




Rozdział 5
Zgodnie z tradycją, rano w dniu turnieju zostałam wykąpana. Nałożono na mnie zioła i blokery zapachów.
Ubrano mnie w prostą, niebieską sukienkę z bawełny, która swobodnie opadała. Nie sięgała ona za kolana, aby nie przyciągać uwagi.
Moja matka zaplotła mi włosy w prosty warkocz. Okryła mnie kurtką.
Pocałowała mnie w policzki i zostawiła z Gią i Ceą.
Miały mnie pilnować aż do odpowiedniego momentu.
Nie mogłam wyjść, dopóki nie zostanie tylko pięciu mężczyzn.
Wybrałam dziesięciu.
Nie wiedziałam nawet, komu kibicować. Nie powiedziałam ani słowa przez cały poranek. Jadłam to, co mi podano, i piłam, kiedy mi kazano. Czułam się pusta.
Czegoś brakowało. Czułam, że zdradzam część siebie. Nie wiedziałam wszystkiego, co powinnam.
Czułam, że powinnam coś zrobić, cokolwiek, aby to naprawić.
Jednocześnie byłam gotowa znaleźć dziś osobę, z którą spędzę resztę życia. Wynik nie był problemem, problemem było "kto".
Czułam, że kogoś ranię. Nie miałam pojęcia dlaczego.
Moja matka zamknęła drzwi, a moje serce przyspieszyło.
Czego mi brakowało? Dlaczego to uczucie drapało mnie po ramionach i wkradało się do brzucha?
Zrobiłam wszystko, co mogłam w tym tygodniu, aby znaleźć kogoś, kogo polubię. Musieli jeszcze udowodnić swoją siłę, ale wierzyłam w nich.
W kogo wierzyłam?
Był ktoś, na kogo liczyłam. Czułam to jak ukłucie na języku. Było coś, co wiedziałam, że czeka, ale nie mogłam tego dosięgnąć.
"Jesteś gotowa na to?" Cea chwyciła mnie za ramiona i obróciła w swoją stronę. "Ucieknę, jeśli chcesz, tak szybko, jak tylko możemy."
Pokręciłam głową, zanim jeszcze pomyślałam.
Coś miało się wydarzyć.
"Wszystko w porządku?" Gia pocierała moje ramię. "Wyglądasz, jakbyś miała zemdleć."
"Nie," mój głos był tak poważny. "Jestem gotowa. Jestem gotowa."
Byłam gotowa. Chciałam tam być, iść teraz. Czułam silne przyciąganie do przodu.
Coś się działo.
Wszyscy w naszej watahy będą tam. Wszyscy pomogą maskować mój zapach i będą świadkami siły mężczyzny, który chce mojej ręki.
Zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju, zaniepokojona, że jeszcze tam nie jestem. Nie słyszałam nawet najmniejszego zamieszania.
Wtedy głos mojego ojca przebił się przez powietrze.
Obróciłam się w stronę okna, pragnąc usłyszeć więcej.
Potrzebowałam więcej.
Cała ja potrzebowałam więcej.
"Anna?"
Tłum wiwatujący sprawił, że moje serce podskoczyło.
Tak, pośpiesz się. Pośpiesz się.
"Anna?"
Proszę, pozwól mi tam wyjść.
Ta desperacja i pewność były jak dym w moich płucach, rosnący z każdym oddechem, zamieniający moje ciało w płomień.
Wkrótce usłyszałam warczenie i uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Słyszałam jęki i wiwaty tłumu, okrzyki gniewu i radości - turniej się rozpoczął.
Wszyscy mężczyźni walczyli naraz w totalnej bitwie. Mogli przybrać formę wilka lub człowieka; ten wybór należał do nich.
Z jakiegoś powodu wszyscy wybrali formę ludzką.
Słyszałam skomlenia, westchnienia i krzyki. Ludzie dopingowali mężczyzn, którzy upadli, a inni przeklinali ich, żeby wstali.
