




Ślubny Crasher
„Przestań,” warknęła Sarai, odtrącając rękę Visenyi od jej ust, uniemożliwiając jej dalsze obgryzanie paznokci. „Jesteś królową, a królowe nie mają takich obrzydliwych nawyków. Co się z tobą dzieje? To tylko Caspian; na pewno nie możesz być aż tak zdenerwowana.”
„To nie to, Mamo. Nie mogłam w ogóle zasnąć w nocy.”
„Cóż, to było zaskakujące wydarzenie. To całkowicie normalne, że cię to wytrąciło z równowagi.” Sarai uspokajała.
„Tak, ale nikt nie został poważnie ranny. A jednak miałam to przytłaczające uczucie żalu, które we mnie narastało. Przewracałam się z boku na bok przez całą noc i cokolwiek robiłam, nie mogłam się tego pozbyć. Nadal czuję, że coś jest nie tak, jakby coś było nie w porządku.”
„Och, to tylko zimne stopy, całkowicie normalne.”
„Nie, Mamo… to nie to. Ja po prostu…”
„Visenya!” przerwała Sarai. „Wszystko, co przeżywasz, jest całkowicie normalne. To przedślubne nerwy. To wielki dzień dla ciebie i dla naszego Królestwa. Nie tylko zyskujesz męża, ale i Króla, partnera na całe życie, a mam nadzieję, że ojca moich wnuków.”
Visenya przetarła czoło i usłyszała ciche skomlenie swojego wilka, Delilah. Delilah tęskniła za swoim partnerem tak samo jak Visenya, ale zawsze była gotowa zrobić to, co najlepsze dla Królestwa Lykanów. „Mamo, proszę, nie zaczynaj teraz tego tematu.”
„Ja tylko mówię… nie młodniejesz, a ja też nie.”
Visenya przewróciła oczami, wydychając cicho powietrze. „Kto będzie obecny na ślubie i koronacji dzisiaj wieczorem?”
„Straż Królowej i ich rodziny będą obecne. Wszyscy zostali zobowiązani do milczenia aż do koronacji. Nie chciałam, żeby wieść się rozniosła i spowodowała tłum przed zamkiem. Rano ogłosimy oficjalnie nowego Króla Lykanów. Ludzie kochają Caspiana i wyobrażam sobie, że będą świętować na placu przez cały tydzień.”
Visenya skinęła głową i spojrzała na niebieski szafir na swoim palcu. Wyobrażała sobie ten dzień od małego: idąc do ołtarza do miłości swojego życia, mężczyzny stworzonego specjalnie dla niej, jej przeznaczonego partnera, a niestety… mężczyzny, który istniał tylko w jej snach. Dlaczego musiała być taką beznadziejną romantyczką? Dlaczego jej serce tak bardzo bolało i czuło, że jej partner jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko?
Wstała i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Chciała prostą białą suknię, ale jej matka, jak zwykle, nalegała na najbardziej wystawny projekt. Jej kręcone włosy były ułożone w elegancki kok ozdobiony delikatnymi perłami.
„Jesteś gotowa?” zapytała Sarai, podając Visenyi bukiet.
Visenya wzięła głęboki oddech. „Tak gotowa, jak tylko mogę być.”
Obie wyszły z pokoju i ruszyły długim korytarzem prowadzącym do Sali Koronacyjnej. Dwóch strażników stało przed podwójnymi drzwiami, kłaniając się swojej królowej. Zapukali dwa razy, dając sygnał tym po drugiej stronie. Orkiestra zaczęła grać, a strażnicy otworzyli drzwi dla Visenyi i Sarai.
Synora stała na czele, ubrana w piękną lawendową suknię i trzymająca koszyk wypełniony czerwonymi i różowymi płatkami róż. Z ciepłym uśmiechem skierowanym do Visenyi, z gracją rozsypywała płatki na nieskazitelnie białym dywanie prowadzącym do ołtarza, gdzie czekali kapłan i Caspian.
