




Rozdział 4: Co się stało, gdy jej nie było?
Lily
"Lilianna, śniadanie," zawołała jej matka z dołu schodów.
Stała przed lustrem w rogu swojego pokoju. Studiowała swoją twarz. Jej blond włosy były splecione w wysokie warkocze. Przejechała dłońmi po włosach, wygładzając luźne kosmyki. Jej niebieska koszulka i dżinsy były proste, sprawiając, że wyglądała zwyczajnie. Nerwowo pocierała ręce o spodnie. Nie chciała iść do szkoły. Była w domu przez tydzień i nie miała pojęcia dlaczego, ale Lukas tak zarządził. Jej ojciec posłuchał. Bez względu na to, jak bardzo błagała, codziennie była zamykana w swoim małym pokoju, podczas gdy jej rodzice zajmowali się sprawami stada. Nie rozumiała, dlaczego zamontowali zamek na zewnątrz jej drzwi. Zastanawiała się, czy miało to coś wspólnego z królem. Wszystko się zmieniło, odkąd przybył do ich klanu.
Dotknęła swojej twarzy w odbiciu. Bogini, jak ona tego nienawidziła. Teraz widziała więcej przez swoje ślepe oko, ale było bardzo zamglone i niewyraźne. Nienawidziła bieli w nim i tego, jak czasami wypełniało się krwią. Nienawidziła, że jej nos był za duży do twarzy, a usta za cienkie. Jej policzki były pulchne, a skóra pokryta trądzikiem. Już słyszała dzieci w szkole. Pizza face. Jedno oko. Cyklop. Brzydula. To bolało ją najbardziej. Wiedziała bez cienia wątpliwości, że jest odrażająca. Powtarzano jej to niezliczoną ilość razy. Codziennie w szkole była dręczona. W domu było gorzej. Wydawało się, że bez względu na to, jak brzydka była, była ulubioną zabawką używaną przez jej rodziców, ich ludzi i wszystkich innych w zamku.
Nie było mowy, żeby mogła się bronić. Z jej nogą, która ciągnęła się za nią, ucieczka była niemożliwa. Nawet nauczyciele nie próbowali jej pomóc. Zamiast tego dołączali, rzucając w nią różnymi rzeczami i poniżając ją przed klasą. Jej rodzice zawsze traktowali ją lepiej, gdy byli ludzie w pobliżu, i zmuszali ją do wychwalania ich przed wszystkimi. Chciała powiedzieć wszystko Lukasowi i jego siostrom, ale coś ją powstrzymywało.
Dopiero gdy pojawił się Lukas, pomyślała, że jest coś warta. Był dla niej tak miły i nie odrzucił jej. Chodził obok niej i bronił jej. Dotknęła swojego policzka i zamknęła oczy. Tęskniła za iskrami, które jego dotyk wywoływał. Relaksowały ją i sprawiały, że czuła się bezpieczna i pewna siebie. Tęskniła za nim, a bycie zamkniętą w pokoju przez tydzień tylko to uwydatniło. Teraz musiała wrócić do szkoły... o, Bogini. Wszyscy pewnie już wiedzieli, że król ją zabrał. Oparła twarz o lustro, a po jej policzku spłynęła gruba łza. Co z nią było nie tak? Musiała skupić się na przetrwaniu dnia. Już nie chciała iść do szkoły. To wcale nie pomagało jej poczuć się lepiej.
"LILIANNA! MÓWIŁAM, ŚNIADANIE! RUSZAJ SIĘ!"
"JUŻ IDĘ!", odkrzyknęła, zanim się wzdrygnęła.
Westchnęła, wiedząc, że czeka ją lanie za brak szacunku, ale nie obchodziło jej to. Chwyciła plecak ze stołu i zeszła po schodach. Weszła do kuchni i jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła Jo. Rozejrzała się, serce biło jej mocno.
"Beta Jo? Czy Lukas jest z tobą?"
Pokręciła głową. "Nie. Wysłał mnie, żeby przekazać wiadomość twojemu ojcu."
Jej matka uśmiechnęła się do niej. "Twój ojciec poprosił ją, żeby odprowadziła cię dziś do szkoły. Czy to w porządku?"
