Read with BonusRead with Bonus

6. WANIA: PLANOWANA EKSPLOZJA

Vanya

  • Vanya?

Nogi miałam jak z waty. W każdej chwili mogły się pode mną ugiąć, a ja upadłabym na podłogę. Okrążyłam ostatni regał, wypuszczając powietrze, i nagle zatrzymałam się, gdy zobaczyłam mężczyznę kręcącego się przy moim biurku.

  • Bobby?

Odwrócił się gwałtownie, łapiąc oddech. - V-Vanya, przestraszyłaś mnie.

  • Co tu robisz? - zapytałam go. - Zamknęłam drzwi.

  • Och, nie, drzwi były otwarte - Bobby spojrzał w stronę drzwi. - Przeczytałem znak, ale pomyślałem, że nadal tu będziesz.

Przełknął głośno ślinę i pociągnął za rąbek koszuli, zanim znów na mnie spojrzał. Bobby niewiele się zmienił. Nadal był chudy i nerwowy, gdy z kimś rozmawiał.

Zauważyłam, jak jego dłonie zaciskają się i rozluźniają po kilku sekundach ciszy, a pot powoli spływa po boku jego głowy.

  • Potrzebujesz jakiejś konkretnej książki czy coś?

Oblizał wargi i rozejrzał się. Jak na dwudziestoczteroletniego mężczyznę, można by pomyśleć, że przez te lata nabrał trochę pewności siebie.

  • S-słyszałem o a-ataku - wyjąkał Bobby. - Ja... - Jego oczy rozszerzyły się, gdy spojrzał za moje ramię, a słowa natychmiast zamarły na jego ustach.

Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, co zobaczył, bo czułam jego obecność. Obecność Obsidiana była trudna do zignorowania.

  • T-ty... - przełknął ślinę, jego oczy wróciły do moich. - Ch-chciałem się upewnić, że wszystko z tobą w porządku.

Uśmiechnęłam się i zrobiłam krok w jego stronę, ale mój ruch został zatrzymany, gdy Obsidian chwycił mnie za biodra. Mój uśmiech zniknął, zastąpiony przez zmarszczone brwi.

  • Wszystko ze mną w porządku, Bobby. Dziękuję, że przyszedłeś sprawdzić, co u mnie.

Moje oczy skierowały się w stronę drzwi, gdy coś przykuło moją uwagę. Z niedowierzaniem patrzyłam, jak Devrim i Ezra wchodzą do biblioteki. Oczy Devrima natychmiast skupiły się na Bobbym. Och, nie był zadowolony z jego widoku, czego nie mogłam zrozumieć. Co oni tu w ogóle robili?

Bobby przestępował z nogi na nogę. Jego twarz znacznie zbladła. Ostatni raz spojrzał na mnie, po czym obrócił się na pięcie i uciekł z biblioteki. Przez kilka sekund wpatrywałam się w drzwi, zanim zwróciłam uwagę na Devrima.

  • Co tu robicie?

  • Obsidian napisał - odpowiedział Ezra.

  • Dlaczego? - Odsunęłam się i zwróciłam się do mężczyzny, o którym mowa.

  • Śledził cię - powiedział Obsidian z marsową miną.

  • Skąd to wiesz?

  • Bo ja śledziłem jego, jak śledził ciebie.

Mrugnęłam na niego. Śledził jego, jak śledził mnie? Moja złość wzrosła. To jego oczy czułam palące się w moich plecach tego ranka! Bez zastanowienia zrobiłam krok do przodu i uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową.

  • Ty cholerny dupku! - syknęłam przez zaciśnięte zęby.

  • Vanya...

Obsidian warknął i odepchnął mnie od siebie. Z moich ust wyrwał się jęk bólu, gdy moje plecy uderzyły w róg stołu.

  • Obsidian!

Ezra natychmiast znalazł się przy mnie, pocierając obolałe miejsce. Spojrzałam na Obsidiana i w myślach przeklinałam go. Jak śmiał mnie odepchnąć!

  • Vanya, wszystko w porządku?

Kiwnęłam głową do Ezry. - W porządku.

