Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 4

Szybko posprzątałam pokój, pościeliłam łóżko, wytarłam szyby i odkurzyłam wszystkie meble. Sprawdziłam łazienkę, żeby upewnić się, że jest czysta. Była, ale na wszelki wypadek przetarłam jeszcze raz blat i lustro. Zadowolona z efektów swojej pracy, zeszłam na dół do kuchni. Lydia kroiła warzywa.

"Zameldowałam się w głównej sypialni," powiedziałam. "Mogę pomóc przy obiedzie?"

Podała mi warzywa i deskę do krojenia, a sama zajęła się czymś innym. Pracowałyśmy w ciszy przez chwilę, zanim się odezwałam: "To piękny dom."

Mruknęła w zgodzie. "Pan bardzo się nad nim napracował. Sam zaprojektował wnętrze."

"O, czym się zajmuje?" Może pracował w branży kreatywnej, jako projektant wnętrz albo architekt.

Lydia wzruszyła ramionami. "Nieruchomości."

Kiwnęłam głową. To miało sens. Tłumaczyło to pieniądze. "Spotkałaś właścicieli?" zapytałam. "Są mili?"

Uśmiechnęła się i spojrzała na mnie. "Tak, kochanie. Znam ich od lat. Pracowałam dla rodziców pana," wyjaśniła. "To wspaniały chłopak. Dobry i troskliwy. Kiedy go poznasz, może wydawać się trochę niegrzeczny, ale ma złote serce." Uśmiechnęłam się na jej opis. Wyraźnie miała do niego słabość. Z jej opisu wynikało, że jest świetny.

"Jesteś bardzo ładną dziewczyną, Floro," powiedziała cicho Lydia. Wzięła ode mnie talerz z pokrojonymi warzywami i podała mi wiśnie do drylowania. "Masz chłopaka?"

Pokręciłam głową. Ledwo miałam czas dla siebie, a co dopiero na związek. Poza tym, mój ojciec chyba nie byłby z tego zadowolony.

"Powinnaś poznać mojego syna!" wykrzyknęła. "Liam. Pracuje w ochronie na terenie posiadłości." Nie chciałam poznawać jej syna, ale skinęłam głową na zgodę.

"Wiśnie są na deser, po obiedzie," wyjaśniła Lydia. "Teraz nie ma za wiele do zrobienia. Na obiad zrobimy prostą sałatkę."

Zaczęłam drylować wiśnie. "Mogę zrobić placek wiśniowy na deser?" zapytałam Lydię. Ucieszyłaby się, że wykazuję inicjatywę. Poza tym, robiłam świetny placek wiśniowy. Lydia uśmiechnęła się szeroko. "Brzmi wspaniale!"

Resztę poranka spędziłyśmy na pracy. Ja zajęłam się plackiem wiśniowym, a Lydia robiła dżem z truskawek, bo pan go uwielbiał. Rozmawiałyśmy trochę, a ona opowiadała mi, że pan jest bardzo wymagający w swoich nawykach. Nie pije napojów z paczki, nie je plastikowego sera, nie je wędlin, pije tylko określoną markę kawy i zawsze na śniadanie ma jajka. Opowiadała mi też więcej o swoim synu i zadawała pytania o moje życie. Opowiedziałam jej niewiele – że mieszkam z ojcem, nie mam rodzeństwa. Skłamałam trochę – o dzieciństwie, o matce.

Usłyszałyśmy, jak samochód wjeżdża na podjazd około 11:45, a Lydia radośnie oznajmiła: "To musi być on! Chodź, przywitamy go."

Wytarłam ręce o fartuch, czerwony sok z wiśni pozostawił delikatny różowy ślad na białym materiale. Zaciągnęłam mocniej kucyk i poszłam za Lydią do drzwi. Stałam za nią, z rękami skrzyżowanymi za plecami, z małym uśmiechem na twarzy.

Zerknęłam zza Lydii, gdy z samochodu wysiadał wysoki mężczyzna. Spodziewałam się dwóch osób, jak mi powiedziano, ale był tylko on. Nie widziałam jeszcze jego twarzy, ale był naprawdę wysoki i miał dość długie czarne włosy, jakby nie były obcinane od dłuższego czasu.

Odsunęłam się na bok, gdy zaczął wchodzić do środka, i przez chwilę nic nie widziałam. "Lydia!" powiedział radośnie mężczyzna. Serce mi zamarło. Znałam ten głos. Znałam tego mężczyznę.

Lydia odsunęła się na bok, patrząc na mnie z uśmiechem, odsłaniając mnie przed moim pracodawcą. "Felix, to jest Flora White. Będzie pomagać w domu. Flora, to jest Felix Corsino, pan domu."

Pierwsze, co pomyślałam, to że się postarzał. Wyglądał na starszego, bardziej dojrzałego. Był teraz mężczyzną. Ostatni raz widziałam go, gdy miał osiemnaście lat. Wtedy miał krótsze włosy, a jego twarz była pełna chłopięcego uroku i niewinności. To wszystko zniknęło, zastąpione twardością, którą przynosi dorosłość. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja wstrzymałam oddech. Jego wyraz twarzy się nie zmienił. Myślę, że patrzyłam na niego przez minuty, godziny może, a może to były tylko sekundy. Felix. Mój Felix. Chciałam rzucić się na niego, poczuć jego ramiona wokół siebie, paść mu do stóp i przepraszać bez końca. Odezwał się, zanim zdążyłam to zrobić: "Panno White." Skinął krótko głową.

"Miło pana poznać, panie Corsino." Wydusiłam z siebie chaotycznie. Czy mnie nie rozpoznał? Czy nie wiedział, że to ja? Czy tak bardzo się zmieniłam? Czy on się zmienił? Czy... zapomniał o mnie?

Szukając jego wzroku, próbowałam ponownie spotkać się z jego oczami, ale on patrzył tylko na Lydię, odmawiając mi kolejnego spojrzenia. "Zjem o pierwszej." Poinformował ją, po czym odszedł, mijając mnie, jakbym była niewidzialna, jakbym była niczym. Ale to była prawda. Byłam teraz niczym. Niewidzialna. Nieistotna.

Previous ChapterNext Chapter