




Rozdział 8
-Emory-
Powrót do biura w piątek jest zarówno ekscytujący, jak i stresujący. Nie mogę zdecydować, czy chcę zobaczyć Logana, czy ukrywać się przed nim aż do naszej randki. Nie mam pojęcia, jak bardzo powinnam być profesjonalna w stosunku do niego w tej chwili. Czy powinniśmy ukrywać nasz związek w pracy? Będę musiała sprawdzić w regulaminie pracowniczym zasady dotyczące fraternizacji w biurze.
Następnego ranka, podczas drogi do pracy, nadal jest styczniowy chłód. Przynajmniej nie padało od jakiegoś czasu - nie chciałabym, żeby moje obcasy uległy zniszczeniu przez wodę. Będę musiała kupić jakieś buty do chodzenia, żeby przetrwać w błocie... Zatrzymuję się, gdy zaczynam czuć, że ktoś mnie obserwuje. Szybkie spojrzenie na okna biurowców wokół mnie nie pokazuje żadnego odbicia za mną, a włączenie kamery w telefonie również nie ujawnia niczego w martwych punktach, poza tym, że moje włosy powoli się puszą od wilgoci. Może zbyt pochopnie cieszyłam się z braku śniegu. Pójdę na zakupy wieczorem.
W końcu odważam się odwrócić i sprawdzić, kto na mnie patrzy, i widzę tylko ogromnego psa - może wilczura? Mieszkając na wsi, nie jestem obca wielkim rasom, ale ten jest trochę przesadzony. Kiedy zauważa, że na niego patrzę, siada i daje mi szeroki, psie uśmiech. Hm. Musi być czyimś pupilem. Mimo to wiem, że nie należy ufać obcym psom, niezależnie od tego, jak bardzo chciałabym je pogłaskać.
Muszę przyznać, że to piękny pies. Rozglądam się za właścicielem, ale on jest jedynym na ulicy oprócz mnie. Nie ma żadnych domów z ogrodem, z którego mógłby się uwolnić. Nikt nie biegnie ani nie woła oczywistego imienia psa. Czy jest dziki? Zaczynam powoli się cofać. Może jeśli do niego przemówię, uspokoję go?
„Hej, kolego. Nie mam dla ciebie jedzenia. Szczerze mówiąc, nawet nie mam ze sobą śniadania. Gdzie są twoi właściciele, duży chłopie?” Wydaje z siebie ciche szczeknięcie i zaczyna iść w moją stronę. Im bliżej podchodzi, tym większy się wydaje, aż uświadamiam sobie, że to musi być jakaś nowa, ogromna rasa, której nigdy wcześniej nie widziałam. „Whoa, człowieku. Nie zachowujesz się teraz super agresywnie, ale nie znam cię tak dobrze. Zostań!”
Używam najbardziej autorytatywnego głosu i od razu czuję się źle, gdy kuli się i skomle. Przestaje też mnie osaczać, więc uznaję to za częściowe zwycięstwo. Teraz, gdy widzę, że respektuje komendy, czuję się bardziej komfortowo, gdy idzie ze mną. Może robić, co chce, byleby tylko dotarłam do pracy na czas, i mówię mu to. W Nowym Jorku zawsze dzieje się coś dziwnego. Zaczynam iść w stronę pracy, gdy zza rogu wychodzi mężczyzna.
„Jezu, kobieto, nie wiesz, że musisz mieć smycz na tym potworze? Nie możesz po prostu pozwolić mu chodzić luzem!” Ma rację, ale jego sposób mówienia sprawia, że staję się defensywna. To nawet nie jest mój cholerny pies!
„Powiedz mi, kto go posiada, a pokażę ci, kto powinien kupić smycz, kolego!” Ku mojemu zaskoczeniu, facet się wycofuje. Nagle myślę, że może chciałabym kupić ogromnego psa, żeby chodził ze mną. Nie ma mowy, żeby zostawił mnie w spokoju bez mojego nowego futrzanego przyjaciela.
