
Od śmierci mojego ojca, z dumą uczestniczę w charytatywnym balu organizowanym co roku przez kancelarię prawną. Przybywa tam mnóstwo korporacyjnych klientów i zamożnych osób, które przekazują datki na badania nad rakiem. Przez cały czas mojego małżeństwa z Dominikiem, towarzyszył mi i nie musiałam stawiać temu czoła sama, ale w tym roku po raz pierwszy będę zupełnie sama.
Gdy rzucam ostatnie spojrzenie w lustro, dzwonek do drzwi rozbrzmiewa. Otwieram drzwi, zakładając czarne szpilki.
"Dobry wieczór... Wow... jesteś... cholera... przepraszam..." Knox jąka się.
"Cześć. Właśnie wychodziłam."
"Widzę. Chciałem tylko zapytać, czy masz lód. Chciałem zrobić sobie koktajl i zaproponować ci jeden, ale nie miałem lodu, więc pomyślałem, że może Isabella ma."
Przygryzam dolną wargę. Jego nieporadność wobec mnie sprawia, że trochę się rozczulam, muszę przyznać.
"Cóż, niestety nie będę mogła ci towarzyszyć, ale rzeczywiście mam kostki lodu, jeśli chcesz."
Wzdycha dramatycznie. "Przyjmę kostki lodu, wypiję koktajle z Jaxem. Nie będzie tak dobrze jak z tobą, ale cóż..."
Śmieję się, kręcąc głową i idąc do kuchni po kostki lodu. Biorę kurtkę i torebkę, wracając do drzwi. Daję mu worek z lodem i wychodzę w tym samym czasie co on. Idziemy razem do windy.
"Idziesz na randkę?" Pyta, drapiąc się po głowie.
"Nie, idę na charytatywny bal. To długa historia."
"Rozumiem. Zastanawiałem się, czy... czy chciałabyś pójść ze mną na kawę."
"Chętnie, ale powinnaś wiedzieć, że zgodziłam się wyjść z Jaxem w piątek wieczorem. Nie chcę wprowadzać między was napięć, zwłaszcza że jesteście braćmi..."
"O, ale ja już o tym wiem." Przerywa mi, a ja patrzę na niego, unosząc brwi. "Mówimy sobie wszystko, wiem, że on cię lubi i on wie, że ja też cię lubię. Nie mamy z tym problemu."
Dźwięk windy przywraca mnie do teraźniejszości. Muszę przyznać, że jestem trochę zszokowana tym, co właśnie usłyszałam, ale muszę dostać się na górę i wyjść na bal.
"Uh, na kawę..."
"Jeśli chcesz, możesz zostawić Stuartowi notkę z propozycją, a ja zorganizuję, żeby być dostępna."
"Uh, okej..." odpowiadam oszołomiona.
"Miłego wieczoru, Isabella." Mówi, zanim drzwi windy się zamykają.
Co tu się właśnie wydarzyło? Jax, a potem Knox. Kiedy opowiem o tym Alexowi, nie uwierzy.