Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 1

Perspektywa Charlotte

Byłam wdzięczna, że deszcz postanowił odwiedzić nas dzisiaj... chroniąc mnie przed nieustanną torturą, która wiązała się z życiem na Glenstone Drive.

Moja matka potrząsała swoimi tabletkami w pobliskiej łazience, a moje uszy drżały na znajomy dźwięk... przynajmniej wkrótce zaśnie.

Pozostałam nieruchoma, przytulając swoje chude kolana do piersi, patrząc przez okno sypialni, jak deszcz bębnił o szybę.

Dlaczego zawsze musieli wybierać mnie? Życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby mnie nie wybierali...

Wiedziałam, że deszcz nie będzie mnie chronił wiecznie, zwłaszcza że jutro muszę wrócić do szkoły.

Z drugiej strony, wreszcie skończy się moje letnie męczenie.

Moja matka - która często udawała przed sąsiadami, że jest matką roku - zawsze chciała, żebym była na zewnątrz.

Nawet kiedy błagałam i błagałam, żeby zostać w domu, często mówiła, że "to sprawia, że wyglądam na złą matkę", ale ja już znałam prawdę.

To naprawdę dlatego, że zmagała się z uzależnieniem i chciała mnie mieć jak najdłużej poza zasięgiem wzroku... bo w głębi duszy mnie nienawidzi.

Jedynymi dniami, kiedy naprawdę rozważała pozwolenie mi na pozostanie w domu, były te, kiedy pogoda była zła - jak dzisiaj.

Przycisnęłam głowę do zimnej szyby, a ponura pogoda odzwierciedlała moje uczucia.

Trójka z nich zawsze kręciła się tutaj, ponieważ ich rodzice mieszkali na tej samej ulicy co my.

Kiedy byłam młodsza i kiedy to wszystko się zaczęło, próbowałam przekonać moją matkę, żebyśmy się przeprowadzili, gdzieś ładnie, gdzieś ciepło, ale kłopot był większy, niż jej się chciało.

Odkąd mój ojciec zostawił nas dla innej kobiety, tylko się pogorszyło. To była gra na czas, bo byłam pewna, że tabletki wkrótce ją zabiją...

"Lottie!" Krzyczy, z matczynym głosem, który mógłby oszukać każdego, że jest dobrą rodzicielką.

"Tak?" Odpowiadam, obserwując, jak deszcz powoli ustaje - powodując, że moje serce zaczyna bić szybciej.

"Deszcz przestaje... możesz już wyjść." Krzyczy z powrotem, a ja zamykam oczy i oddycham.

Nic dobrego nie trwa wiecznie, prawda?

"Mamo, nie czuję się za dobrze..." Próbuję, zanim przerywa mi całkowicie i krzyczy z powrotem-

"Zamknij się! Świeże powietrze ci pomoże... teraz wyłaź." Odpiera, a ja wzdycham - wiedząc aż za dobrze, że nie odpuści, dopóki nie dostanie tego, czego chce.

Odkąd ojciec odszedł, ma trudności, żeby patrzeć na mnie dłużej niż dziesięć sekund na raz...

Robiłam powolne ruchy, starając się założyć cieplejsze ubrania. Potem zebrałam skarpetki i buty - poruszając się w ślimaczym tempie, żeby je założyć i zawiązać sznurówki.

Może mogłabym schować się gdzieś w domu... wtedy nie musiałabym wychodzić na zewnątrz?

Rozważałam za i przeciw tego pomysłu, decydując, że ostatnim razem, kiedy próbowałam tego triku, złapała mnie i skończyło się to dla mnie gorzej.

Brak jedzenia przez tydzień, a ona nie wpuszczała mnie do środka aż do północy większość dni... nie wspominając o biciu, które za to dostałam...

Drżę na to wspomnienie, wiedząc, że niewiele potrzeba, żeby straciła panowanie nad sobą... Często obwiniałam siebie, ponieważ wydawało się, że większość ludzi, których spotkałam w swoim życiu, albo mnie opuszczała, albo wyrażała swoją nienawiść do mnie.

To ja jestem problemem.

Założyłam ostatni but, wiążąc sznurówki w ślimaczym tempie, a mój umysł błądził w coraz bardziej przygnębiających myślach.

"Cholera jasna, Charlotte! Co ty właściwie robisz?!" Słyszę, jak moja matka znowu krzyczy, jej głos ma lekki syk na końcu.

"Idę!" Odpowiadam, zmuszając odpowiedź do opuszczenia mojego gardła, gdy wstaję i zakładam ciemną kurtkę zza drzwi.

Mam nadzieję, że mogę się gdzieś schować i wtopić w otoczenie w tych ponurych kolorach...

Wlokę się na dół, widząc ją stojącą na dole - czekającą na moje pojawienie się. Jej ramiona były mocno skrzyżowane na piersi, a twarz doskonale odzwierciedlała jej postawę - trzymając ostry grymas.

"Jeśli jeszcze raz będziesz się tak długo szykować, w ogóle cię nie wpuszczę!" Gdy tylko byłam w zasięgu ręki, złapała mnie i pociągnęła resztę drogi po schodach, ciągnąc mnie w stronę drzwi wejściowych.

