




Rozdział 2 - Zamieszanie
Reign
Co się, do cholery, dzieje?! Co on miał na myśli mówiąc MOJA? Nie należę do nikogo. „Proszę, nie krzywdź mnie.” błagałam cicho, wspomnienia o pobiciach przez Luthera, mojego byłego chłopaka, wróciły z impetem. Chciałam płakać, ale nie zamierzałam płakać przed nim, choć to nie znaczyło, że się nie bałam. Usłyszałam głos wołający jego imię i puścił mnie. Gdy tylko mnie puścił, rzuciłam się w ramiona Jazlyn. Jaz i Ryott zaczęli mnie wyprowadzać, kiedy Damien się odezwał. „Bardzo przepraszam, nigdy bym cię nie skrzywdził.” Próbował pogłaskać mnie po policzku, ale odsunęłam się od jego dotyku. „Proszę, nigdy więcej mnie nie dotykaj.” syknęłam i odeszłam z Jazlyn i Ryottem. Mimo że jego zachowanie mnie przerażało, coś w nim mówiło mi, że nie zrobi mi krzywdy. Tak, jasne, to ma sens. Chyba całkowicie straciłam rozum. Kiedy byliśmy w windzie, sprawił, że czułam rzeczy, których nigdy wcześniej nie czułam. Kiedy pochylił się do mojego ucha i wyszeptał, moja, przez moje ciało przeszły iskry. Kiedy obsypywał pocałunkami moją szyję i ramię, dreszcze przeszły mi aż do palców u stóp. Co jest ze mną nie tak? Nic o nim nie wiem, poza tym, że jest starszym bratem bliźniaków.
Pociągnęłam Jazlyn i Ryotta do jednego ze stolików, „CO, DO CHOLERY, JAZ?” wyszeptałam krzycząc. „Co jest nie tak z twoim bratem?” zażądałam, wciąż próbując uspokoić bicie serca i kontrolować oddech. „Reign, przepraszam. Nigdy go takiego nie widziałam.” Jaz przeprosiła. „Bzdury, Jaz! Reign, proszę, uspokój się.” Jaz błagała. „Proszę, zaufaj mi, kiedy mówię, że nigdy by cię nie skrzywdził. Nie wiem, co w niego wstąpiło.” „Wiesz, co się dzieje!! Co, do cholery, przede mną ukrywasz?! Naprawdę mnie przestraszył, a dlaczego wyszeptał 'MOJA' do mojego ucha! i NIE MÓW MI, ŻEBYM SIĘ USPOKOIŁA!” powiedziałam, pocierając nadgarstek, gdzie mnie trzymał. „Wiem, że coś przede mną ukrywasz!” Pocierałam nadgarstek; bolał i robił się fioletowy. „Proszę, zaufaj mi, nigdy nie naraziłabym cię na niebezpieczeństwo. Ty i Ryott jesteście moimi wspólnikami, moimi najlepszymi przyjaciółmi, moimi osobami.” Jaz powiedziała z małym uśmiechem.
„Słuchaj, może powinnaś spędzić czas z rodziną sama. Nie powinnam się wtrącać i przeszkadzać w waszym rodzinnym czasie.” zasugerowałam. Ona i Ryott energicznie potrząsali głowami na nie. „Nie, ABSOLUTNIE nie!” Jaz powiedziała stanowczo. „Nie wycofujesz się z wyjazdu na wakacje z nami przez mojego głupiego brata.” mruknęła, wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Nienawidzę, kiedy to robi. „Poza tym mama na to nie pozwoli, już ma dla nas plany.” zaszlochała. „Och, Jaz, proszę, nie płacz.” westchnęłam. „Dobrze, pojadę, ale jeśli spróbuje czegoś, skopię mu tyłek.” powiedziałam, unosząc brwi. „Wiesz, że potrafię to zrobić.” ostrzegłam, mrużąc na nią oczy.
