Read with BonusRead with Bonus

Szokujące objawienie

—Dziesięć lat wcześniej—

"Przestań obgryzać paznokcie, Visenyo," skarciła ją Sarai.

Visenya przewróciła oczami i skrzyżowała ramiona na piersi. "Czy już prawie jesteśmy? Dlaczego nigdy nie możemy jechać na jednym koniu zamiast w powozie? To trwa wieczność."

"Śpieszysz się, żeby zobaczyć swojego ukochanego?" droczył się Caspian.

Visenya uderzyła łokciem w biceps Caspiana. "Zamknij się."

"Imperium Smoków jest tuż za tym wzgórzem. Niedługo będziemy na miejscu," odpowiedział jej ojciec, ziewając.

"Ciekawe, jakie jedzenie podadzą na jutrzejszym bankiecie. Pieczony człowiek?" Caspian zaśmiał się ze swojego kiepskiego żartu.

Visenya zaśmiała się szyderczo. "Sam siebie rozśmieszasz, prawda? Smoki nie jedzą ludzi, Cas."

"To wciąż kwestia dyskusyjna," odparł Caspian.

"Nieważne... Nie mogę się doczekać jutra. Zawsze organizują najwspanialsze bankiety i bale. Zakładam, że ten przebije ten sprzed kilku lat," westchnęła Visenya, patrząc przez okno powozu w marzycielskim stanie.

"A teraz, gdy Lucian ma osiemnaście lat, będzie mógł znaleźć swoją drugą połówkę i może w końcu przestanie być takim sztywniakiem," zaśmiał się Caspian.

"Komplement," poprawiła Visenya.

"Co?" zapytał Caspian.

"Nie mówią o nich jako o swojej drugiej połówce; nazywają ich swoim komplementem," wyjaśniła Visenya.

"Ach tak, bo dopełniają się nawzajem do absolutnej perfekcji. Brzmi jak coś, co wymyśliłby egocentryczny smok," skomentował sucho Caspian.

"Uważam, że to całkiem romantyczne," odpowiedziała Visenya, z uśmiechem pełnym tęsknoty na ustach.

"To dlatego, że jesteś dziewczyną," mruknął Caspian pod nosem.

Visenya zawsze ostrożnie podchodziła do tematu drugich połówek w rozmowach z Caspianem. Rok wcześniej znalazł swojego wilka i dowiedział się, że jego druga połówka zginęła w momencie, gdy po raz pierwszy się przemienił. Opisywał to tak, jakby część jego samego została pozbawiona całego światła i zastąpiona przerażającą pustką.

Serce Visenyi pękało na nowo, gdy przypominała sobie ból, który widziała w zrozpaczonych niebieskich oczach Caspiana. To sprawiało, że była niespokojna o los swojej własnej drugiej połówki. Niedawno skończyła szesnaście lat i miała przejść swoją pierwszą przemianę podczas następnej pełni księżyca, która miała nastąpić za kilka tygodni.

Może Caspian miał rację i myślała jak naiwna dziewczyna. Ale jako Lykan, nie mogła się doczekać, aż znajdzie swoją drugą połówkę. Słyszała, że miłość i więź między drugimi połówkami jest jak czysta magia, coś, o czym marzyła od dzieciństwa. Bardzo tego pragnęła dla siebie.


"O, tak... właśnie tak, ty brudna dziwko," jęknął Lucian.

Niewolnica z zapałem ssała go, pragnąc zadowolić młodego Władcę Smoków. Chwycił ją za włosy i agresywnie pieprzył jej usta. Kobieta była przyzwyczajona do wymagającego libido Luciana, dlatego była jego ulubioną niewolnicą. Wzięła jego dużego, pulsującego członka głęboko do ust, aż łzy napłynęły jej do oczu, gdy główka jego penisa uderzała o tył gardła.

"Nie chcę przeszkadzać w twojej zabawie!" Cheyenne wpadła do legowiska Luciana i rzuciła się na jego łóżko.

"Jestem teraz trochę zajęty, kuzynko," jęknął Lucian.

"Mmm, chcę się nią pobawić później." Cheyenne patrzyła na nagą kobietę z pożądaniem.

