Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 3: Samotny wilk

Rozdział trzeci: Samotny Wilk

Elena

Wspomnienie***

"Biegnij, Elena, biegnij!" Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła w oddali oraz krzyki i wrzaski wszystkich na zewnątrz, wszystko było w kompletnym chaosie. Stałam przy tylnych drzwiach mojego rodzinnego domu, już w formie wilka. Próbowałam zrozumieć, co się dzieje, jeszcze chwilę temu wszystko było spokojne, a teraz wybuchła wojna.

Na początku myślałam, że śnię albo jestem uwięziona w koszmarze, ale kiedy zobaczyłam przerażenie w oczach mojej matki, wiedziałam, że to jest prawdziwe. Moja matka, silna i nieugięta wojowniczka-wilczyca, nigdy nie okazywała strachu, ale w tej chwili w jej wyrazie twarzy widziałam tylko terror. Nasza wataha była atakowana, a domy płonęły. Pochodnie były rzucane w moich ludzi, którzy próbowali uciec i znaleźć schronienie, dym z płomieni wypełniał moje płuca i palił tkanki od środka. Kto to wszystko zaczął i dlaczego?

"Biegnij, Elena!" Matka krzyknęła przez link mentalny.

"Nie zostawię cię!" Odpowiedziałam jej. Nie zamierzałam jej zostawić, gdy nasza wataha była atakowana. Ona zginie, a ja nie mogłam znieść myśli o jej stracie.

"Elena, posłuchaj mnie. Proszę, biegnij do lasu i biegnij tak szybko, jak tylko możesz. Nie zatrzymuj się i nie oglądaj się za siebie. Rozumiesz mnie?" Przekazała mi przez link.

"Nie, nie mogę cię zostawić, mamo, a co z tatą, gdzie on jest?" Zapytałam przez link.

"Nie wiem, gdzie jest twój ojciec, ale go znajdę i obiecuję, że jak tylko go znajdziemy, będziemy tuż za tobą, dobrze? Muszę tylko mieć pewność, że jesteś bezpieczna, a jedyny sposób, w jaki mogę to zrobić, to jeśli teraz stąd odejdziesz." Przekazała mi przez link.

Usłyszałam zawalenie się budynku niedaleko miejsca, w którym byłam, oraz krzyki ludzi wewnątrz budynku. Płomienie rosły, a krzyki moich ludzi stawały się coraz głośniejsze.

"Przeszukajcie tył domu!" Rozkazał szorstki głos.

Zbliżali się do miejsca, w którym byłam, a moje serce biło jak oszalałe, gdy terror przenikał moje kości.

"Elena, biegnij! Proszę, biegnij, póki masz jeszcze czas! Znajdziemy cię! Kocham cię jak księżyc kocha gwiazdy!" Matka rozkazała mi przez link.

Jak księżyc kocha gwiazdy, powtórzyłam jej słowa. To była fraza, którą mówiłyśmy sobie nawzajem od kiedy miałam sześć lat. Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach i moczą moje futro. Coś w jej słowach sprawiło, że poczułam, że to jest pożegnanie.

"Teraz biegnij i nie oglądaj się za siebie." Przekazała mi przez link, a jej słowa odbijały się echem w mojej głowie, gdy ruszyłam przez podwórko. Zrobiłam, co mi kazano, i pędziłam, jak tylko mogłam.

Biegłam prosto w stronę linii drzew, ukrywając się pod osłoną nocnego nieba, i przekroczyłam granicę lasu. Oddaliłam się na tyle od mojej watahy, że nie słyszałam już krzyków, ale zapach dymu i płonących płomieni wciąż był wyczuwalny w powietrzu. Zwolniłam tempo, aż zatrzymałam się w środku lasu. Nigdy wcześniej nie przekroczyłam granicy lasu sama, to było dla mnie nieznane terytorium. Zamknęłam oczy, starając się skupić swoje zmysły, i nasłuchiwałam otoczenia.

Las ożył, słyszałam świerszcze i nietoperze trzepoczące skrzydłami w nocy. Nasłuchiwałam kroków, ale nic nie słyszałam, potem uniosłam nos do powietrza, mając nadzieję, że wyczuję ich specjalne zapachy, ale nic nie poczułam.

"Mamo? Tato? Słyszycie mnie?" Próbowałam przez link, mając nadzieję i modląc się, że moi rodzice jakoś zdołali wydostać się z watahy.

