




3
Killian trenował z wojownikami na polu treningowym na wschodniej granicy stada, które znajdowało się w pewnej odległości od kwater czarownic. Tupnął nogą o ziemię, dając znak wojownikom, by na niego ruszyli, i jeden po drugim rzucali się na Killiana.
Jego oczy błyszczały jasno, co wskazywało, że jego wilk, Ryker, dzielił z nim częściową kontrolę. W mgnieniu oka, jeden po drugim, Killian powalał ich na ziemię i rzucał na zakurzoną ziemię. Xavier był za nim. Jego pazury były wyciągnięte, prawie dosięgając Killiana, ale ten złapał go w ostatniej chwili, przygwożdżając go do ziemi. To było blisko. Nikt nigdy nie był tak blisko, by go zranić podczas treningu. Killian wiedział, że częściowo było to spowodowane jego rozproszeniem, co go niezmiernie irytowało.
Jego oczy zamgliły się; był połączony myślowo ze swoim Betą, Allenem. Killian podniósł rękę w powietrze, aby zatrzymać wojowników, łącząc się z Allenem.
„Co?” warknął Killian swoim zwykłym głębokim i chrapliwym głosem, nie mogąc powstrzymać frustracji i gniewu.
„Musisz natychmiast przyjść do zamku,” powiedział z nagłością.
Killian zmarszczył brwi, zaniepokojony. „Dlaczego?”
„To starsi wilcy z Rady. Są tutaj,” odpowiedział Allen pośpiesznie, napinając ciało.
Rada Starszych Wilków? Błysk gniewu przeszył jego bursztynowe oczy.
„Dlaczego tu są?” zapytał Killian w myślach, nie otrzymując żadnej odpowiedzi od swojego wilka, Rykera.
Opuścił pole i udał się do zamku, gdzie znalazł Allena w korytarzu swojego biura, czekającego na niego wraz z Masonem, głównym wojownikiem jego stada i również jego najlepszym przyjacielem.
„Wszyscy są w środku,” powiadomił go Mason. Killian wszedł do środka z Betą i najlepszym przyjacielem kroczącymi za nim, znajdując pięciu starszych wilków z Rady siedzących w biurze. Killian sięgnął po swoje krzesło, siadając z Masonem i Allenem po obu jego stronach.
„Czym zawdzięczam waszą wizytę, Starsi?” Killian przeszedł od razu do sedna. Nie miał nastroju na uprzejmości czy owijanie w bawełnę. Byli tu z jakiegoś powodu, a w głębi duszy mógł się tego domyślać.
Starszyzna Rady Wilków była wysoko postawionymi członkami sądów Rady i była wysoko ceniona wśród wilkołaków ze względu na ich długowieczność. Rada była kręgiem utworzonym przez różne nadprzyrodzone istoty, z każdą mającą jednego przedstawiciela w Radzie. Każdy alfa na Północy był członkiem Rady, a starsi wilcy reprezentowali ich gatunek. Rada została utworzona wyłącznie w celu zapewnienia pokoju w nadprzyrodzonym świecie i ochrony interesów wszystkich istot.
„Z tonu twojego głosu wyczuwamy, że nie jesteśmy mile widziani na twoim terytorium, Alfo Killianie.” Killian spojrzał prosto w oczy Starszego Nella, który mówił, opierając się głębiej w fotelu. Jego słowa wcale nie zaskoczyły Killiana. Starszy Nell i Killian nigdy się nie dogadywali.
Dlatego Killian nie starał się ukrywać swoich prawdziwych uczuć. Obecność Starszych w jego stadzie oznaczała kłopoty, których był pewien, że nie będzie mu się podobać. Mimo to, przemówił, zachowując lodowaty, krótki uśmiech.
„Bardzo przepraszam.” Ale się śpieszę, więc byłbym wdzięczny, gdybyście mogli powiedzieć, po co tu jesteście, żebyśmy mogli to załatwić.
Starszy Philip poruszył się na swoim krześle, składając rękę pod brodą. „Dobrze. Jak sobie życzysz.”
Killian skinął głową chłodno na znak zgody. Nie mógł się bardziej zgodzić.
„Wiemy, że znalazłeś swoją towarzyszkę, Alfo Killianie,” zaczął Starszy Zed.
