




2 - Ambrozja
Aurora
Obecnie
"Nie będę cię oszukiwać, Aurora, nie uważamy, że jesteś odpowiednią kandydatką na to stanowisko. To jest niezwykle konkurencyjna pozycja i po prostu są bardziej wykwalifikowani kandydaci. I ładniejsi też," powiedziała menedżerka.
No tak! Mówi to kobieta w zbyt ciasnej czarnej ołówkowej spódnicy, rozpiętej białej jedwabnej bluzce, która eksponuje jej sztuczne piersi w kontrastującym czarnym push-upie. Jej włosy były przesadnie spryskane lakierem i napuszone, jestem pewna, że można by zapalić zapałkę i zasilić miasto na tydzień. Wyglądało to, jakby ptak używał jej głowy jako toalety. Miała na sobie zbyt dużo makijażu, jakby próbowała dostać się do programu RuPaul’s Drag Race.
Wyglądała na zdesperowaną, by zwrócić na siebie uwagę przełożonych.
"Dobrze," powiedziałam dramatycznie. "Dziękuję za poświęcony czas," dodałam, wychodząc z sali konferencyjnej z podniesioną głową. Kto potrzebuje pracy w tej wielkiej, eleganckiej korporacji z tymi sztucznymi wannabe Barbie i rozpieszczonymi aroganckimi mężczyznami... o, czekaj... ja potrzebuję.
Pensja, doświadczenie, szansa na pracę za biurkiem... ale jak do diabła można zdobyć doświadczenie, jeśli nie daje się szansy? Przysięgam, te firmy zawsze chcą młodych dwudziestolatków z trzydziestoletnim doświadczeniem. Ludzie, no proszę! Nikt nie chce poświęcić czasu na szkolenie kogoś. Kiedykolwiek pomyśleliście, że dlatego wasza rotacja pracowników jest tak wysoka?! Nie można wymagać lojalności, jeśli nie poświęca się czasu na szkolenie pracowników.
Ale oto jestem, stojąc przy mosiężnych drzwiach windy, czekając, aż się otworzą i pochłoną mnie, zabierając z powrotem na parter, do totalnej rozpaczy rzeczywistości.
Telefon na recepcji dzwoni głośno, podczas gdy nadęta dziewczyna za biurkiem otwarcie flirtuje z mężczyzną stojącym przy ladzie i sprawdzającym jakieś papiery. Jej chichot jest irytujący. Jej wysoki pisk sprawia, że chcę się skrzywić, ale zamiast tego przewracam oczami i zaczynam zauważać skomplikowany drewniany wzór na ścianach wokół windy.
Żegnajcie, przegrani. Kto potrzebuje DuPont Enterprises? I kim, do diabła, myśli, że jest "Charlie DuPont"? Nie wie, co traci. Ding! Dzwonek ratuje mnie przed dalszymi degradującymi myślami.
Wchodzę do eleganckiego czarnego wnętrza i naciskam przycisk "L". Delikatna muzyka fortepianowa serenaduje ciszę, gdy zaczynam zjazd z 82. piętra.
Gdy drzwi windy otwierają się na dole, wychodzę w lewo, oddaję swoją kartę gościa ochroniarzowi przy wejściu i mruczę podziękowania z małym uśmiechem.
Nagle zaczyna brzęczeć mój ciemnofioletowy torebka Prada, wisząca na moim prawym ramieniu. Jedyny drogi element garderoby, jaki posiadam. To był mój prezent na 20. urodziny dla samej siebie. Pracowałam na podwójnych zmianach w restauracji przez 4 miesiące, żeby za niego zapłacić. To moja najcenniejsza rzecz i jestem w nim zakochana.
Brzęk. Brzęk. Ugh, co teraz!? Wyciągam telefon z różowym etui z cyrkoniami i patrzę na ekran. Dziewięć wiadomości od Brianny! Zaczynam czytać, wychodząc na zewnątrz. O rany! Ta dziewczyna to moja najlepsza przyjaciółka, ale jest niesamowita!
Brianna: hej dziewczyno, gdzie jesteś?
Brianna: jak tam Barbie Town??? Widziałaś jakieś Keny, które chciałabyś zabrać do domu i się pobawić?
Brianna: dostałaś tę pracę?
