




8. EZRA: METALOWE PUDEŁKO
Ezra
"Nie wiedziałam, że jesteś częściowo panterą."
Odwróciłem głowę, żeby spojrzeć na Vanyę. "Nie wiedziałaś? Wy, ludzie, lubicie wtykać nos w nie swoje sprawy."
Vanya zerknęła na mnie, ale natychmiast skupiła uwagę z powrotem na drodze. "Prawda, ale zawsze mówiono nam tylko, że wasze DNA jest zmieszane z kocim DNA."
"Jak powinno być," powiedziałem jej. "Cenimy sobie wolność i prywatność."
Usłyszałem, jak przełyka ślinę. "Nikomu nie powiem, obiecuję."
Zawahałem się. Devrim by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że powiedziałem Vanyi cokolwiek. Wyraźnie dał do zrozumienia, że niektóre rzeczy nie są przeznaczone dla ludzi. Mieliśmy swoje tajemnice, które mogliby wykorzystać, żeby nas zniszczyć. Spójrz, co stało się z Obsidianem.
Oblizałem wargi. "Tylko niektórzy z nas mają DNA pantery," powiedziałem jej.
"Ale ty masz DNA pantery, prawda?" Vanya zwolniła przy znaku stopu i lekko odwróciła się w moją stronę.
"Tak. Obsidian, Devrim i ja mamy DNA pantery."
Jej usta uniosły się w uśmiechu. "To by wyjaśniało mruczenie."
Odwzajemniłem jej uśmiech. "Między innymi."
"Co jeszcze potrafisz?"
"Vanya—"
Podniosła ręce i znów zaczęła prowadzić. Ci ludzie sprawiali, że wszystko wydawało się takie łatwe, ale musiałem przyznać, że prowadzenie samochodu nie było czymś, co szczególnie lubiłem.
Napiąłem się, gdy zatrzymała się przed swoim budynkiem. Vanya sięgnęła, żeby otworzyć drzwi, ale powstrzymałem ją, kładąc rękę na jej ramieniu.
"Zostań w samochodzie, dopóki nie otworzę ci drzwi."
Zmarszczyła brwi, ale na szczęście skinęła głową i puściła klamkę.
Zajęło mi kilka sekund, żeby zrozumieć, jak otworzyć drzwi. Spojrzałem na nie gniewnie, wyszedłem z samochodu i zatrzasnąłem je za sobą. Głupie ludzkie wynalazki!
Moje oczy przeszukiwały parking, gdy obchodziłem przód samochodu, żeby otworzyć jej drzwi.
Było wiele nieznanych zapachów, ale żadnych oznak niebezpieczeństwa.
Vanya wciąż marszczyła brwi, gdy wysiadała z samochodu. Chciałem wygładzić zmarszczkę między jej brwiami, ale tego nie zrobiłem. Jej bezpieczeństwo było teraz priorytetem, co oznaczało, że nie było czasu na rozpraszanie się.
"Myślisz, że to ten facet, który mnie zaatakował?" zapytała, gdy kierowaliśmy się w stronę wejścia.
"To możliwe," powiedziałem po chwili wahania. "Może myśleć, że go widziałaś i będziesz w stanie go zidentyfikować, jak powiedział Dev."
"Było zbyt ciemno, żeby go wyraźnie zobaczyć, ale nigdy nie zapomnę jego głosu. Jeśli kiedykolwiek go usłyszę, na pewno go rozpoznam."
Teraz to ja zmarszczyłem brwi, gdy prowadziła mnie w stronę dwóch metalowych drzwi. Vanya pochyliła się i nacisnęła przycisk.
"Co to jest?" Wskazałem na drzwi.
Odwróciła się i uniosła głowę, żeby na mnie spojrzeć. Vanya była drobna—niskiego wzrostu, ale z krągłymi biodrami i szczupłą talią.
"To winda," powiedziała. "Nigdy nie jechałeś windą?"
