Read with BonusRead with Bonus

5- Sąsiedzi i przygnębienie

Im dłużej spędzam czas z tym Zmiennokształtnym, tym bardziej zaczynam myśleć, że los się pomylił. Zastanawiam się, czy istnieje sposób na zerwanie nici lub pozbycie się ich w jakiś sposób. Nigdy wcześniej tego nie widziałam. Nawet w śmierci ludzie są ze sobą związani. Kiedyś przechodziłam obok cmentarza i zobaczyłam starszego mężczyznę odwiedzającego grób swojej żony. Czerwona nić wciąż płynęła z jego piersi i znikała w ziemi, łącząc go na zawsze z ukochaną. Było to przygnębiające, ale też w pewien sposób romantyczne, choć w makabryczny sposób.

Spojrzałam na mężczyznę siedzącego przy stole naprzeciwko mnie. Nie mogę sobie wyobrazić, że będę z nim związana na zawsze. Naprawdę mam nadzieję, że los wie, co robi, dając mi tego mężczyznę jako moją bratnią duszę.

„Tak, będę przyjaciółką twojej siostry bliźniaczki. To jest przeznaczenie.” On marszczy brwi.

„Nie jesteś nawet Zmiennokształtną, dlaczego los chciałby, żebyś była przyjaciółką mojej siostry?” Teraz to ja marszczę brwi.

„Co to ma do rzeczy? Każdy ma swoje przeznaczenie, panie Kane, niezależnie od okoliczności swojego urodzenia. Kiedy patrzę na kogoś, widzę nici jego przeznaczenia, a nie jego gatunek.”

Czuję się niesamowicie zirytowana. Ten mężczyzna jest moją bratnią duszą, jak może być takim palantem? To zdecydowanie nie było pierwsze spotkanie, jakiego się spodziewałam, kiedy w końcu spotkałam posiadacza mojej czerwonej nici. Miałam nadzieję na coś trochę słodszego, może uroczego lub romantycznego. Ale nie, zostałam zwyzywana i obrażona. Super. Patrzy na mnie przez chwilę.

„Bellamy.” nagle mówi.

„Co?” Jestem całkowicie zdezorientowana, przecież już powiedział mi swoje imię, prawda? Zmiennokształtny wygląda bardzo poważnie.

„Mów mi Bellamy. Pan Kane to mój ojciec.” Jego wyraz twarzy jest smutny. Nie wiem, co się stało z jego ojcem, ale jestem pewna, że nie może być żywy i zdrowy, nie z takim smutkiem na twarzy syna. Kiwnęłam głową.

„Dobrze. Bellamy więc. Możesz mówić do mnie Ryann.” proponuję, głównie dlatego, że byłoby super niezręcznie, gdybym używała jego imienia, a on mojego nazwiska. Poza tym, ten facet jest moją bratnią duszą, będziemy musieli przejść przez etap niezręcznego używania swoich imion, więc czemu nie zrobić tego teraz?

Zmiennokształtny - przypominam sobie w myślach, żeby nazywać go Bellamy - wydaje się być ulgą, że zgodziłam się tak łatwo i... czy on oddycha dziwnie głęboko? Może to coś typowego dla Zmiennokształtnych, słyszałam, że mogą wyczuć wiele o tym, jak ktoś się czuje i reaguje na podstawie zapachu... co jest trochę dziwne, ale chyba przydatne.

„No dobrze, Bellamy, teraz mam kilka pytań do ciebie.” zaczynam. Wygląda na zirytowanego. Można by pomyśleć, że właśnie powiedziałam mu, że ma wizytę u dentysty czy coś.

„Wow, uspokój się. Nie pytam o nic trudnego, przynajmniej nie powinno być.” Bellamy niechętnie kiwa głową i gestem zachęca mnie do kontynuowania.

„No więc, najpierw naprawdę chciałabym wiedzieć, jak mnie znalazłeś. Nawet nie podałam pełnego imienia na notatce, a ty nie znałeś go, dopóki ci nie powiedziałam, więc wątpię, żebyś zdobył moje dane od kogoś z Borderline.” rozważam. Bellamy wzrusza ramionami.

„Twój zapach był wszędzie na notatce. Założyłem, że została umieszczona w torbie mojej siostry w restauracji, bo to jedyne miejsce, gdzie była tego wieczoru, więc poszedłem tam. Nie zajęło mi długo, żeby cię znaleźć. Twój zapach był... wyjątkowo łatwy do śledzenia.” zauważa, biorąc kolejny głęboki oddech. Wzruszam ramionami.

„Może dlatego, że wracałam do domu boso.” mówię obojętnie. Wydaje się zdezorientowany.

„Boso? Dlaczego to zrobiłaś?” pyta ciekawie. Wskazuję na szpilki, które porzuciłam w drzwiach.

„Bo te buty są złem wcielonym i jestem pewna, że odgryzały mi stopy czy coś. Niestety, są częścią mojego munduru w pracy.” wyjaśniam. Unosi brew.