„Och, proszę, bądź moim gościem, do diabła, pomogę ci.” Zaśmiałyśmy się we trójkę i spojrzałyśmy na Jydena, Koltyna i Damiena. Moje oczy spotkały się z oczami Damiena; uśmiechnął się do mnie delikatnie. Poczułam motyle w brzuchu, co do diabła!! Ten facet mnie przerażał, a teraz czuję się przy nim słaba w kolanach. To niemożliwe, on ma jakieś dwa metry wzrostu, jest zbudowany jak mur, ma piękne, nieco potargane brązowe włosy do ramion, zielone oczy, w których mogłabym się zatracić, i jest absolutnie przepiękny. Nie ma mowy, żeby mógł być mną zainteresowany... ale przecież powiedział, że jestem jego. O co w tym chodzi? Ocknij się, Reign! Nie powinnaś myśleć w ten sposób!
Jyden, Koltyn i Damien podeszli do naszego stolika. „Czy możemy się dołączyć?” zapytał Damien. Wzruszyłam ramionami i zgodziłam się. Jyden usiadł obok swojej dziewczyny, Ryott, a Koltyn obok Jazlyn, tak, swojej dziewczyny. Zawsze czułam się jak piąte koło u wozu, kiedy byli w pobliżu i byli tacy zakochani i słodcy. To było takie obrzydliwe, ale chciałam tego obrzydliwego, zakochanego gówna. Po prostu nie znalazłam jeszcze odpowiedniego faceta, z którym mogłabym być tak obrzydliwie zakochana. Damien próbował usiąść obok mnie, ale przeniosłam się na drugą stronę stołu obok Jaz. Uśmiechnął się słabo. Czułam się trochę źle, ale jednocześnie nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, choć coś w nim mnie przerażało i jednocześnie przyciągało. „Masz coś do powiedzenia, starszy bracie?” Jaz prychnęła, zauważając, że ciągle na mnie zerka. „Zamknij się, Jaz!” warknął Jyden. „Tak, ma coś do powiedzenia.” Skrzywił się na swoją siostrę. „Co się stało? Nie może mówić za siebie?” Jazlyn zażądała, krzyżując ramiona na piersi. „Dobra, więc mów!” powiedziała, unosząc brwi i dając mu znak, żeby mówił. „Jaz, nie ułatwiasz mi tego.” burknął Damien. „Dlaczego miałabym ci to ułatwiać? Przestraszyłeś Reign na śmierć i zostawiłeś siniaka na jej nadgarstku!” Jaz skrzywiła się, podnosząc moją rękę. Damien miał na twarzy bolesny wyraz, wyglądał, jakby czuł się źle. Dobrze! Powinien czuć się źle za to, co zrobił. „Jaz! Zamknij się!” warknął Jyden.
„Jaz, w porządku, niech powie, co chce.” powiedziałam, kładąc rękę na jej ramieniu. Damien spojrzał na mnie, potarł kark i pochylił się nad stołem trochę bliżej mnie, a ja odsunęłam się od niego. Zatrzymał się. „Mogę tylko powiedzieć, że przepraszam.” powiedział do mnie. „Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić ani przestraszyć. Nigdy bym cię nie skrzywdził; nigdy bym cię nie skrzywdził.” wyszeptał z czymś, co brzmiało jak... smutek, prawdziwy smutek. Wyraz jego twarzy, jego oczy, mówiły mi, że nie kłamie. Poczułam się trochę bardziej zrelaksowana pod jego spojrzeniem. Czułam, jakby setki motyli zostały uwolnione w moim brzuchu. Chciałam tylko objąć go ramionami i stopić się w jego objęciach. No dalej! To nie jest jakaś głupia powieść romantyczna. Nie bądź idiotką, Reign, masz piętnaście lat, on ma dwadzieścia jeden, po prostu masz na niego crusha. Co do diabła, przestań o tym myśleć. „Tak, dobrze, tylko nigdy więcej tego nie rób.” odpowiedziałam tak zimno, jak tylko mogłam. „Wracam do swojego pokoju.” I odeszłam.