„Dobrze, możesz iść ze mną do pracy dzisiaj, ale jestem pewna, że nie pozwolą mi wprowadzić takiego potwora jak ty do budynku. Myślę, że będę musiała znaleźć sobie futrzanego przyjaciela na dłuższe spacery, bo dzisiaj ani razu nie zostałam zaczepiona!” Jego wielkie brązowe oczy patrzą na mnie, ale tylko o kilka cali wyżej. Jest prawie na wysokości mojej klatki piersiowej. „Jezu, jesteś ogromny. Mogłabym na tobie jeździć. Czy do tego zostałeś wyhodowany?” Wydaje z siebie kolejne małe szczeknięcie i trąca nosem mój biust, prosto w sutek. Teraz moja kolej na szczeknięcie. Zakrywam ręką sutek, zanim pies przechodzi za mnie i trąca nosem moje pośladki. „Cholera, najpierw zaproś mnie na kolację! Już idę! Niegrzeczny.” Przysięgam, że się ze mnie śmieje, gdy biega wokół mnie w kółko i znowu mnie osacza od tyłu. Musi być rasą pasterską. Kiedy ponownie sprawdzam zegarek, widzę, że ma rację.
Muszę się pospieszyć, jeśli chcę zdążyć. Zaczynam szybkim krokiem omijać turystów i przechodzić przez przejścia dla pieszych. Widzę wysoką, przeważnie szklaną fasadę Úlfur Industries błyszczącą przede mną. Odwracam się i daję mojemu towarzyszowi spaceru małe drapanie, nie przegapiając, ile oczu kieruje się w naszą stronę. Nie słyszę jednak, żeby ktoś mówił o tym ani słowa. „Chyba dzisiaj nie mam czasu na schody przez ciebie, ale warto było zyskać nowego kumpla na chwilę. Pa, duży chłopie! Bądź bezpieczny! Kiedy znajdziesz swoich właścicieli, powiedz im, żeby kupili ci obrożę, żebyś nie wędrował tak daleko bez kogoś, kto cię odprowadzi do domu!” Daję mu mały pocałunek w nos, gdy skomle, i wchodzę do pracy.
-Logan-
Naprawdę jest ciężko próbować się przebrać i ubrać w środku miasta, nie dając się złapać nawet przez kamery monitoringu. Oczywiście, udaje mi się. W końcu jestem Alfą. Trudniejsze niż cokolwiek innego było jednak pozbycie się obrazu Emory zakładającej mi smycz. Jeśli ktoś ma nosić smycz w tym związku... Muszę przerwać tę myśl. Nigdy wcześniej nie bawiłem się w pet play, zawsze wydawało mi się to zbyt dosłowne. Może zapytam o to Jamesa.
Logan: Operacja Emory rozpoczęta.
Deek: Wiesz o tym! Zaczynasz wcześnie dzisiaj - żadnego odpoczynku dla złych.
Logan: Biegłem, kiedy poczułem jej zapach - mój wilk nie mógł się powstrzymać, oczywiście.
James: Poszedłeś do niej. Czy było bieganie i krzyki?
Ollie: Wydaje się dziwnym sposobem na przedstawienie swojego wilka, stary. Myślałem, że zamierzasz wprowadzać ją w to stopniowo?
Logan: Niczego nie wprowadzałem stopniowo. Myślała, że jestem tylko ogromnym psem. Wygląda na to, że będę musiał robić to regularnie. Nie miałem pojęcia, ile dziwaków będzie się na nią gapić. Prawie odgryzłem komuś rękę dzisiaj rano. I nie, James. Nie było ani biegania, ani krzyków.
Ollie: Nie wiedziałem, że twoja dziewczyna jest głupia, Lo.
Logan: Przestań mnie tak nazywać!
Odkładam telefon i wracam do pracy. Oczywiście, chłopaki po prostu tego nie rozumieją i dzisiaj nie będą żadną pomocą. Ollie ciągle próbuje zmusić mnie do zaakceptowania tego głupiego przezwiska, a jeśli go zachęcę, będzie tylko gorzej.
Skupiam się na pracy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, choćby dlatego, że dzisiaj jest to tak trudne. Moje decyzje mają konsekwencje i nie mogę sobie pozwolić na pomyłki, myśląc o Emory. Mimo że dzisiaj zobaczyłem inną stronę jej osobowości i jest już tak komfortowa z moim wilkiem... skup się, Logan. Potrząsam głową, stukając w ciemne drewno stołu konferencyjnego, i wracam do spotkania. Prawie czuję dreszczyk emocji, ćwicząc dyscyplinę - jakby być trochę obolałym po dobrym treningu. Jeszcze jeden dzień.