„Odgryzają ci stopy? Na pewno nie mogą być AŻ tak złe...” urywa. Podnoszę stopę i zdejmuję kapcie w kształcie króliczków, aby pokazać pęcherze i czerwone ślady, które szpecą moją bladą skórę.

„Są zdecydowanie tak złe.” stwierdzam, trzymając stopę tak, aby mógł zobaczyć. Prawie komiczne jest to, jak przerażony wygląda Bellamy. Pochyla się do przodu i chwyta moją stopę, przyciągając ją do siebie.

Zdaje się, że zdaje sobie sprawę, jak dziwne to jest, bo nagle zastyga i, prawie tak szybko jak mnie chwycił, puszcza mnie z powrotem.

Zapada niezręczna cisza, gdy zakładam z powrotem kapcie. Postanawiam przejść do następnego pytania i staram się nie myśleć o tym, że znalazł mnie po zapachu. To trochę wydaje się naruszeniem prywatności czy coś, ale kto ja jestem, żeby mówić. Dosłownie szpieguję osobiste relacje wszystkich dookoła. Poza tym, zostawiłam notatkę.

„Jak... jak twoja siostra zareagowała, gdy zobaczyła notatkę?” Okazuje się, że naprawdę boję się usłyszeć jego odpowiedź. Nie chcę, żeby mnie nienawidziła. Bellamy spuszcza wzrok na podłogę.

„Właściwie to jej nie widziała. Wywęszyłem coś innego w jej torebce, ciebie, jak sądzę, i zabrałem ją, zanim zauważyła. Była podekscytowana i nie wydawała się tego zauważyć.” Nie jestem pewna, czy jestem rozczarowana, że moje ostrzeżenie do niej nie dotarło, czy ulżyło mi.

„Jestem zaskoczona, że podjąłeś wysiłek, żeby mnie znaleźć.” komentuję. On niespokojnie przesuwa się na swoim miejscu.

„To moja siostra, musiałem wiedzieć, czy notatka coś znaczy. Poza tym...” waha się.

„Nie jestem zbyt pewny co do Tristana. Nigdy naprawdę się z nim nie związałem.” Interpretuję to jako jego taktowny sposób na powiedzenie, że nienawidzi Tristana i uważa go za totalnego dupka. Otwieram usta, żeby to powiedzieć, ale przerywa mi ktoś przy drzwiach.

Paul stoi z założonymi rękami w moich drzwiach. Byliśmy tak zajęci kłótnią, że żadne z nas nie pomyślało o zamknięciu drzwi. Bellamy natychmiast wstaje i podchodzi do nieznajomego. Paul mówi, jego ton jest pełen obrzydzenia.

„Zmiennokształtny?” wypluwa, patrząc na znak Bellamy'ego.

„Myślałem, że jesteś taką miłą dziewczyną, Ryann, mam nadzieję, że nie zamierzasz mieć Zmiennokształtnych o każdej porze w moim budynku.” Warczy. Bellamy robi krok do przodu, jego postawa jest obronna. Wstaję i staję między nimi.

„Bellamy, zignoruj mojego sąsiada. Wygląda na to, że ma kiepskie maniery. Paul, wyjdź z MOJEGO mieszkania. Ten budynek należy do Maggie, nie do ciebie i nie ma powodu, dla którego nie mogę zapraszać, kogo chcę.” przypominam mu. Bellamy może być trochę dupkiem, ale nie pozwolę, żeby mój sąsiad obrażał go z powodu jego gatunku. Paul patrzy na mnie gniewnie.

„Przepraszam, że przyszedłem sprawdzić, co się dzieje, po tym jak ten brutal prawie wyważył twoje drzwi. Słyszałem to z dołu. Magowie naprawdę zachowują się, jakby zasady ich nie dotyczyły, prawda?” kieruje ostatnie zdanie do Bellamy'ego, który wygląda, jakby chciał powalić Paula.

Nie mogę go za to winić. Paul też działa mi na nerwy.

Bez słowa podciągam rękaw piżamy tak wysoko, jak mogę na ramieniu. To wystarczy, żeby dolna część mojego znaku była widoczna. Wyraz twarzy Paula ciemnieje.

„Co do cholery? Maggie obiecała, że wszyscy w tym budynku są bezpieczni. Chyba łatwo oszukać starszą panią, co?”

Pękam. Co innego obrażać Bellamy'ego, ledwo go znam. Obrażać mnie?

Czemu nie. To nie tak, że nie ma już mnóstwa ludzi, którzy to robią, mogę to znieść. Ale Maggie? Jest najlepszą osobą, jaką znam, i nie mogę znieść, gdy ktoś tak o niej mówi. Prawdopodobnie nie powinnam sięgać po przemoc, ale po prostu nie mogę się powstrzymać. Moja ręka leci, zanim mózg zarejestruje, że się porusza, i uderzam go mocno w twarz.

Previous ChapterNext Chapter