"Na zewnątrz! I nie wracaj przez co najmniej dwie godziny!" Mruczy i otwiera mi drzwi.

Wychodzę na ganek, rozglądając się po cichej ulicy, wypuszczając spokojny oddech, słysząc, jak drzwi zatrzaskują się za mną.

Schodzę po schodach, decydując, że najlepiej będzie znaleźć dobre miejsce do ukrycia się jak najszybciej.

Naciągam kaptur i pędzę chodnikiem w przeciwnym kierunku od domu Jasona i Tommy'ego.

Jedynym problemem było to, że nadal musiałam przejść obok domu Holdena i liczyć na najlepsze... Uznałam, że unikanie 2/3 ich domów na ulicy jest lepsze niż nic.

Zbliżam się do granatowego pickupa należącego do ojca Tommy'ego, zwalniając kroki ostrożnie. Miałam trudności z widzeniem przez duże żywopłoty osłaniające ścieżkę prowadzącą do jego domu...

Jeśli uda mi się przejść i dalej w dół ulicy, mogłabym dotrzeć do lasu, żeby się ukryć!

Zbliżam się ostrożnie do niebieskiego pickupa, nie słysząc zbyt wiele hałasu poza delikatnym świstem wiatru.

Postanowiłam wychylić głowę, patrząc w ogród Tommy'ego, i wypuściłam westchnienie ulgi, widząc, że przedni trawnik jest pusty.

Jak na grupę szesnastolatków, zawsze wydawali się kręcić po ulicy przy jednym z ich domów. Można by pomyśleć, że mają lepsze rzeczy do roboty, może nawet imprezy do odwiedzenia? A jednak tutaj byli, zawsze sprawiając, że moje życie było piekłem.

Idę dalej ulicą, czując się nieco lepiej, że dzisiaj może być kolejnym bezpiecznym dniem. Wkrótce dochodzę do końca drogi, spotykając linię drzew z "ścieżką dla spacerowiczów z psami" prowadzącą do lasu.

Chociaż nocą było strasznie, to właśnie tam czułam się najbezpieczniej w ciągu dnia - z dala od nich trzech.

Wchodzę w linię drzew, widząc w oddali kilku sąsiadów spacerujących z psami, oddychając spokojnie.

Przynajmniej jeśli teraz coś się stanie, oni to zobaczą...

Podziwiam kwiaty, gdy wilgoć po deszczu wydobywa ich żywe kolory, kontynuując spacer.

Jak uda mi się zabić dwie godziny w tej zimnej pogodzie, nie wiem...

Mijam kilku znajomych sąsiadów i oferuję im "dzień dobry", gdy odwracają się, by wrócić kamienistą ścieżką do swoich domów.

Wygląda na to, że jestem teraz sama...

Życzyłam sobie, żeby w takich chwilach mieć własny telefon, na którym mogłabym zabić czas, oglądając przypadkowe filmy lub grając w głupie gry, jak inne dzieci w szkole.

"No proszę, nie możesz się nami nacieszyć, co, dziwko? Nie mogłaś się doczekać, żeby zobaczyć nas w szkole, co?" Słyszę znajomy szyderczy ton Holdena, powodując, że moje ciało staje się sztywne.

"Śledzisz nas teraz, co?" Jason śmieje się, gdy odwracam się, widząc, jak trójka z nich zbliża się do mnie, wyłaniając się zza drzew.

Muszą teraz wiedzieć, że to tutaj przychodzę, żeby próbować się przed nimi ukryć...

Moje usta otwierają się i zamykają, gdy moje serce bije z przerażenia na widok trzech chłopaków, którzy są wyżsi ode mnie.

Podchodzą na tyle blisko, że mogę poczuć smród papierosów i wody kolońskiej.

"Chcesz dzisiaj spróbować uciec, czy ułatwisz nam to?" Pyta Tommy, popychając moje ramię, na co łapię oddech.

Czy próbować uciekać?!

Za każdym razem, gdy próbowałam uciekać, łapali mnie!

Nie jestem szybka, więc jaki to ma sens?!

Czy po prostu zostać tutaj z nimi i mieć to za sobą?!

Ale co, jeśli tym razem zdecydują się mnie zabić? Co, jeśli przesadzą?!

"Wygląda na to, że chcesz zostać... nie martw się, nie zrobimy ci śladów na twarzy... zachowamy cię ładną na pierwszy dzień powrotu do szkoły!" Tommy (który często był przywódcą trójki) wyciąga znajomy nóż sprężynowy z kieszeni.

Nie dzisiaj... cokolwiek, tylko nie to...

"P-Proszę..." Prawie szepczę, gdy śmieją się i kręcą głowami na moje bezsensowne błagania.

"Trzymajcie ją," instruuje Tommy, a pozostali dwaj śmieją się i szybko ruszają w moją stronę, ciągnąc mnie z chodnika w stronę drzew, gdy moje oczy napełniają się łzami na myśl o przerażającym bólu, który zaraz mnie czeka.

Proszę, Boże, tylko nie pozwól im mnie jeszcze zabić...

Previous ChapterNext Chapter