Read with BonusRead with Bonus

2: Przyjemność robienia z tobą interesów.

Aife POV

„Co?” Tata krzyknął.

Leżąc na ciałach wojowników, którzy kiedyś walczyli zaciekle, by chronić członków stada, zdałam sobie sprawę, jak wielkim tchórzem byłam. Nie pragnęłam niczego bardziej niż tego, by moja dusza opuściła ciało i uciekła przed tym bezwzględnym człowiekiem.

Z ust nieznajomego wydobył się dziwny dźwięk; nie mogłam stwierdzić, czy to był warkot, czy westchnienie, może jedno i drugie.

Nie powiedział nic więcej poza tym, co już wypowiedział. „Ją. Aby ocalić stado, musisz mi ją oddać.”

„Oszalałeś? Nie oddam ci mojej córki! Nie pozwolę na to!”

Kątem oka widziałam, jak tata próbuje walczyć z najeźdźcami, ale wiedziałam, że to na nic. Z jakiegoś powodu ten człowiek potrzebował mnie i nie odejdzie z pustymi rękami, niezależnie od decyzji mojego taty.

Wiedziałam, że tata nie zrezygnuje ze mnie. Nigdy by mnie nikomu nie oddał, nawet gdyby miał mnie chronić własnym życiem, ale nie mogłam zaakceptować tego jako opcji.

Nie pozwolę, by więcej krwi zostało przelane z mojego powodu.

Łzy napłynęły mi do oczu, gdy skupiłam wzrok na potwornym mężczyźnie przede mną. Oblizałam wargi i zebrałam resztki odwagi, jakie miałam, po czym odchrząknęłam i powiedziałam: „Pójdę.”

W momencie, gdy wypowiedziałam te słowa, tata zaczął krzyczeć, szarpiąc się dwa razy mocniej, podczas gdy nieznajomy wyciągnął do mnie rękę jak jakiś krwawy książę z bajki.

Pokręciłam głową, próbując wstać. Wszystko we mnie krzyczało, by uciekać, ale jeśli przyszłość całego stada, czy to, co z niego zostało, była w moich rękach, jako córka Alfy, musiałam wziąć za nich odpowiedzialność.

Gdy udało mi się wyprostować ciało, kolana prawie się pode mną ugięły.

„Aife, nie bądź głupia, nie rób tego! On cię zabije, jeśli z nim pójdziesz! Jeśli mamy umrzeć, umrzemy razem, jako stado, jako rodzina!” Tata krzyczał w ostatniej próbie zmiany mojego zdania.

Chciałam, ale nie mogłam na niego spojrzeć. Nie w ten sposób.

Kiedyś potężny i szanowany Alfa, zmuszony do leżenia na ziemi przez kogoś, kto nie był godzien oddychać tym samym powietrzem co mój ojciec. Był dumnym człowiekiem, człowiekiem, który wolałby umrzeć, niż żyć na kolanach. Ostatnią rzeczą, jakiej mój ojciec potrzebował, było to, by jego jedyne dziecko widziało go w takim stanie.

„Mądra dziewczyna, którą masz, Alfo Lucianie. Zawsze miło robić z tobą interesy,” zaśmiał się brutal, robiąc krok w moją stronę.

Chciałam się cofnąć, zwiększyć dystans między nami, ale nie odważyłam się poruszyć. Dla stada. Robiłam to dla stada. Dla mojej rodziny. Dla wojowników, którzy wciąż walczyli o swoje życie, dla matek i dzieci ukrytych w domu stada. Dla nich.

Gdy brutal zatrzymał się przede mną i pochylił, wstrzymałam oddech. Czułam jego obrzydliwe ręce na mojej skórze, gdy podniósł mnie pod kolana i przerzucił przez ramię jak worek.

„Chodźmy, chłopaki, skończyliśmy tutaj. Dziś wieczorem stawiam drinki,” zaśmiał się, obracając się i ruszając w stronę lasu.

Gdy mordercy krzyczeli i porzucali wszystko, by podążyć za swoim przywódcą, rzuciłam ostatnie spojrzenie na mojego ojca, wyszeptałam słabe „przepraszam” i zamknęłam oczy. Nie chciałam widzieć bólu i rozczarowania w jego oczach.

Pewnego dnia zrozumie i zaakceptuje, dlaczego podjęłam tę decyzję.

Gdy nieznajomy niósł mnie z dala od jedynego domu, jaki znałam, zdałam sobie sprawę, że w ciągu kilku godzin moje życie wywróciło się do góry nogami. Przyszłość nie była już tak jasna, jak myślałam, plany, które robiłam z rodzicami, zniknęły jak odległe wspomnienie, a teraz mogłam tylko zgadywać, co mnie czeka.