Killian zatrzymał się na chwilę. Wzmianka o słowie „towarzyszka” nigdy nie budziła w nim pozytywnych emocji. Zacisnął szczękę, jego ręka zacisnęła się w pięść. Coś w jego piersi się ścisnęło. Ale Killian zachował beznamiętną twarz, utrzymując neutralną postawę. Przebiegł wzrokiem po starszych, jeden po drugim.
„Widzę, że jesteście zbyt zainteresowani sprawami mojego stada; przypomnę wam, że cokolwiek dzieje się w moim stadzie, nie jest waszą sprawą, dopóki nie łamiemy zasad Rady?” przypomniał im Killian, na wypadek gdyby zapomnieli o swoim miejscu. Mimo że byli starymi wilkami, nie mieli prawa wtrącać się w sprawy jego stada.
„Masz rację, Alfo Killianie, i zaufaj nam, nie chcemy mieszać się w sprawy Północnego Stada Księżyca, ale ta sprawa jest dla nas ważna.” Alfo Silas przemówił, jego głos odbijał się echem od ścian. „I jako starzy wilcy, mamy obowiązek do spełnienia.”
Killian zmarszczył brwi w zamyśleniu, kładąc rękę na drewnianym stole przed sobą. „I co to za obowiązek?”
„Koronacja Luny,” odezwał się Starszy Walter, który dotąd milczał. Killian poczuł, jak Allen i Mason drgnęli obok niego, ale nie powiedzieli ani słowa.
„W każdym stadzie naszym obowiązkiem jest koronowanie Lun, a w tym przypadku znalazłeś swoją towarzyszkę,” dodał Starszy Walter.
Killian przechylił głowę chłodno, jego oczy spoczęły na Starszym Nellu. „To mi odpowiada, ale...” Killian przerwał. „Będziecie koronować tylko Theę Chrysler jako moją Lunę.”
Killian obserwował, jak twarze starszych nabierają gniewu. Ale udało mu się zachować neutralną postawę. Thea była kobietą, która była przeznaczona mu przez los, i tą, która zasługiwała na bycie Luną jego stada, nie inną kobietą, nie córką wroga, nie kobietą, którą bogini księżyca bezmyślnie rzuciła mu na drogę jako słabość, na którą nie mógł sobie pozwolić. Przynajmniej nie teraz, gdy był o krok bliżej do złamania klątwy nałożonej na niego i jego stado przez jego własnego ojca.
Killian już wielokrotnie wyjaśniał to starszym. Kiedy po wielu latach poszukiwań znalazł Theę, błogosławioną przez boginię księżyca, aby go uratować i zakończyć jego klątwę, poinformował Starszych, aby natychmiast koronowali ją na jego Lunę, ale oni odmówili, twierdząc, że nie jest jego przeznaczoną towarzyszką. A teraz byli tutaj, próbując uczynić córkę wroga jego Luną. To nigdy nie będzie możliwe.
„Ona nie jest twoją towarzyszką, Alfo Killianie.” Starszy Nell powiedział. Killian mógł dostrzec, że starszy mężczyzna walczył, aby powstrzymać swój gniew. Ale Killianowi to nie przeszkadzało.
„Ona jest tą, którą wybrałem na moją Lunę,” powiedział Killian, trzymając się swojego stanowiska. Nie miało znaczenia, co mówili; Thea była tą, którą Killian chciał i której potrzebowało jego stado.
„A co z twoją przeznaczoną towarzyszką? Co z nią?” zapytał Starszy Zed. „Jeśli już wybrałeś Theę, dlaczego jej jeszcze nie odrzuciłeś?”
Na pytanie Starszego Zeda, wilk Killiana, Ryker, poruszył się w jego umyśle. Ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Killian go wyłączył. Wiedział, że musi myśleć jasno i nie dać się wpływowi rzekomej więzi towarzyszy.
„Nie łudź się, Alfo Killianie; nawet ty nie jesteś odporny na więź towarzyszy. Jeśli nie chcesz swojej towarzyszki, zrób, co trzeba; w przeciwnym razie, ona zostanie koronowana na twoją Lunę za kilka dni.” Starszy Philip oznajmił, a oczy Killiana rozszerzyły się.
„Nie możecie tego poważnie myśleć.” Zapytał, z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia.
„Twoja Luna zostanie koronowana w noc pełni księżyca, która jest za dwie noce,” dodał Starszy Walter.
„To się nie stanie!” Killian wstał na nogi, jego pięści uderzyły w stół, spotykając się z oczami starszych. „Nie możecie tego zrobić!”