  • Co z tobą nie tak? - zapytał Devrim Obsidiana. - Czy wiesz, jak bardzo mogłeś ją zranić?

Oczy Obsidiana spotkały się z moimi. Widziałam w nich skruchę, ale szybko zniknęła, gdy spojrzał na Devrima. Pokazał mu ostre zęby, po czym odwrócił się i zniknął.

  • Co wy tu robicie? - zapytałam, wychodząc z objęć Ezry.

Choć lubiłam być blisko niego, nie mogłam jasno myśleć, gdy mnie dotykał.

Ezra odchrząknął. - Obsidian napisał, że ktoś cię śledzi.

  • Bobby? - zaśmiałam się. - Jest tak nieszkodliwy jak dziecko!

  • Nie mogliśmy ryzykować - powiedział cicho Devrim.

  • Dlaczego nie?

Patrzył na mnie w milczeniu. Nagle nozdrza Devrima rozszerzyły się, jego oczy się rozszerzyły, a ciało napięło. Jego zachowanie kompletnie mnie zdezorientowało. Słyszałam, że mają świetny węch - dużo lepszy niż człowiek. Czy ja śmierdzę?

  • Jak długo ten człowiek tu był? - zapytał nagle.

Mrugnęłam na niego. - C-co?

Devrim zrobił krok bliżej, ale się zatrzymał. - Człowiek. Jak długo tu był?

  • Bobby? - wzruszyłam ramionami. - N-nie wiem. Byłam rozproszona przez pewnego zmiennokształtnego, który igrał z moim ciałem. - Dlaczego?

  • Ezra - warknął Devrim. - Zabierz ją stąd i wezwij policję.

  • Dlaczego? - Odepchnęłam Ezrę, gdy delikatnie chwycił mnie za ramię. - Nie mogę wyjść. Dlaczego...

  • Czuję zapach materiałów wybuchowych - przerwał mi Devrim.

  • Bobby nigdy by...

Moje słowa zostały przerwane, gdy Ezra ponownie chwycił mnie za ramię i obrócił. W następnej sekundzie znalazłam się wisząca do góry nogami na jego ramieniu.

  • Puść mnie!

Uderzyłam pięścią w jego plecy, ale to go nie zatrzymało - nawet nie spowolniło. Moje słowa trafiały w próżnię, gdy niósł mnie na zewnątrz budynku. Spojrzałam w górę tuż przed wyjściem, by zobaczyć, jak Devrim węszy wokół mojego biurka.

Czy naprawdę była tam bomba? Czy Bobby podłożył bombę, gdy pakowałam książki?


Była bomba.

Domowej roboty bomba, która zniszczyłaby bibliotekę i okoliczne budynki. Została podłożona pod moim biurkiem, a ja nawet tego nie zauważyłam.

Świadomość, że ktoś chciał mnie zabić, była straszniejsza niż bycie zamkniętą w chatce w środku lasu z kotem-zmiennokształtnym. Owszem, raz mnie uratował i nie miałam wątpliwości, że zrobiłby to ponownie, ale był obcy, a po tym, jak dowiedziałam się, że ktoś chce mnie zabić, nie miałam pojęcia, czy mogę mu zaufać.

  • Proszę. Napij się tego.

Mrugnęłam na widok szklanki, która nagle pojawiła się w moim polu widzenia.

  • N-nie piję alkoholu - wyszeptałam.

Ezra westchnął i pochylił się, by postawić szklankę na drewnianej skrzynce obok krzesła, na którym siedziałam. Drgnęłam, gdy położył rękę na mojej. Zanim zdążyłam się odsunąć, chwycił moją dłoń i uniósł ją do swoich ust.

  • Drżysz - mruknął. - Jest ci zimno?

Przełknęłam ślinę. - K-ktoś chce mnie z-zabić.

Moje oczy spotkały się z jego, i po raz pierwszy od momentu, gdy dowiedziałam się o bombie, spojrzałam na niego. Ezra wyglądał na zestresowanego.

Moje serce zamarło na myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby bomba wybuchła, gdybyśmy nadal byli w bibliotece.