Brianna: helloooooooo
Brianna: idę do toalety. Zadzwoń do mnie, bo się nudzę
Brianna: daj znać, jak poszło
Brianna: chodźmy do klubu w ten weekend. Chcę się BAWIĆ
Brianna: do zobaczenia po pracy
O rany! Czy ja właśnie wpadłam na ścianę? Cholera.
Poczekaj chwilę.
Potrząsam głową i zdaję sobie sprawę, że ta ceglana ściana to nie ściana, tylko mężczyzna. Bardzo wysoki mężczyzna. Szybko unoszę głowę i nadwyrężam szyję, żeby na niego spojrzeć. Ja i moje marne 160 cm wzrostu.
"Przepraszam, p-przepraszam pana" wyjąkuję.
O mój Boże! Jak świat może być tak okrutny, tworząc najpyszniejszą ambrozję, jaką jest ten mężczyzna?
To nie jest mężczyzna, nie! To bóg. Nie mogę się ruszyć. Czy oddycham? Muszę, mam puls... te piękne piwne oczy jak ciepły brązowy cukier i masło. Jeśli umrę teraz, proszę, niech on będzie moim aniołem! Jego ostre kości policzkowe wyróżniają się na gładko ogolonej twarzy, pełne różowe usta, które wyglądają tak kusząco, okrągły nos i najbardziej soczyste kasztanowe włosy. Prosty profesjonalny fryz z odrobiną więcej na górze, przez które chciałoby się przejechać ręką. Łatwo 190 cm wzrostu i nosi idealnie dopasowany niebieski garnitur Armani z jedwabnym złotym krawatem. Mięśnie napinają się pod szerokimi ramionami. Hmmm, pyszny! Co ja mówię? Przestań się ślinić, Aurora.
"Nie ma problemu, kochanie," powiedział mężczyzna. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech. O Boże, ten głos! Tak gładki i głęboki jak aksamit pieszczący moją skórę! Trochę się zmoczyłam.
Poza twoją ligą, Aurora!
"Um, okej. Nie jestem twoim kochaniem, ale tak... jeszcze raz przepraszam" mamroczę i szybko robię krok w bok, biorąc kosmyk włosów, który opadł mi na twarz, i wkładając go za ucho, mając nadzieję, że nie zobaczy rumieńca na mojej twarzy. Czuję, jak ciepło rozchodzi się na moją klatkę piersiową.
Mam jeszcze godzinę, zanim muszę dotrzeć do restauracji.
Powrót do rzeczywistości. Cholera.
——————————
Charlie
"Gdzie są moje pieniądze?!" Jason spokojnie zapytał tego brudnego szczura, którego powiesiliśmy za nadgarstki w magazynie.
Jedna rzecz o Jasonie jest taka, że kiedy jest spokojny, powinieneś się go najbardziej bać. Jest jednym z najbardziej sadystycznych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałem. Jest moim najlepszym przyjacielem. Nie toleruje bzdur.
Zawsze byliśmy we czwórkę: Jason, Ben, Kai i ja. Dorastaliśmy razem i robiliśmy wszystko razem.
W szkole Jason zawsze był liderem. Chronił nas przed byciem workami treningowymi dla większych dzieci i zawsze zachęcał nas do ciężkiej nauki. Kiedy dorośliśmy, nabieraliśmy masy. Nauczyliśmy się walczyć i wszyscy walczyliśmy razem. Staliśmy się pięściarzami, a nie workami treningowymi.
Jesteśmy braćmi przez krew, którą przelaliśmy. Więcej niż braćmi. Kocham ich i umarłbym za nich.
Zbudowaliśmy nasze imperium do tego, czym jest dzisiaj. Jason zawsze był mózgiem. Ben to nasz guru technologii. Kai jest jak nasz wyszkolony zabójca. Jest chorym gościem. Kocham go!
Zaczęliśmy od małego, Jason i ja. Sprzedawaliśmy narkotyki w liceum i szybko się rozwinęliśmy dzięki rodzinnym powiązaniom Jasona. Ale jedna rzecz o rodzinie Jasona jest taka, że mimo iż Jason był dziedzicem, jego rodzina upewniła się, że sam wypracuje swoją drogę. Nie miał dostać władzy na tacy; musiał na nią zasłużyć. Wszyscy musieliśmy zasłużyć. I zasłużyliśmy, a teraz jesteśmy nietykalni.
Mamy kontakty w każdym większym kraju. Wszyscy się nas boją.