Pozwólcie mi iść. Pozwólcie mi iść. Chcę tam być.
"Anna?"
Teraz czułam zapach krwi. Jej żelazny aromat unosił się w moim pokoju. Upadali, a ja wkrótce mogłam ich zobaczyć.
Pozwólcie mi tam być.
"Anna!"
Obróciłam się szybko, patrząc w oczy mojej zdezorientowanej najlepszej przyjaciółki.
Szukała w moich oczach odpowiedzi na moje działania. Ja też byłam zdezorientowana, ale większość mnie pragnęła tam być. Płonęłam, żeby tam być.
"To... czas," powoli zeszła mi z drogi.
Rzuciłam się do biegu, zostawiając buty tam, gdzie czekały na mnie cały poranek.
Nie mogłam się powstrzymać. Moje ciało było jak strzała wypuszczona w kierunku celu. Czułam w sobie silne przyciąganie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.
Nie było ani jednej części mojego umysłu, która chciałaby teraz zawrócić. Nie było potrzeby zostawać tutaj w złotym dzieciństwie. Musiałam tam dotrzeć.
Biegłam korytarzem i schodami, patrząc na swoje stopy, utrzymując tempo, uważając, żeby się nie potknąć.
Wybiegłam przez frontowe drzwi domu, nawet nie zauważając, że kafelki zmieniły się w żwirową ścieżkę.
Pędziłam naprzód, desperacja była wszystkim, co mogłam z siebie wykrzesać.
Zabierz mnie tam.
Wszystkie moje lęki zniknęły. To przeznaczenie było wszystkim, co musiałam znaleźć, i nic innego nie miało znaczenia.
Biegłam dalej drogą, kopiąc kamienie za sobą, przyspieszając, żeby móc to zobaczyć.
Zobaczyłam tłum moich ludzi w kręgu i poczułam to.
Poczułam jego zapach.
Sosna.
Drewno.
Lód.
Był tam. I krwawił.
Biegłam jeszcze szybciej, moje nogi paliły po raz pierwszy od dawna.
Przebijałam się przez tłum, nie zważając na to, kogo odpycham.
Miałam pozostać ukryta do końca.
Ale musiałam do niego dotrzeć. Był w niebezpieczeństwie.
Pchałam i odrzucałam ludzi z drogi, warcząc i ciężko oddychając.
Moje oczy zamazywały się, z wyjątkiem jasnego punktu w oddali.
Jego zapach stawał się silniejszy.
Zobaczyłam czubek jego głowy.
Czarne, kręcone włosy.
Przepychałam się przez ludzi. W końcu zobaczyłam go całego.
Jego wysoka sylwetka była najwyższą, jaką znałam. Jego mięśnie nie były na pokaz, ale grube od używania. Jego oczy szare jak burzowy dzień.
Gdybym chciała powstrzymać krzyk, który się ze mnie wydobył, nie sądzę, że bym mogła.
To był głośny, przerażający krzyk bólu, który pochodził tylko z prawdziwego cierpienia.
Wszyscy przestali.
Dwóch mężczyzn stało za nim, gotowych do skoku, podczas gdy on rozglądał się za mną. Trzeci leżał przed nim na ziemi.
Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym była szalona.
Podeszłam do niego, moje oczy błyszczały.
W jednej chwili wszyscy zrozumieli.
Byliśmy sobie przeznaczeni.
Notka od autorki:
W końcu się spotkali, dziękuję, że wytrzymaliście tak długo. Ostrzegam, że jestem fanką powolnego rozwoju akcji. Ale wierzę, że powinniście dostać trochę romansu.
Więc, jak mówiliście, lubicie dłuższe rozdziały, jednak będą one droższe do kupienia, więc podzielę dłuższe rozdziały na części, żeby były tańsze do czytania, ale nie martwcie się, jeśli to ma być jeden rozdział, wszystkie części tego rozdziału zostaną opublikowane tego samego dnia.