




Rozdział drugi
Aspen
„Hej, kochanie,” mówi mama, podchodząc do mnie, gdy wciąż stoję tuż przy wejściu do kuchni, i obejmując mnie ramieniem. Mężczyzna, którego zakładam, że jest Collinem, robi kilka kroków w naszym kierunku i uśmiecha się do mamy i mnie. Collin to przystojny mężczyzna — wygląda na to, że może mieć czterdzieści kilka lat, bo ma trochę siwizny na skroniach, delikatne zmarszczki wokół ust i oczy pełne ciepła, które podążają za nią. Gdy go obserwuję, to właśnie jego oczy przyciągają moją uwagę najbardziej — jasnoniebieskie oczy pełne miłości i uwielbienia dla mojej mamy, co sprawia, że czuję się winna za to, jak się wcześniej zachowałam.
„Aspen, kochanie, to jest Collin.” Mówi do mnie, wskazując na mężczyznę u swojego boku z szerokim uśmiechem. Następnie zwraca się z powrotem do mężczyzny, który obejmuje ją w talii, i mówi: „Collin, to moja córka, Aspen.”
„Miło mi pana poznać,” mówię, wyciągając rękę, by się przywitać. On się śmieje, puszcza moją mamę i podchodzi do mnie, obejmując mnie w uścisku.
„W tej rodzinie się przytulamy.” Mówi z kolejnym śmiechem, „I żadnych tam 'panów' — może jestem starszy od twojej mamy, ale nie aż tak stary. Po prostu Collin wystarczy.”
„Przepraszam,” mruczę, odsuwając się od jego uścisku, czując się trochę niezręcznie z powodu niespodziewanej czułości. Kolejna rzecz, do której będę musiała się przyzwyczaić, myślę, gdy wraca do mamy.
„Czy mogę wyjść i trochę się rozejrzeć?” pytam, wskazując kciukiem w stronę drzwi, „po tym, jak byłam zamknięta w samochodzie i rozpakowywałam wszystko, przydałoby mi się trochę świeżego powietrza i może poznam okolicę.” Mówię z uśmiechem i wzruszeniem ramion, „dwa w jednym.”
„Kochanie, nie…” Mama zaczyna, ale przerywa jej Collin.
„Myślę, że to świetny pomysł.” Następnie zwraca się do mamy z uśmiechem, mówiąc: „Będzie dobrze, niech się rozejrzy.”
„Jeśli wychodzisz, dziś wieczorem jest mecz piłki nożnej.” Musi zauważyć moje zmieszanie, bo znowu się śmieje, ten facet naprawdę dużo się śmieje, myślę, gdy zaczyna wyjaśniać, „Twoja mama powiedziała mi, że byłaś cheerleaderką w swojej starej szkole.” Na moje skinienie głową, kontynuuje, drapiąc się po karku, jakby nagle poczuł się nieswojo. „No cóż, powinnaś to sprawdzić — jeśli oczywiście chcesz.”
„Dobrze, ale upewnij się, że masz telefon i trochę gotówki na wypadek, gdybyś musiała wrócić Uberem.” Gdy to mówi, Collin wyciąga portfel z tylnej kieszeni i wręcza mi trochę gotówki, uśmiechając się do mamy.
„Tak, mamo.” Mówię, obejmując ją ramionami i przytulając, „dziękuję.” Mówię z uśmiechem do Collina.
„Nie ma sprawy, mała. Baw się dobrze.”
„Dzięki,” mówię z własnym niezręcznym uśmiechem, biorąc od niego pieniądze, i wołam, „do zobaczenia później.”
„Uważaj na siebie,” woła mama, a tuż przed zamknięciem drzwi słyszę, jak krzyczy, „i pamiętaj, żeby mieć przy sobie gaz pieprzowy!”
Śmieję się, myśląc o gazie pieprzowym, który dała mi po tym, jak dziwny facet śledził mnie po sklepie w Monument — bardziej o tym, jak przesadziłam, bo on tak naprawdę mnie nie śledził. Byłam po prostu paranoiczna.
Myśląc o meczu piłki nożnej, o którym wspomniał Collin, idąc w dół podjazdu, decyduję, że to brzmi jak idealny sposób na spędzenie wieczoru.
Po zapłaceniu za wejście, wspinam się po schodach i spoglądam na trybuny stadionu.
Jest.
Pełno.
Tablica wyników pokazuje, że mecz musiał się dopiero zacząć. Wygląda na to, że drużyna w czarno-żółtych strojach jest w ataku, a jeden z ich zawodników pędzi w dół boiska.
Kilku chłopaków w srebrno-ciemnoniebieskich strojach biegnie za nim, ale za każdym razem, gdy ktoś zbliża się, by go złapać, udaje mu się ich uniknąć, aż przekracza linię końcową.
TOUCHDOWN!