Podczas gdy Jason skupił się na naszej mafii, ja budowałem DuPont Enterprises. Pomaga nam to prać pieniądze. Posiadamy również wiele hoteli, restauracji, klubów i biurowców na całym świecie oraz kilka prywatnych domów. Zbudowaliśmy imperium i dzieliliśmy się wszystkim. Nawet naszymi kobietami. Zawsze tak było.
Jason skinął głową do Robbiego, naszego miejscowego torturera. ZZZZZAP! Paralizator prosto w klejnoty rodzinne. Krzyk odbija się echem w brudnym, ledwo oświetlonym pomieszczeniu. Nieszczęśnik jęczy, łzy spływają mu po twarzy.
"Gdzie. Są. Moje. Pieniądze?" powtarza Jason. Każde słowo jest pełne obietnicy bólu. Szczur Sam cofa się i zaczyna widocznie drżeć. Jego twarz jest pokryta krwią, a jedno oko jest już całkowicie zamknięte i spuchnięte. Jego ubrania są podarte. Jego ciało jest bezwładne i wykrzywione w dziwnych kątach. Brakuje mu kilku palców i zębów... palce leżą teraz na podłodze przy jego stopach. Jego ciało i ubrania noszą ślady oparzeń z ostatnich dwóch godzin bicia i wstrząsów elektrycznych. To odbija się na jego ciele.
"P-p-proszę szefie. J-j-j-ja n-n-nie m-m-miałem w-w-wyboru. O-o-o-ni b-b-by z-z-zabili c-c-ciebie i m-m-moją r-r-rodzinę," wyjąkał Sam.
Ha! Zabić nas? To zabawne. Uśmiecham się i z miejsca, gdzie stoję z boku, widzę, jak Jason lekko kręci głową i uśmiecha się. Myśli to samo. Ben i Kai są w cieniu z tyłu przy schodach, cicho się śmiejąc.
"Tak?" pyta Jason. Zatrzymuje się na chwilę dla dramatycznego efektu. "Masz na myśli... tę rodzinę?" I Jason pstryka palcami. Natychmiast drzwi z tyłu otwierają się i trzech strażników wchodzi do środka, ciągnąc kobietę i dwóch chłopców związanych opaskami zaciskowymi i z kneblami w ustach. Szarpią się, ale to bezcelowe. Zostają brutalnie rzucone na ziemię przy wiszących stopach Sama, ledwo widocznych w kałuży światła z pojedynczej żarówki na suficie.
Sam zaczyna się szarpać, błagając, żebyśmy ich puścili. Stłumione krzyki jego żony wypełniają powietrze, gdy widzi zmasakrowane ciało męża wiszące w powietrzu, jego nadgarstki są surowe. Jej tusz do rzęs spływa po twarzy, gdy łzy plamią jej policzki. Jego synowie trzymają głowy spuszczone ze wstydu.
Jason siedzi na swoim krześle, nogi rozstawione, ramiona skrzyżowane na piersi. Jego aura jest mroczna i dominująca. "Popełniłeś poważny błąd, Sam. Powiedziałeś tym rosyjskim szumowinom o mojej przesyłce i kosztowałeś mnie osiem milionów. Twierdzisz, że zrobiłeś to, aby chronić swoją rodzinę i nas... Ale to przed nami powinieneś chronić swoją rodzinę!" Więcej jęków i błagań od Sama, zanim Robbie wkłada mu brudny knebel do ust.
"Charlie," woła Jason.
"Tak," odpowiadam.
"Co powinniśmy zrobić z tymi idiotami?" pyta Jason.
"Hmmm," zastanawiam się "Chłopcy wyglądają na silnych. Przy odpowiednim szkoleniu mogą być cennymi dodatkami do klanu. Mają co? 16, 17 lat? Możemy ich wyszkolić na strażników. Zepsuć ich. Kobieta też może dla nas pracować... wysłać ją do domu, żeby spłaciła dług, albo do jednego z klubów."
Mój telefon brzęczy. Sprawdzam wiadomość. Ugh!
"J, muszę zaraz iść. Mam spotkanie w biurze. Te szumowiny z Wetzler próbują nas namówić na sponsorowanie kolejnego z ich projektów budowlanych."
"Hmmm," mruczy Jason. "Powinienem był zabić Yousefa za pierwszym razem. Niestety, niektóre z ich projektów działają na naszą korzyść, więc ich potrzebujemy... zwłaszcza do następnej wschodniej przesyłki. Idź i zarządzaj tym... to twoja działka. Ben! Zadzwoń do Caleba i zorganizuj szkolenie dla tych... chuliganów. Upewnij się, że wiedzą, dla kogo pracują." Wskazuje na kobietę i dzieci na ziemi. Następnie wyciąga pistolet zza pleców i strzela Samowi między oczy.