Goście wstali, ich spojrzenia utkwione w królowej. Sarai wyciągnęła ramię, a Visenya chwyciła je, pozwalając matce poprowadzić się do ołtarza, czując brak ojca z każdym krokiem coraz bardziej.
Sala była pięknie udekorowana świeżo ściętymi kwiatami na każdym kroku. Caspian miał na sobie olśniewający biały garnitur, który doskonale podkreślał jego muskularną sylwetkę. Wyglądał wyjątkowo przystojnie i dał Visenyi odrobinę otuchy. Mogło być gorzej. Owszem, nie wychodziła za swojego przeznaczonego partnera, ale Caspian był jej najlepszym przyjacielem i, jeśli była całkowicie szczera ze sobą, bardzo przystojnym mężczyzną.
Visenya była zaledwie kilka kroków od ołtarza, gdy ogłuszający huk wstrząsnął salą, wywołując drżenie strachu wśród wszystkich obecnych. Na zewnątrz rozległy się krzyki, odbijające się echem od złowrogiego ryku stworzenia, które od dawna uważano za wymarłe. Bez wahania Visenya wybiegła z Sali Koronacyjnej i pobiegła do najbliższej wieży, jej serce biło z adrenaliną, gdy wspinała się po schodach.
Wszyscy podążyli za nią, gdy otworzyła drzwi na zewnątrz, kręcąc głową z niedowierzaniem na widok, który ujrzała. Synora wydała przerażający krzyk, który wyrwał Visenyę z szoku.
Spojrzała na Sarai, która była całkowicie sparaliżowana widokiem ogromnego smoka, zdającego się bawić strażnikami przy bramie. Każda kula armatnia, którą wystrzelili w smoka, była albo odbijana przez jego ogon, albo łapana w jego ogromne usta i wypluwana z powrotem w ich stronę.
„Mamo!” Visenya potrząsnęła Sarai energicznie, próbując wyrwać ją z transu, ale ta nie reagowała.
Visenya potrząsnęła matką jeszcze raz, mocno i długo, co w końcu wyrwało Sarai z oszołomienia. „Mamo, zabierz Synorę do bunkra, teraz!”
Sarai skinęła głową na znak zrozumienia i podniosła Synorę na ręce, robiąc dokładnie to, co Visenya jej poleciła, bez chwili wahania.
Kolejny ryk smoka rozległ się w powietrzu, gdy ten zdawał się znudzić zabawą ze strażnikami. Machnął na nich pazurami, wyrzucając ich wysoko w powietrze i poza mury pałacu.
„Caspian, ty i strażnicy sprowadźcie wszystkich do bunkrów!” rozkazała Visenya, tuż przed przemianą w swoją wilczą formę i przeskoczeniem przez mury wieży.
„Visenya!” zawołał Caspian, jego głos pełen desperacji.
Nie był w stanie żądać jej powrotu. Była Królową Lykanów i miała obowiązek chronić swoich ludzi. Wykorzystując różne struktury i poziomy zamku, przeskakiwała z jednego na drugi, aż dotarła na szczyt bram zabezpieczających obwód zamku. Była dużym wilkiem z silną alfą krwią płynącą w jej żyłach, ale nawet ona nie mogła równać się ze smokiem.
Musiałaby walczyć taktycznie, wykorzystując wszystkie pułapki, które jej ojciec ustawił, gdy rządził. Był paranoikiem, który zawsze przygotowywał się na najgorsze. Choć doprowadzało to ją i jej matkę do szału, tej nocy była wdzięczna za jego neurotyczną naturę. Biegła wzdłuż szczytu bram, uruchamiając katapulty, które wystrzeliwały duże włócznie i granaty w stronę smoka. Wiedziała, że to nie wystarczy, aby go pokonać, ale wystarczyło, aby przyciągnąć jego uwagę.