Cała publiczność szaleje, gdy zawodnik, który zdobył punkt, wraca do reszty drużyny. Zanim jeszcze do nich dotrze, jego koledzy z drużyny rzucają się na niego, klepiąc go po kasku i ciesząc się z pierwszego przyłożenia wieczoru.
Ofensywa schodzi z boiska, a na murawę wchodzi obrona. Chłopak, który zdobył punkt, ma na koszulce napisane Jones #44 i kieruje się na ławkę rezerwowych.
Zdejmując kask, mówi coś do jednego z innych zawodników, a potem podchodzi do chłodziarki z wodą, nalewa sobie do kubka i wypija jednym haustem. Spogląda na tłum, gdy ponownie napełnia kubek i znowu go opróżnia.
Zatrzymuję oddech, gdy jego przenikliwe niebieskie oczy spotykają się z moimi, a jego pełne usta unoszą się w uśmiechu, po czym mruga do mnie, kończąc swój napój.
Jest przystojny, i to nie tylko z powodu gry. Oprócz tych przenikliwych niebieskich oczu, ma ciemne włosy, które wyglądają na niesamowicie miękkie, moje palce aż świerzbią, by je poczuć, szczękę i kości policzkowe, które wyglądają, jakby były wyrzeźbione z kamienia, oraz silny nos. Chociaż jest w mundurze, założyłabym się, że pod nim kryje się ciało greckiego boga.
Próbuję zignorować jego uwagę, mówiąc sobie, że pewnie uśmiechał się i mrugał do kogoś innego. Dlaczego ja, spośród wszystkich tych ludzi, miałabym przyciągnąć jego uwagę?
Gdy dołącza do reszty zawodników na ławce, szturcha łokciem innego gracza, którego koszulka również ma nazwisko Jones. Drugi chłopak Jones pochyla się, słuchając, co mówi pierwszy Jones.
Drugi chłopak Jones odwraca się i spogląda na tłum. Oczy w tym samym kolorze co u pierwszego lądują na moich, jego pełne usta również unoszą się w uśmiechu, a potem odwraca się z powrotem do pierwszego Jonesa.
Drugi chłopak Jones wygląda tak bardzo jak pierwszy, że mogłabym założyć, że są braćmi, może nawet bliźniakami.
Nie zwracając uwagi na grę, ponieważ skupiłam się na zawodnikach, jestem zaskoczona, gdy obaj zakładają kaski i wracają na boisko.
Kibicuję razem z resztą tłumu przy każdym zdobytym punkcie, ekscytacja rośnie we mnie.
Do przerwy drużyna, w której grają chłopcy Jones, prowadzi 22-12. Drużyna cheerleaderek wykonuje swój pokaz w przerwie, a ja podsłuchuję rozmowę kilku dzieci obok mnie o imprezie, która ma się odbyć po meczu, na którą ma iść cała drużyna. Nagle bardzo zainteresowana, próbuję dyskretnie słuchać uważniej, próbując dowiedzieć się więcej szczegółów o imprezie.
Obie drużyny wracają na boisko i zaczyna się druga połowa meczu, moja uwaga wraca do akcji przed mną, gdy obaj chłopcy Jones są z powrotem na boisku.
Obserwuję, zafascynowana, jak zawodnicy współpracują jak dobrze naoliwiona maszyna, podczas gdy drużyna przeciwna wygląda jak banda niezdarnych głupków, którzy dopiero dziś rano zostali wprowadzeni do futbolu i zostawieni, by sami odkryli, co to jest i jak się gra.
Szerszenie, jak zorientowałam się po przerwie, są drużyną gospodarzy, wygrywają 43-18, a chłopcy są zachwyceni, co sprawia, że na mojej twarzy również pojawia się uśmiech, ich ekscytacja jest zaraźliwa.
Obserwuję, jak obie drużyny schodzą z boiska i kierują się do szatni, by się wykąpać i przebrać. Stojąc niezręcznie na parkingu, próbuję wymyślić, jak mogłabym dostać się na tę imprezę, o której słyszałam od ludzi obok mnie. Brzmi to jak dobra zabawa i może nawet dobry sposób na poznanie niektórych osób, z którymi będę chodzić do szkoły od przyszłego tygodnia.
Po czekaniu dłużej, niż powinnam, próbując wymyślić coś innego niż proszenie o podwiezienie jakiegoś przypadkowego nieznajomego, poddaję się i zaczynam wracać w stronę domu Col—mojego domu.
Jestem już o blok dalej, gdy obok mnie zatrzymuje się duży czarny truck, „potrzebujesz podwózki?” pyta głęboki głos, powodując, że motyle zaczynają latać w moim brzuchu.
Naprawdę?
Od samego brzmienia jego głosu? Mógłby być brzydki jak noc. Ale gdy zatrzymuję się i odwracam w stronę osoby, która mówiła, wstrzymuję oddech, gdy jeden z chłopców Jones patrzy na mnie z miejsca kierowcy, z powrotem z uśmiechem na twarzy.