Lucian głośno jęknął, gdy wystrzelił swoją spermę w jej gardło. Ona połknęła jego wytrysk, potęgując jego orgazm jeszcze bardziej. Kiedy skończył, poprawił się w spodniach i oparł głowę na fotelu.

"Idź i czekaj na mnie w mojej komnacie," powiedziała Cheyenne do niewolnicy.

"Tak, panie." Niewolnica narzuciła na siebie swoje skąpe ubranie i wybiegła.

"Co było tak ważne, że musiałaś przerwać mi minetę?" zapytał Lucian, zaciekawiony.

"Królewskie kundelki przybyły, a twój ojciec chce, żebyś dołączył do niego na tarasie, aby ich powitać na herbatę," dodała Cheyenne z uśmieszkiem. "Zaproponowałam, że miska wody i zabawka do gryzienia bardziej by im odpowiadały, ale chyba wujkowi niezbyt spodobała się moja sugestia."

Lucian zaśmiał się, przeczesując palcami włosy, wygładzając je. Cheyenne była nie tylko jego kuzynką, ale i najlepszą przyjaciółką, i zawsze dzielili to samo poczucie humoru oraz wyniosłą postawę. Smoki rządziły światem i to z dobrego powodu. Wszystkie inne rasy były praktycznie na ich łasce, co tylko dodawało im napompowanego ego i kompleksu boga, który wszyscy zdawali się dziedziczyć od urodzenia. Każda inna rasa była po prostu gorsza w ich oczach.

Wampiry miały dar lub przekleństwo nieśmiertelności, w zależności od punktu widzenia, ale potrzebowały krwi, aby przetrwać i nie mogły stąpać po świetle dziennym bez spalenia się. Owszem, miały nadludzką siłę, szybkość i zdolność regeneracji, gdy się pożywiały, ale nie mogły się równać ze smokiem.

Lykany nie były aż tak żałosne w ich oczach. Miały zdolność łączenia się myślami, co okazywało się przydatne, gdy czaiło się niebezpieczeństwo. Miały niesamowitą siłę, szybkość i wytrzymałość w swoich wilczych formach. Nie wspominając o zdolności do leczenia się z prawie każdej rany. Mimo to... nie mogły się równać ze smokiem.

A potem byli ludzie, którzy znajdowali się na samym dnie hierarchii. Bez specjalnych mocy czy siły, dlatego byli niewolnikami od wieków. Co jakiś czas zdarzało się, że człowiek stawał się ukochanym wampira, partnerem Lykanina, a nawet komplementem smoka. Mogli nawet spędzić resztę swoich dni wolni, jeśli zostali zaakceptowani przez swojego przeznaczonego.

Lucian ubrał się odpowiednio i ruszył na taras. Ledwo opuścił głębiny swojego legowiska, gdy nagle poczuł dziwne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Czuł, jak jego krew płynie gorętsza, jakby była płynną lawą. Krople potu spływały mu z czoła, a jego serce biło znacznie szybciej.

Kiedy dotarł do drzwi prowadzących na taras, ogarnęło go nieznane uczucie, podobne do upojenia. Drzwi wydawały się przed nim jak bariera, oddzielająca go od enigmatycznej siły, która budziła jego pierwotne instynkty.

W momencie, gdy wyszedł na zewnątrz, jego wzrok przyciągnęła Visenya, która wydawała się otoczona promienną aurą przypominającą samo słońce. To było tak, jakby wpadł w sen, gdzie czas zwolnił do ślimaczego tempa, a każdy szczegół jej istoty był wyolbrzymiony. Jej włosy opadały w hipnotyzujących falach, delikatnie kołysząc się na wietrze, podczas gdy jej urzekające oczy spotkały się z jego, zapalając intensywną więź, która przekraczała czas i przestrzeń. Czując ogień wirujący w jego oczach, szybko mrugnął, by go ukryć.