Lucian zaryczał w kierunku Visenyi, co było dokładnie tym, czego chciała. Przeskoczyła przez mur i uciekła na granice królestwa, z Lucianem lecącym za nią. Visenya biegła do opuszczonych części ziemi z rekordową prędkością, podczas gdy Lucian pluł ogniem tuż za każdym jej krokiem. Ponieważ była jego partnerką, wiedział, że jest odporna na ogień, ale to nie powstrzymywało go przed próbą przerażenia jej na śmierć.
Był zaskoczony, jak szybka była. Żaden Lykan nigdy nie był w stanie prześcignąć smoka, ale ona pędziła przez teren, jakby została wystrzelona z katapulty. Zobaczył tunel przed sobą i pomyślał, że spróbuje go zgubić, wybierając tę trasę, więc podpalił cały obwód wejścia, tylko po to, by zobaczyć, jak się miota. Visenya jednak nie odpuściła; wręcz przeciwnie, przyspieszyła.
Nie mógł w to uwierzyć; naprawdę zamierzała skoczyć. Miała odwagę, pomyślał. Wiedział, że ogień jej nie zaszkodzi, ale Visenya tego nie wiedziała, a fakt, że mimo to przeskoczyła przez ogień, aby dostać się do tunelu, był niemal imponujący. W rzeczywistości, było to bardzo imponujące, ale Lucian nigdy by tego nie przyznał. Jego ogromne smocze ciało wpadło na wejście do tunelu, powodując całkowite zawalenie się za nim.
Kontynuował pościg w ciemnościach tunelu, gdzie jego gadzie widzenie było wyostrzone. Zresztą, tak samo było z Visenyą, która dokładnie wiedziała, dokąd zmierza. Miała go dokładnie tam, gdzie chciała, zmuszając go do podążania za każdym zakrętem tunelu, aż zobaczyła przed sobą światło księżyca. To było miejsce, gdzie musiała być precyzyjna; jeden fałszywy ruch mógł oznaczać katastrofę dla wszystkich. Skoczyła w powietrze i odbiła się od ściany wyjścia z tunelu, uruchamiając detonator, który wywołał eksplozję dziesiątek umieszczonych ładunków wybuchowych.
Wybuch wyrzucił ją wysoko w powietrze, zanim wylądowała z taką siłą, że odebrało jej dech. Leżała w ziemi, gdy tunel się zawalił, pochłaniając smoka w procesie. Potrząsnęła wilczą głową, próbując pozbyć się dźwięku dzwonienia w uszach. Jej białe futro było zakrwawione tam, gdzie doznała obrażeń od eksplozji i upadku.
„Delilah?” Visenya przemówiła do swojego wilka w myślach.
„W porządku,” wyszeptała Delilah.
„Nie goisz się.”
„Daj mi chwilę… Jestem trochę oszołomiona.”
Visenya jęknęła z bólu, przewracając się na bok. „Czujesz to?”
„Jeśli masz na myśli to intensywne uczucie wściekłości. Tak, czuję. Proszę, powiedz mi, że to twoje własne emocje.”
„Nie, to nie moje.” odpowiedziała Visenya.
Lucian wybuchł z gruzu jak wulkaniczna eksplozja, rzucając kamienie i odłamki wokół nich. Zaryczał wściekle na Visenyę, powodując, że jej futro zafalowało od siły podmuchu. Po raz pierwszy od dziesięciu lat Lucian i Visenya stanęli twarzą w twarz. Spojrzała w jego wielkie, żółte gadzie oczy… oczy, które wyglądały dziwnie znajomo.
Zbadała jego karmazynową, łuskowatą skórę. Był tylko jeden czerwony smok z takimi złotymi oczami. Zgubiła się w tych oczach i wpadła w stan euforii, gdzie grawitacja przestała istnieć, sprawiając, że czuła się lekka, jakby unosiła się na chmurze.
„Partner?” Delilah wymamrotała z niedowierzaniem.
„Lucian?” Visenya potwierdziła.