




1 - Prolog
Ta książka to Mroczny Romans Mafijny, historia reverse harem (oznacza to, że dziewczyna w tej książce będzie w związku z więcej niż jednym mężczyzną). Pojawią się powtarzające się dojrzałe tematy, w tym, ale nie tylko, eksplicytne treści seksualne, BDSM, ekstremalni męscy dominanci, zabawy z krwią i nożami, kink związany z rozmnażaniem i inne rodzaje kinków. Tortury, przemoc, napaść, nadużycia, porwania, wymuszone związki i inne akty przemocy będą miały miejsce w tej książce. Rozdziały 20-23 są szczególnie ekstremalne; proszę, nie zniechęcaj się tym. Jest ku temu powód i wiele zostanie wyjaśnione do rozdziału 70. Uznaj to za swoje ostrzeżenie. Książka zawiera wyzwalacze od początku do końca i nie będzie kolejnego ostrzeżenia. To jest fikcja. Proszę, zachowaj negatywne komentarze dla siebie. To jest bezpieczna przestrzeń dla wszystkich czytelników. Jeśli zdecydujesz się kontynuować, to jest twoje ostrzeżenie. Ciesz się historią.
Świeże powietrze. Zapach sosny, cytrusów i świeżych liści wypełnia każdą moją komórkę, zmuszając moje płuca do rozszerzenia się i wdychania tych wspaniałych aromatów. To odświeżające; szkoda, że nie mogę się tym cieszyć, gdy gorączkowo rozglądam się dookoła, przeszukując ogród wokół mnie. Szybko obracam głowę na boki, sprawdzając, czy ci wielcy, muskularni mężczyźni ubrani na czarno z bronią przypiętą do ramion widzieli, jak wymknęłam się z pergoli na balkonie, który łączył się z luksusowym pokojem, który nazywałam swoją celą więzienną.
Chłodne nocne powietrze nie pomaga moim nerwom, gdy moje serce bije coraz szybciej. Czekam cierpliwie, licząc w myślach, obserwując, jak ostatni członek zespołu ochrony znika z pola widzenia. To jest to. To moja szansa. Jeśli zawiodę, wątpię, że kiedykolwiek pozwolą mi zobaczyć słońce przez bardzo długi czas. Nie będę już dłużej przywiązana do tego łóżka. Nie mogę być ich królową. Pięć... cztery... trzy... dwa... jeden!
Szybko przemykam przez rozległe otwarte ogrody. Srebrny blask półksiężyca odbija się od świeżo przyciętej trawy i żywopłotów. Zapach świeżo skoszonej trawy z tego poranka wciąż unosi się w powietrzu, mieszając się z różanymi krzewami, które wyznaczają ścieżki spacerowe. Muszę dotrzeć do linii drzew. Las jest gęsty i mam nadzieję, że będzie moim zbawieniem. Dźwięk cykających świerszczy to jedyne, co słyszę, poza szybkim biciem mojego serca i miękkim stukotem moich stóp o ziemię.
Na najdalszym krańcu ogrodu znajduje się ławka pod wielkim drzewem magnolii, gdzie pozwalali mi siedzieć i czytać w dobre dni. To było jedyne miejsce, gdzie znajdowałam namiastkę spokoju. Ciche serenady natury pomagały przenieść mój umysł do wyimaginowanych miejsc z moich książek, pozwalały mi rozkoszować się pięknem literatury i zapomnieć, dlaczego tam jestem, w tym domu, z tymi mężczyznami.
Zatrzymałam się na chwilę przy mojej ławce, aby sprawdzić otoczenie. Popełniłam błąd, patrząc w stronę domu - wielki błąd. Na moim balkonie, oświetleni przez księżyc na niebie i ostre jasne światło z pokoju za nimi, stali mężczyźni, których bałam się najbardziej - moi porywacze.
Mieli skrzyżowane ramiona, obserwując mnie w milczeniu. Mimo że byłam po drugiej stronie ogrodu, a ciemność nocy zasłaniała ich surowe spojrzenia, wciąż mogłam dostrzec wyzwanie na ich twarzach. Rzucają mi wyzwanie, bym zrobiła kolejny krok. Biorę szybki oddech i opuszczam głowę, jak robiłam to wcześniej, dając im wrażenie, że znów się im poddaję. Ale tym razem, nie ma mowy! Podnoszę głowę i wystawiam język, unosząc obie posiniaczone ręce w powietrze, pokazując im środkowe palce na znak buntu, zanim odwracam się na pięcie i biegnę w stronę lasu za mną, kryjąc się w ciemności.
„AURORA!” ktoś woła. Słyszę swoje imię jeszcze kilka razy, powoli zanikające w oddali, gdy przyspieszam. Pod baldachimem tych drzew jest tak ciemno. Potykam się o powalone gałęzie i słyszę chrzęst gałązek i liści pod stopami — kilka zadrapań pokrywa moje nogi i ramiona. Moja klatka piersiowa staje się ciężka, gdy próbuję wtłoczyć tlen do krzyczących płuc. Każdy mięsień płonie, ale nie mogę się zatrzymać. Skręcam w lewo, potem w prawo, próbując znaleźć ścieżkę. Czuję, jakbym biegła godzinami, ale to pewnie tylko minuty.
„AURORA!” O nie. Są coraz bliżej. Potknęłam się i upadłam na złamaną gałąź drzewa. Moje dłonie i kolana przyjęły ciężar upadku, moje ciało mocno uderzyło o ziemię. Ała. Zatrzymałam się na chwilę, by spojrzeć za siebie. Zobaczyłam małe światełka tańczące przez linię drzew. Cztery... nie, sześć... nie... niech to! Widziałam co najmniej dziesięć światełek tańczących w moim kierunku. Mój oddech przyspieszył.
„Aurora! Wróć, kochanie! Poddaj się teraz, a dostaniesz tylko bat! Wiesz, że nie możesz przed nami uciec!”
Milczę. Zobaczyłam duże drzewo po mojej prawej stronie z małą dziurą u podstawy. Cicho podnoszę się i czołgam w stronę drzewa, starając się nie wydawać żadnych dźwięków. Gdy dotarłam do drzewa, przyciągam kolana do klatki piersiowej, zakrywam usta poranionymi dłońmi i staram się oddychać tak wolno, jak tylko mogę, by uspokoić bijące serce. Jeśli się ruszę, zobaczą mnie.
„AURORA! MAŁA, MASZ WIELKIE KŁOPOTY!!... WYJDŹ. TERAZ!” Ugh. To nie jest dobrze. Są bardzo wściekli.
A potem cisza. Nic. Nawet cykanie owadów nie jest słyszalne — żadnych świateł odbijających się od drzew w lesie. Wstrzymuję oddech. Liczę jeden tysiąc... dwa tysiące... trzy tysiące... cztery tysiące... pięć tysięcy... i dochodzę do sześćdziesięciu. Może w końcu się poddali? Zamykam na chwilę oczy, próbując skupić się na jakichkolwiek dźwiękach. Nie słyszę ich. Nie słyszę żadnych kroków miażdżących liście na leśnym podłożu, oddechów ani krzyków. W końcu pozwalam sobie wypuścić wstrzymywany oddech, a na moich policzkach pojawia się mały uśmiech. Udało się! Naprawdę się udało. Teraz muszę się stąd wydostać... Powoli wyczołguję się z kryjówki, tylko po to, by zobaczyć buty przed sobą.
„No, witaj, kochanie.”