"Mamo, muszę iść? Źle się czuję."
Uniosła brew. "Co ci jest?"
"Ja... boli mnie brzuch?"
Jej matka postawiła miskę płatków przed jej krzesłem i usiadła przy stole. "Lilianna, co się dzieje?"
Spojrzała na Jo. "Nic."
Jej matka wskazała na krzesło. "Siadaj."
Lily upuściła plecak na podłogę i opadła na krzesło, pokonana.
"Dlaczego nie chcesz iść do szkoły, Lily? Na pewno tęsknisz za przyjaciółmi," zapytała Jo.
"Nie mam żadnych przyjaciół. Poza tym, wszyscy są dla mnie okrutni."
"Kochanie, dzieci są okrutne. Musisz je ignorować," powiedziała jej matka.
"To nie tylko one, mamo. To też nauczyciele. Nawet panie z kuchni mnie dręczą. Dają mi przypalone kawałki, a raz jedna napluła na moje jedzenie, zanim mi je podała. Nauczyciele dają mi karę za każdą drobnostkę, którą zrobię, albo której nie zrobię. To nie ma znaczenia. Śmieją się, gdy inne dzieci mnie biją i krzyczą na mnie przed całą klasą."
"Jestem pewna, że źle rozumiesz, co się dzieje. Twój ojciec-"
Lily wybuchnęła gorzkim śmiechem. "Tak, nie wiem, co innego mogłoby znaczyć, gdy pani Jones trzymała moją głowę w toalecie w szatni na siłowni."
Wstała, chwyciła plecak i próbowała wyjść z pokoju, co oczywiście zostało zrujnowane przez jej głupią nogę. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nią, uderzyła w nieszczęsny kończynę. Chciała krzyczeć. Chciała uciec i nigdy nie wracać. Chciała uciec z tego miejsca. To nigdy się nie skończy, a jej rodzice nigdy jej nie chronili. Trzasnęła drzwiami za sobą i zaczęła iść milę do przystanku autobusowego.
Jeśli jej rodzice nie zamierzali się przejmować, to dlaczego ona miałaby? Usłyszała krzyki z wnętrza domu i zatrzymała się, by spojrzeć przez ramię. Nie mogła zrozumieć, co mówiła Jo, więc wzruszyła ramionami i ruszyła dalej. Co za różnica, jeszcze jeden powód do lania? Była już prawie przy bramie, gdy przed nią zatrzymał się samochód Lukasa, a Jo wyskoczyła z niego. Obiegła samochód i otworzyła tylne drzwi.
"Proszę, Księżniczko, pozwól mi podwieźć cię do szkoły."
Spojrzała na Jo z gniewem. "Jeśli nie, to powiesz królowi?"
Pokręciła głową. "Nie, ale wydaje się, że teraz potrzebujesz przyjaciela."
Lily zawahała się, zanim wsiadła na przednie siedzenie. Jo zamknęła tylne drzwi i usadowiła się wygodnie na miejscu kierowcy.
"Więc, Lily, masz dużo niemiłych ludzi w szkole?"
"Tak," odpowiedziała, patrząc przez okno. "Niemili ludzie są wszędzie."
"Powiedziałaś królowi Lukasowi?"
"Nie. To nie jego problem. Słyszałaś moją mamę. Dzieci są okrutne."
"Chciałby wiedzieć."
"Więc mu powiedz."
Jo zaśmiała się. "Zawsze jesteś taka zadziorna?"
"Kiedy już mi nie zależy, tak."
"Rozumiem, dlaczego król cię lubi."
Spojrzała w lusterko zewnętrzne, patrząc na Jo ukradkiem. "Powiedział, że mnie lubi?"
"Cóż, jesteś jedyną małą dziewczynką, którą kiedykolwiek porwał ze szkoły, więc nie musiał tego mówić. Wiem to."
"To tylko dlatego, że mu mnie żal."
"Pewnie, myśl sobie tak dalej."
Po kilku nieudanych próbach nawiązania rozmowy, Jo poddała się. Wkrótce zatrzymali się przed szkołą. Dzieci kręcące się po dziedzińcu zatrzymały się, by przyglądać się im z ciekawością.