Czekałam, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Wiadomości przez link działały tylko na określoną odległość, więc najprawdopodobniej byłam poza zasięgiem. To była wersja, w którą chciałam wierzyć, bo alternatywna odpowiedź była czymś, z czym nie chciałam się zmierzyć. Znalazłam wystarczająco gęsty krzak, żeby się ukryć. Postanowiłam poczekać tam przez chwilę, mając nadzieję, że moi rodzice zbliżą się na tyle, by mogli wysłać mi wiadomość przez link. Moja matka obiecała, że mnie znajdzie, i obiecała też, że znajdzie mojego ojca i wszyscy znów będziemy razem. Miała przyjść i musiała przyjść.

Czekałam i czekałam, ale nic nie słyszałam. Wiedziałam, jaka była rzeczywistość mojej sytuacji, ale nie chciałam wierzyć, że to teraz moje życie. Poczułam pieczenie w oczach i zanim się zorientowałam, mój wzrok się zamazał. Chciałam wydać z siebie krzyk i wyrzucić cały ból, ale nie mogłam, bo to przyciągnęłoby uwagę, a to było ostatnie, czego teraz potrzebowałam.

"Biegnij, Elena, biegnij i nigdy nie oglądaj się za siebie." Słowa mojej matki odbijały się echem w mojej głowie jak zepsuta płyta i dokładnie to zrobiłam. Od tego dnia zaczęłam biec i nigdy nie przestałam.

Koniec wspomnienia***

"Wszystko w porządku?" Głos Alfy Bernarda wyrwał mnie z myśli.

Wzięłam kilka drżących oddechów, próbując się uspokoić. Jestem w porządku, nie jestem już w Watasze, jestem tutaj i to oznacza, że na razie jestem bezpieczna. Prawie nie pamiętam tamtej nocy, bo nauczyłam się unikać myślenia o tym, co się stało. Radziłam sobie całkiem dobrze i nawet przestałam śnić o tych przerażających obrazach i dźwiękach, ale od czasu do czasu wspomnienia wracały jak pająk w nocy. Były tak żywe, że zawsze wydawało się, jakby to się stało wczoraj. To było jedno z tych wspomnień, które zostaną ze mną na zawsze.

Potrząsnęłam głową, zdając sobie sprawę, że zarówno Alfa Bernard, jak i Doktor Liam patrzą na mnie. Alfa Bernard czekał na odpowiedź na swoje pytanie, a ja walczyłam, by znaleźć najlepszą odpowiedź. Patrząc w jego fioletowe oczy, czułam przymus powiedzenia prawdy, ale to byłoby zbyt niebezpieczne. Niezależnie od dziwnego przyciągania między nami, w tej chwili mu nie ufałam. Alfy żyły według jednej zasady: moja wataha to moje życie, moje życie to moja wataha. Cały ich świat kręci się wokół ich ludzi i są im lojalni. Nie wiedziałam, czy Alfa Bernard był przyjacielem Alfy Richarda. Byłby zobowiązany prawem, by mnie mu przekazać, a ja nie mogłam tam wrócić.

"Jak masz na imię?" Zapytał, patrząc na mnie. Używał swojej mocy Alfy i czułam, jak mnie przytłacza, zmuszając do posłuszeństwa.

"Tak... moje... hmm... moje imię to... Elena." Zająknęłam się. Doktor Liam miał rację co do jego zastraszającej strony.

"Elena." Przetestował moje imię na swoich ustach.

Kłamałabym, gdybym powiedziała, że nie podobało mi się, jak moje imię brzmiało na jego ustach. Jego głos wywołał motyle w moim brzuchu i zobaczyłam lekki uśmiech na jego ustach, zanim znów przybrał stoicki wyraz twarzy.

"Z jakiej jesteś watahy?" Zapytał, a ja przełknęłam ślinę.

"Elena!" Alfa Bernard zawołał, a ja drgnęłam na jego ton, widząc, jak jego rysy nieco się łagodzą i westchnął.

"Posłuchaj, chcę ci pomóc, ale nie mogę tego zrobić, jeśli mi nie pomożesz. Możesz mi pomóc, mówiąc mi, co dokładnie się stało, i musisz być ze mną szczera, Eleno. Więc zapytam cię jeszcze raz, jak nazywa się twoja wataha?" Zapytał, a ja spojrzałam mu w oczy.

Moja matka zawsze mówiła, że usta mogą kłamać, ale oczy nigdy nie kłamią. Szukałam w jego oczach podstępu, oszustwa, które na pewno gdzieś się kryło, ale niczego nie znalazłam.

"Na imię mam Elena i nie należę do żadnej watahy. Jestem samotnym wilkiem i od dawna żyję w lesie." Odpowiedziałam, starając się utrzymać głos i bicie serca w ryzach.

Nigdy wcześniej nie ćwiczyłam sztuki kłamstwa, ale miałam nadzieję, że zrobiłam to wystarczająco dobrze, by go przekonać. Uniósł brew.

"Naprawdę?" Powiedział.

Previous ChapterNext Chapter