"Nie, gdy byłem przytomny." Natychmiast pożałowałem, że jej to powiedziałem, gdy uśmiech zniknął z jej twarzy. "Vanya—"
"To maszyna, która zabiera nas z jednego piętra na drugie, żebyśmy nie musieli chodzić po schodach."
Milcząco rozważałem jej słowa. "Nie lubisz chodzić po schodach?"
Zaśmiała się. To był dźwięk tak melodyjny i dziwny, że wypełnił moją pierś silnymi emocjami, które mnie zdezorientowały.
"Czasami jesteśmy po prostu zbyt leniwi, żeby chodzić po schodach."
Vanya odwróciła się do drzwi, gdy te zadzwoniły, a drzwi powoli zaczęły się otwierać. Wkroczyła do środka i odwróciła się do mnie. "Wchodzisz?"
Zrobiłem krok naprzód, a potem zamarłem. Moje oczy przeszukiwały wnętrze metalowego pudełka, zauważając lustra na trzech ścianach i poręcze pośrodku. Podłoga też była metalowa, podobnie jak sufit. Wyglądało na to, że jedyną drogą wyjścia były drzwi, ale co, jeśli się nie otworzą ponownie?
"Ezra?"
Drzwi nagle zaczęły się zamykać, co wywołało we mnie panikę. Szybko wsunąłem się między nie i do środka pudełka. Moja klatka piersiowa się zacisnęła, a żołądek opadł, gdy zaczęło się poruszać. Wyciągnąłem rękę i chwyciłem pierwszą rzecz, jaką mogłem, która okazała się być Vanyą.
"Ezra? Spokojnie, zaczynasz mnie przerażać."
Moje oczy biegały dookoła, szukając ucieczki. "Na zewnątrz," warknąłem. "Muszę na zewnątrz."
Wciągnąłem gwałtownie powietrze, gdy Vanya przycisnęła dłonie do mojej klatki piersiowej i zaczęła pocierać w górę i w dół.
"Spójrz na mnie." Moje oczy natychmiast skierowały się na jej. "Po prostu oddychaj. Wychodzimy za kilka sekund, gdy tylko dotrzemy na moje piętro."
Wspomnienia przelatywały przez moją głowę. Wspomnienia o byciu zamkniętym w małym pokoju podobnym do metalowego pudełka i głodzeniu za nieposłuszeństwo.
"Ezra."
Małe dłonie objęły moje policzki i zmusiły moje oczy do spojrzenia w jej. Mrugnąłem i wpatrywałem się w jej brązowe oczy. Nie byłem już w tamtym ośrodku. Byliśmy wolni. Koniec tortur. Mogłem odejść, kiedy tylko chciałem.
Wciągnąłem powietrze i powoli je wypuściłem. Obsidian nauczył mnie, jak kontrolować oddech, żeby powstrzymać atak paniki. Przy kolejnym oddechu poczułem zapach Vanyi, który zaatakował moje zmysły.
Jej oczy biegały po mojej twarzy.
Bałem się mrugnąć, obawiając się, że to wszystko tylko sen. Moje ręce na jej biodrach zacisnęły się.
Usłyszałem dźwięk, a sekundę później drzwi zaczęły się ponownie otwierać. Vanya uśmiechnęła się lekko i zrobiła krok w tył. Moje ręce opadły na boki, ale moje oczy nie opuściły jej.
"Chodź, kociaku."
Warknąłem na nią. "Nie nazywaj mnie tak."
Przechyliła głowę na bok. "A co?"
"Nie jestem kociakiem," powiedziałem, idąc za nią.
"Przed chwilą byłeś przerażonym kociakiem," drażniła się. "Żadnego dużego kota tutaj."
Moje ręce drgnęły. Chęć rzucenia się na nią rosła z każdą sekundą. Usta Vanyi drgnęły.
"Kociak."