"Wszyscy się na mnie gapią."
Jo ścisnęła jej ramię. "Chcesz, żebym weszła z tobą?"
"Nie. Poradzę sobie." Mocniej ścisnęła plecak. "Mam nadzieję," mruknęła, zanim wysiadła z samochodu.
Przeszła obok innych dzieci, trzymając wzrok utkwiony w drzwiach. Jeśli na nie nie patrzyła, mogła udawać, że nie mówią o niej.
"Założę się, że zaoferowała się królowi, żeby dał jej rodzinie więcej władzy," powiedziała nauczycielka, której nie znała, nawet nie zniżając głosu.
Jej ramiona opadły, a głowa zwiesiła się. Przemykała przez korytarz, starając się być niewidoczna. Może jeśli będzie trzymać głowę nisko, dzień szybko minie i będzie mogła wrócić do swojego pokoju. Nigdy więcej nie będzie narzekać na bycie zamkniętą w swoim pokoju. To było lepsze niż bycie tutaj. Przynajmniej w swoim pokoju, jedyną osobą, która ją raniła, była ona sama, dopóki nie pojawił się jej ojciec. Nie potrzebowała nikogo innego, żeby to robił. Została wepchnięta w szafki po lewej stronie i ktoś pociągnął ją za włosy. Krzyknęła z bólu. Jej ciało nagle się rozgrzało, a z jej ust wydobył się warkot. Chłopak przed nią puścił jej włosy, cofając się z przerażeniem na twarzy.
"Przepraszam," mruknął. "Myślałem, że jesteś kimś innym."
Lily patrzyła, jak Aaron ucieka w szoku. Co się właśnie stało? Nigdy nie pozwolił jej przejść przez dzień bez dręczenia jej. Rozejrzała się po korytarzu i przełknęła ślinę, widząc, że wszyscy się na nią gapią.
"Lily, chodź, kochanie. Lekcja zaraz się zacznie," powiedziała pani Romanas.
Jej oczy rozszerzyły się. Dobrze, to było jeszcze dziwniejsze. Pani Romanas była jedną z najokrutniejszych osób wobec niej. Ostrożnie ruszyła w stronę nauczycielki stojącej w drzwiach do jej pierwszej klasy. Pani Romanas uśmiechnęła się do niej.
"Witaj z powrotem, Lilianno."
"D-dziękuję, pani Romanas."
"Proszę, usiądź na przodzie klasy."
"Ale moje miejsce jest z tyłu."
"Już nie. Lepiej będzie, jeśli usiądziesz bliżej mnie."
"Umm, dobrze."
Lily przeszła obok niej i od razu znalazła biurko, na którym było wyryte jej imię. Okrążyła je, ostrożnie przesuwając po nim palcami. Nie chciała żadnych niemiłych niespodzianek. Nie znajdując żadnych, usiadła. Kilka minut później zadzwonił dzwonek i nauczycielka zamknęła drzwi. Rozdała zadanie wszystkim uczniom, zanim usiadła przy swoim biurku, by zrobić listę obecności. Lily pochyliła się nad kartką i zmarszczyła brwi na widok skomplikowanych problemów matematycznych przed sobą. Wyjęła ołówek z plecaka i zaczęła powoli rozwiązywać równania, tak jak pokazał jej Lukas. Kula papieru uderzyła ją w tył głowy. Powstrzymała łzy, starając się zignorować cztery kolejne kulki śliny, które ją trafiły. Pani Romanas podeszła i jej serce zaczęło bić szybciej. Nauczycielka po prostu wyjęła małe, mokre kawałki zmiętego papieru z jej włosów.
"Macey i Joshua, tydzień kary." Poklepała Lily po ramieniu, zanim wróciła do swojego biurka. "Lily, możesz iść do łazienki, żeby umyć twarz, jeśli chcesz."
Lily patrzyła na nią. "Nie, proszę pani, dziękuję, ale jestem w porządku."
Co się działo? Co się zmieniło w ciągu tygodnia, kiedy jej nie było? Dlaczego teraz? Czy to była cisza przed burzą?