„Jako najwyżsi Starsi wilcy sądów Rady, podjęliśmy decyzję i nic nie możesz zrobić,” powiedział stanowczo Starszy Nell, a Starsi wstali.
„Zobaczymy,” to wszystko, co Killian zdołał wymamrotać, zanim w końcu opuścili pokój. Allen i Mason podbiegli do jego boku, wyglądając równie zaniepokojeni jak on.
„Co teraz zrobimy?” Allen był pierwszy, który przemówił. „Starszy mieli na myśli każde słowo, które powiedzieli. W tę pełnię księżyca, ona zostanie koronowana zamiast.”
„Nie możemy na to pozwolić.” Mason powiedział. „Pamiętaj o klątwie,” Na wzmiankę o ostatnim słowie, oczy Killiana natychmiast się otworzyły. Wiele było na szali—jego przyszłość i przyszłość jego stada. Nie mógł teraz ryzykować, nie po tym, jak długo szukali odpowiedzi dla Thei. „Killian, nie masz teraz wyboru; musisz ją odrzucić raz na zawsze,” nalegał Mason.
„Nie. Odrzucenie to nie jest coś, co powinno się traktować lekko. Najpierw powinniśmy pomyśleć o sposobie na zmianę zdania starszych.” zasugerował Allen.
To było to. Killian wiedział, że nie ma możliwości, aby to było możliwe. Nic nie mogło przekonać tych starszych do zmiany zdania. Przez lata dobrze ukrywali swoją klątwę, aby Północne Stado Księżyca nie było postrzegane jako słabe. Ich reputacja znacznie pomogła, ale czas powoli się kończył, a Killian to czuł. Nie powinien myśleć egoistycznie i ryzykować przyszłości swojego stada. Musiał zrobić to, co trzeba.
Stał nieruchomo, jego oczy były bezlitośnie zimne, nie pokazując absolutnie żadnych emocji. „Mason ma rację; teraz nie możemy sobie pozwolić na żadne błędy. Nie możemy ryzykować mojej przyszłości i przyszłości wszystkich w stadzie.” Spojrzał im w oczy. „Muszę to zakończyć.” Musiał ją odrzucić. Bez zbędnych słów, Killian opuścił biuro, kierując się do zachodniego skrzydła zamku i kwater Sheili.
Killian wpadł do jej komnaty bez uprzedniego pukania do drzwi.
Jego oczy spoczęły na Brielle i Riannon, które stacjonowały przy jej boku.
Brielle i Riannon natychmiast spuściły głowy, ale oczy Killiana były skierowane na nieskazitelną, czystą postać, która patrzyła na niego swoimi okrągłymi, doskonałymi oczami.
„Zostawcie nas!” Brielle i Riannon wybiegły z komnaty na jego rozkaz, zostawiając tylko Killiana i jego towarzyszkę, Sheilę.
„Wstań!”
Sheila widocznie drgnęła na jego głośny ton, wstając z łóżka.
Nie powiedziała nic, patrząc na niego swoimi krystalicznie niebieskimi oczami, które nawiedzały jego myśli przez ostatnie godziny.
Rozchyliła usta, aby coś powiedzieć, ale zamiast tego poczuła dużą dłoń Killiana na swojej szyi.
Szybko znalazła się przy ścianie, jego ręka na jej gardle, a druga na jej talii, dzięki jego nadludzkiej szybkości. Poczuła mrowienie, które szybko się pojawiło. Killian pochylił się bliżej, tak blisko, że ich nosy na chwilę się zetknęły, a ona mogła poczuć jego oddech na swoich ustach. Czuła gorąco, a może pokój wciąż był parny po jej prysznicu; nie mogła powiedzieć, bo nie mogła myśleć jasno.
Usta Killiana musnęły jej policzek, aż do ucha. „Sheila Callaso.” Wypowiedział jej imię jakby było jadowitą trucizną na jego ustach. Jego oczy znów spotkały się z jej. Killian poczuł, jak jego wilk, Ryker, wycofuje się na tyły jego umysłu. Nie mógł znieść tego, co miało zostać powiedziane. Killian spojrzał na nią zimno, jego usta unosiły się nad jej, gdy słowa opuszczały jego wargi.
„Ja, Killian Reid, Alfa Północnego Stada Księżyca, odrzucam cię, Sheila Calla—” Słowa natychmiast utknęły mu w gardle, a jego oczy szeroko się otworzyły ze zdumienia i dezorientacji, spotykając jej krystalicznie niebieskie oczy. Było w nich coś.
To niemożliwe.