Wskazuje na strażników stojących przy ścianie. "Nakarmcie nim ryby! Posprzątajcie ten bałagan!"
Jason i ja wychodzimy z pokoju, a Ben i Kai idą za nami. Wchodzimy do biura. Jason idzie prosto do szafki z alkoholem i nalewa sobie szkocką, dwa palce.
"Sarah znowu pisze. Myślałem, że zerwaliśmy z tą kobietą. Była dobrą kochanką, ale po prostu jej nie lubię," mówi Kai rzeczowo.
"Tak. Masz rację," dodaje Ben.
"Załatw to. Upewnij się, że wie, że to koniec," rozkazuje Jason.
"Ugh. Chciałbym, żebyśmy mogli znaleźć tę jedyną, wiesz. Mam dość tych wszystkich fałszywych. Albo chcą się z nami przespać, żeby się chwalić, albo chcą naszych pieniędzy. Chcę wyzwania. Chcę naszej wiecznej księżniczki," mówi Kai.
Wszyscy kiwamy głowami na zgodę.
"Muszę już iść. Do zobaczenia w domu wieczorem," mówię, patrząc na telefon. Chwytam marynarkę, która wisiała na zielonym skórzanym krześle, i wychodzę do samochodu. Las szybko zamienia się w wiejskie drogi, a wkrótce widzimy budynki centrum miasta zbliżające się do horyzontu.
Jestem zajęty sprawdzaniem e-maili, gdy samochód się zatrzymuje. Wysłałem wiadomość do mojej asystentki, żeby przygotowała umowy w sali konferencyjnej.
Chwilę później moje drzwi się otwierają. Zaczynam iść w stronę mojego wieżowca. Jednego z wielu budynków, które posiadamy w tym mieście.
Zauważam ładną brunetkę idącą w moją stronę, z głową spuszczoną i wpatrzoną w telefon. Zanim zdążę się odsunąć, BAM! Wpada prosto na moją klatkę piersiową.
"P-przepraszam, p-panie," wyjąkuje z głową nadal spuszczoną. Ten głos. Jest tak anielski. Mój członek natychmiast drgnął. Naturalna uległa.
Podnosi głowę, a słodcy bogowie nektaru, przede mną stoi najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widziałem. Zapiera mi dech w piersiach. Ambrozja. Prosta. Jest drobna. Trochę pulchna, ale w odpowiednich miejscach. Kto chciałby być z patykiem? Lubię, gdy moje kobiety są trochę pełniejsze. Wszyscy tak mamy. Więcej do kochania, moim zdaniem.
Jej oczy to mieszanka piwnego i zielonego. Kolory tańczą jak walc i błyszczą jak gwiazdy. Jej włosy opadają do połowy pleców, a wśród głębokich brązowych loków błyszczy odcień czerwieni w promieniach słońca. Ma twarz anioła. Mniejszy nos, różowe pełne policzki, usta w kształcie serca, zadbane brwi i mało makijażu, który podkreśla jej urodę, zamiast gipsu, który nakładają kobiety, które mnie ścigają. Jej pełne piersi są skromnie zakryte, ale odrobina dekoltu wyłania się z jej niebieskiej koszuli z dekoltem w serek. Jej mleczna skóra wygląda na miękką. Jej biodra są zaokrąglone i po prostu chcę położyć na nich ręce.
"Nie ma problemu, kochanie," mówię, uśmiechając się do niej.
"Um, okej. Nie jestem twoim kochaniem, ale tak... jeszcze raz przepraszam," mówi wyraźnie zmieszana i szybko mnie omija, odgarniając kosmyk włosów za ucho, mając nadzieję, że nie zauważy rumieńca na jej twarzy. Zauważyłem, jak się zarumieniła. Piękna! Po prostu piękna. I zadziorna. Lubię trochę ognia. Nie mogę się powstrzymać, by nie patrzeć, jak zaczyna iść w dół ulicy.
Spotkamy się ponownie bardzo szybko, aniele. Tak, moja mała lisico, zobaczysz mnie bardzo szybko. Jesteś tym, czego szukaliśmy.
Poczekaj, aż powiem chłopakom.