Rzuciłem się na nią. Moje ciało uderzyło w jej sekundę przed tym, jak jej plecy uderzyły w ścianę za nią. Szeroko otwarte oczy spotkały się z moimi. Moje oczy opadły na jej usta, gdy się rozchyliły, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Pochyliłem głowę i przesunąłem jej, żeby móc przejechać nosem po jej szyi. Polizałem puls, który bił gwałtownie pod jej skórą, zanim podniosłem głowę, żeby znów na nią spojrzeć.
"Nie drażnij mnie, Vanya," wyszeptałem. "Nie lubię być drażniony."
Przełknęła ślinę. "J-ja tylko się bawiłam."
Zmarszczyłem brwi. "Bawiłaś się?"
Vanya skinęła głową. Moje oczy opadły na jej usta, gdy ruch jej języka przyciągnął moją uwagę. Różowy koniuszek przesunął się najpierw po górnej, a potem po dolnej wardze, pozostawiając je lśniące.
"Wiesz," wyszeptała, "drażniłam cię, żebyś zapomniał, co wspominałeś."
Wydawało mi się, że zapomniałem, o czym rozmawialiśmy. Moje myśli skupiły się na tym, jak jej miękkie ciało było przyciśnięte do mojego i na fakcie, że nasze usta były tylko kilka centymetrów od siebie.
"Ezra?" Moje oczy natychmiast skierowały się na jej. "Musimy się ruszać."
Racja. Przełknąłem ślinę i zmusiłem swoje ciało do odsunięcia się od niej. Przyjechaliśmy tutaj, żeby spakowała swoje rzeczy, bo Vanya była w niebezpieczeństwie i musiała zostać z ojcem.
Musiałem zwracać uwagę na nasze otoczenie, a nie myśleć o tym, jak dobrze czuła się przyciśnięta do mnie, ani jak bardzo chciałem posmakować jej ust.
"Przewodź, cukiereczku."
"Co to robi?"
Podniosłem płaską rzecz i obracałem ją w rękach. Moje palce dotknęły czegoś z boku, co sprawiło, że się zatrzymałem. Wpatrywałem się w nią przez kilka sekund, zanim spojrzałem na Vanyę.
"To mój czytnik e-booków. Proszę, nie upuść go."
Zmarszczyłem brwi jeszcze bardziej. "Czytnik e-booków?"
"Tak." Vanya wzięła go ode mnie i rzuciła na swoje zabałaganione łóżko. "Czy nie powinieneś stać na straży czy coś?"
"Usłyszę, jeśli ktoś spróbuje się do nas zakraść," powiedziałem jej.
Obserwowałem Vanyę, jak poruszała się po pokoju przez kilka sekund, zanim znów rozejrzałem się po pokoju. Coś, czego wcześniej nie zauważyłem, przyciągnęło moją uwagę. Spojrzałem na Vanyę, żeby upewnić się, że nie jest blisko, zanim podszedłem do tego.
Podniosłem to między końcówkami palców i trzymałem czerwony materiał w powietrzu, wpatrując się w niego. Ciekawość mnie zżerała. Sięgnąłem drugą ręką i rozłożyłem go. Wyglądał dziwnie znajomo, a jednocześnie zupełnie inaczej.
Przycisnąłem go do nosa i powąchałem.
"O mój Boże!"
Vanya nagle pojawiła się obok mnie i wyrwała materiał z moich rąk. Patrzyłem z fascynacją, jak kolor rozprzestrzenia się od jej szyi do policzków.
"Przestań dotykać moich rzeczy!" krzyknęła, a z gniewnym spojrzeniem podeszła do łóżka, gdzie wcisnęła materiał do torby.
"Co to jest?" zapytałem.
"Moja bielizna." Vanya wyprostowała się i wskazała na drzwi. "Wyjdź. Idź poczekaj w salonie i niczego nie dotykaj!"
Kiedy się nie ruszyłem, podeszła do mnie i złapała mnie za ramię. Pozwoliłem jej wyciągnąć mnie z sypialni do salonu, prosto na kanapę, gdzie mnie popchnęła.
"Po prostu tu usiądź. Prawie skończyłam."