Nic dobrego, to było pewne. Jedyną myślą, która przynosiła mi ulgę, było to, że poświęcając siebie i swoją wolność, ocaliłam ocalałych członków naszego stada.

Im dalej mnie niósł, tym gorzej się czułam. W głębi duszy wiedziałam, że nie mam prawa płakać, bo to nie ja cierpiałam najbardziej, ale nie mogłam powstrzymać łez, które wypływały z moich oczu, niezależnie od tego, jak mocno je zaciskałam.

Nie było głosu w mojej głowie, który dałby mi odpowiedzi lub ukoił ból, musiałam jeszcze czekać trzy miesiące na ten dzień, więc byłam tu całkowicie sama. Gdybym przynajmniej miała swojego wilka, nie czułabym się tak przerażona, tak samotna.

Wszystkie te myśli przelatywały przez moją głowę, nawet gdy starałam się je wymazać. Nie miałam prawa się nad sobą użalać, bo konsekwencje wynikały z decyzji, którą podjęłam wbrew woli ojca.

„Ale masz fajny tyłek. Jakieś plany na niego?” Ktoś zaśmiał się, a jego słowa spotkały się z kolejnymi śmiechami i okrzykami.

Usłyszałam dźwięk ciężkiego klapsa, zanim ból rozprzestrzenił się po moim ciele. Brutal, który mnie niósł, uderzył mnie w tyłek i dołączył do swoich towarzyszy, drwiąc z mojego nieszczęścia, jakby czyjeś życie i przyszłość były dla nich tylko grą.

„Mam kilka planów na tę. Wszyscy jesteście zaproszeni do oglądania. Kto wie, jeśli nastrój będzie odpowiedni, może zaproszę kogoś do zabawy.”

Te słowa sprawiły, że krew w moich żyłach zamarzła. Nie byłam obca intymności, choć jeszcze nie miałam jej z mężczyzną, ale wiedziałam wystarczająco dużo, by zrozumieć, co sugerował.

Czy rzeź nie była wystarczająca dla tych dzikusów? Czy nie zaspokoili swoich chorych, skrzywionych pragnień ilością przelanej krwi? Czy masakra nie była dla nich wystarczająca?

„Zgłaszam się na ochotnika!” Ktoś krzyknął, wyrywając mnie z myśli.

I znów, słowa te spotkały się z falą nieprzyjemnych, złośliwych śmiechów. Zimne dreszcze przebiegły mi po plecach, wszystkie moje zmysły były na najwyższych obrotach, próbując jednocześnie słuchać i ignorować rozmowy.

Jedyne, co mogłam zrobić, to błagać, by Bogini Księżyca miała dla mnie jakiś plan. Może to był tylko jej test, by zobaczyć, gdzie leżą moje lojalności, jak daleko jestem gotowa się posunąć dla mojego stada?

Niezależnie od tego, co miało się wydarzyć, miałam nadzieję, że jeśli śmierć była w moich kartach, nadejdzie, zanim dzikusy będą miały szansę zrobić ze mną, co chcą. W tym momencie byłam gotowa odebrać sobie życie, zanim dałabym im satysfakcję zrobienia tego za mnie.

„Cholera, prawie zapomniałem o wielkim finale,” warknął przywódca.

Obrócił się i zrzucił mnie z ramienia tak szybko, że nie zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, zanim chwycił mnie za garść włosów i podciągnął na nogi. Aby dodać więcej bólu do mojego nieszczęścia, nie puścił moich włosów i ciągnął je nawet wtedy, gdy stałam prosto.

Syknęłam z bólu, gdy pochylił się bliżej, by szepnąć: „Patrz prosto przed siebie.”

Moje oczy skupiły się na domu stada w oddali. Na początku myślałam, że zatrzymał się, by mnie drwić, ale gdy dźwięk eksplozji odbił się echem w lesie, a jej siła wstrząsnęła ziemią, zobaczyłam, jak dom znika za ogromną ścianą kurzu i płomieni.

„Nie!” Krzyknęłam i próbowałam biec, ignorując jego żelazny uścisk na moich włosach. Jakoś udało mi się obrócić i uderzyć go prosto w klatkę piersiową. „Kłamca! Kłamałeś! Powiedziałeś, że pozwolisz im żyć!” Krzyczałam na całe gardło, podczas gdy oni tylko śmiali się z mojego bólu.

Byłam gotowa wyrwać mu serce, ale coś uderzyło mnie w głowę i ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, były ich drwiące śmiechy, gdy ciemność mnie ogarnęła.

Previous ChapterNext Chapter