Visenya była nieco zdezorientowana dziwnym zachowaniem Luciana. Początkowo jego twarz miała miękki i zapraszający wyraz, co było dość nietypowe dla niego, biorąc pod uwagę jego zwykle poważne usposobienie. Nawet myślała, że widzi ogień wirujący w jego oczach, co wzbudziło jej ciekawość. Jednak tak szybko, jak się pojawił, ogień zniknął, a jego miękki wyraz twarzy został szybko zastąpiony nieprzyjaznym grymasem.

"Lucian, usiądź," powiedział jego ojciec, przerywając niezręczne napięcie między nimi.

Lucian posłuchał, siadając naprzeciwko Visenyi. Jego oczy pozostały utkwione w niej, ale grymas zniknął, zastąpiony ponownie znajomym, beznamiętnym spojrzeniem, do którego Visenya zdążyła się przyzwyczaić.

"Cześć, Lucian," przywitała się z małym, ale pięknym uśmiechem.

Lucian nie odpowiedział ani słowem. Siedział tylko, paląc ją wzrokiem swoimi zimnymi, pustymi oczami, podczas gdy ich ojcowie kontynuowali rozmowę między sobą. Jej uśmiech szybko zniknął, a oczy opadły na jej kolana, gdy nerwowo bawiła się materiałem swojej sukni.

Nie widziała Luciana od kilku lat i myślała, że czas może go trochę złagodził. Nawet jego ojciec, Cesarz Caden, był nieco bardziej uprzejmy. Było powszechne, że smoki nie przywiązywały dużej wagi do manier w kontaktach z innymi gatunkami. Szczerze wierzyli, że są to winni tylko swoim, a Lucian zawsze był zarozumiały od dzieciństwa.

Visenya trzymała głowę nisko, unikając wszelkiego kontaktu wzrokowego z nim i pragnęła tylko opuścić taras. Zanim zdążyła poprosić matkę o pozwolenie na odejście, Lucian uprzedził ją, wybiegając z powrotem do zamku i trzaskając drzwiami za sobą. Jej ojciec i Cesarz Caden tylko na chwilę przerwali rozmowę z powodu głośnego wyjścia Luciana. Visenya odetchnęła z ulgą i spojrzała na matkę, która patrzyła na nią dziwnie.

"Co?" zapytała Visenya, zdezorientowana wyrazem twarzy matki.

Sarai tylko pokręciła głową i spojrzała na swój ciążowy brzuch, jakby próbowała rozwiązać coś w swoim zmartwionym umyśle. Potem wróciła do słuchania rozmowy mężczyzn z niepokojem na twarzy.

Lucian wrócił do swojego legowiska, gdzie przez następne pół godziny chodził tam i z powrotem. Słyszał wszystkie opowieści o tym, jak to jest odkryć swojego komplementa, a jego reakcja na obecność Visenyi pasowała do każdego szczegółu. Czy mogło dojść do jakiejś pomyłki? Może po prostu czuł się zmęczony i oszołomiony?

Nie mogło być mowy, że jego przeznaczeniem jest Lykan. To było dosłownie niemożliwe. Nie mógł się powstrzymać od myśli, że to gorsze niż być przeznaczonym dla człowieka. Zawsze miał nadzieję, że jego komplementem będzie inny smok, i wiedział, że będzie musiał się z tym pogodzić, jeśli okaże się, że to człowiek, ale Lykan? Czy jego ojciec w ogóle pozwoliłby mu przeprowadzić rytuał unifikacji z nią?

Musiał być pewien, że Visenya jest jego komplementem, zanim zacząłby nadmiernie analizować niepotrzebne scenariusze. Znał jeden sposób, aby to sprawdzić, i wezwał kilka ze swoich najbardziej uwodzicielskich niewolnic. Kiedy weszły do jego legowiska, kazał im się rozebrać i zacząć bawić się ze sobą. Stał tam, patrząc, jak robią rzeczy, które zwykle rozpalałyby go w kilka sekund, i wtedy wiedział, że Visenya rzeczywiście jest jego przeznaczoną.

Sama myśl o dotykaniu innej kobiety, która nie była nią, odrzucała go i sprawiała, że jego członek był miękki jak worek bawełny. Wyrzucił je wszystkie z legowiska i osunął się z powrotem na krzesło, rozważając swoje obecne położenie.

Previous ChapterNext Chapter