Wszyscy mogliśmy dzisiaj zginąć. Mogli zginąć przeze mnie.

  • Cukiereczku?

  • D-dlaczego?

Ezra zmarszczył brwi. - Dlaczego co?

  • Dlaczego ktoś chce mnie zabić? - zapytałam, choć wiedziałam, że nie zna odpowiedzi na to pytanie.

Jego oczy przeszukiwały moją twarz. Wyglądało na to, że Ezra zastanawia się, czy odpowiedzieć, czy nie. Nie odpowiedział.

Ezra wstał, podniósł szklankę z bursztynowym płynem i szybko ją opróżnił. Skrzywił się, po czym wszedł do małej kuchni. Po odłożeniu szklanki do zlewu, podszedł do drzwi wejściowych.

  • Muszę wykonać telefon - powiedział, nie odwracając się do mnie. - Będę blisko, ale proszę, nie wychodź z chatki, Vanya.

Śmiertelna cisza otoczyła mnie, gdy tylko drzwi zamknęły się za nim.

Owijając ramiona wokół talii, oparłam się na krześle i rozejrzałam się.

Chatka była stara i prawie pusta, z wyjątkiem kilku drewnianych skrzynek i kilku krzeseł kempingowych. Kurz pokrywał podłogę i niektóre powierzchnie, a w powietrzu unosił się słaby zapach zgniłego drewna.

Moje oczy skierowały się na brudne okno obok drzwi. Mogłam ledwo dostrzec Ezrę, który kręcił się, rozmawiając przez telefon. Z kim rozmawiał?

Oblizałam suche wargi i spojrzałam w stronę małej przestrzeni, która została zaaranżowana jako łazienka. Zawierała tylko toaletę i kabinę prysznicową bez zasłony ani drzwi. W rzeczywistości nie było żadnych drzwi, które zapewniałyby prywatność.

Ponownie spojrzałam na okno, aby upewnić się, że Ezra nadal rozmawia przez telefon, zanim wstałam i weszłam do łazienki. Toaleta była czysta, ku mojemu zdziwieniu.

Szybko skorzystałam z toalety, a następnie poszłam do kuchni, aby umyć ręce w zlewie, ponieważ w łazience nie było umywalki. Jak na tak małą, zniszczoną chatkę, byłam zaskoczona, że miała bieżącą wodę.

  • Jesteś głodna? - zapytał nagle zza mnie.

Powoli odwróciłam się do niego i pokręciłam głową. Nie mogłabym przełknąć jedzenia z całym tym niepokojem, który mnie zżerał.

  • Kiedy mogę wrócić do domu? - zapytałam zamiast odpowiedzieć.

  • Dev chce się upewnić, że nie podłożono więcej bomb.

  • Myślisz, że to zrobił Bobby?

Zmarszczył brwi. - Bobby?

  • Ten facet, który był w bibliotece - wyjaśniłam. - Ten, o którym Obsidian mówił, że mnie śledził.

  • Tak. - Jego twarz się rozjaśniła. - Tak, Dev myśli, że to on.

  • Dlaczego po prostu nie sprawdzicie kamer?

  • Kamer?

Przewróciłam oczami. - Mój ojciec zainstalował kamery i system bezpieczeństwa, gdy zaczęłam tam pracować.

Ezra wyciągnął telefon z kieszeni i nacisnął kilka przycisków, zanim przyłożył go do ucha. - Vanya mówi, że w bibliotece są kamery.

Słuchał kogoś po drugiej stronie linii, a jego zmarszczki pogłębiały się z każdą sekundą.

  • Nie, jesteśmy w chatce. Jesteś pewien? - Oczy Ezry skierowały się na mnie. - Dobrze.

Kończąc rozmowę, wsunął telefon z powrotem do kieszeni i wziął głęboki oddech, który powoli wypuścił. Jego oczy na chwilę błysnęły złotem, zanim wróciły do swojego pierwotnego koloru.

  • Chodźmy.

  • D-dokąd?

Uśmiechnął się, ale uśmiech nie sięgnął jego oczu. - Do domu, do twojego ojca.

Previous ChapterNext Chapter