Read with BonusRead with Bonus

4

Moja klatka piersiowa wibrowała z satysfakcji, mój wilk był więcej niż zadowolony, widząc, jak podejmuje takie działanie. Wiedziałem, że moje oczy również świecą, odbijając zielony odcień mojej nie-ludzkiej natury. Ale, w przeciwieństwie do niego, wciąż miałem odrobinę rozsądku, choć bardzo słabą.

Warcząc, pchnął moje ramiona do przodu. Oparłem się na łokciach, całkowicie odsłonięty. Fenrir ustawił się za mną i raz przetarł swoim członkiem moje wilgotne wejście, zanim nagle wepchnął go do środka.

Wydałem okrzyk przyjemności, odrzucając głowę do tyłu i rozchylając usta. Warczał, mocno chwytając mnie za talię i poruszając się tam i z powrotem.

W środku moje ciało wibrowało. Tak, tak, tak!

To było to, czego potrzebowałem; to było to, czego chciałem. Fenrir pieprzył mnie jak zwierzę, wpychając się we mnie i wyciągając, aby powtórzyć ruch. Jego wielki członek rozciągał mnie coraz bardziej.

Chociaż moje ciało nie było przygotowane, byłem wystarczająco mokry, aby poczuć, jak łatwo wślizguje się do środka.

Zacisnąłem dłonie wokół mokrych liści pokrywających ziemię, miażdżąc je. Z każdym uderzeniem jego ciała o moje, byłem pchany do przodu, przyciskając czoło do ziemi.

Wszystko, co mogłem czuć, to on. Wszystko, co mogłem słyszeć i na czym mogłem się skupić, to dźwięki jego ochrypłych jęków mieszających się z wyciem wiatru potrząsającego wysokimi gałęziami drzew.

Owinął ramię wokół mojej talii i pociągnął mnie ku sobie, podnosząc mnie na kolana bez rozłączania naszych ciał. Drugą ręką odgarnął moje włosy na bok, na ramię, i pocałował nagą krzywiznę mojego karku.

Każde włókno mojego ciała pulsowało, pragnąc więcej. Jakby to wciąż nie było wystarczające.

„Fenrir...” wymamrotałem, jego imię nie było niczym więcej niż zduszonym jękiem.

Pocałował moją skórę, wydychając ciepłe powietrze, i przeciągnął językiem, liżąc mnie, jakby smakował mój smak. Ramię wokół mojego brzucha zacisnęło się, zmieniając się w stal.

Pocałował mnie ponownie.

Oparłem głowę o jego klatkę piersiową, ocierając się o czubek jego członka drażniącego moje wejście.

Polizał kawałek skóry jeszcze raz.

Uśmiechnąłem się, drżąc na szorstki dotyk jego ciepłego języka.

A potem, bez ostrzeżenia, odsunął twarz, tylko po to, by wrócić i zanurzyć swoje kły w bok mojego karku, gdzie pulsowała żyła, rozrywając ją i biorąc moją krew.

Zaznaczając mnie jako swoją własność.

Moje oczy rozszerzyły się, a ja wydałem przenikliwy krzyk, drżąc, gdy ostry ból uderzył mnie tak mocno, że czułem, jakby moje kości miały się rozpaść na pół. Było to szybkie, nieoczekiwane i nagłe. Trwało tylko mgnienie oka, a potem zostało zastąpione przyjemnością.

Czułem gorący płyn spływający po moim obojczyku, przesuwający się po moich piersiach.

Coś we mnie pękło.

Jakby mój wilk przejął pełną kontrolę.

Zacisnąłem zęby, a moje kły wydłużyły się. Fenrir wepchnął się we mnie, warcząc przeciwko mojemu karkowi. Wbiłem paznokcie w ramię, które trzymał wokół mojej talii, gdy poruszał się tam i z powrotem, jeżdżąc na nim w górę i w dół.

Odrzuciłem głowę do tyłu i głośno jęknąłem, szepcząc niezrozumiałe słowa.

Ugryzienie Fenrira działało jak zastrzyk adrenaliny do mojego krwiobiegu. Było intensywne, pyszne i przytłaczająco ciepłe.

Kontynuowałem ocieranie się o jego kolana, niekontrolowanie, pozwalając sobie na pochłonięcie przez uczucie bycia zaznaczonym przez niego, całkowicie zdominowanym.

Każde włókno mojego ciała pulsowało energią.

To nie było naturalne; to była czysta, absolutna magia.

Dźwięk ssania naszych ciał odbijał się echem przez las, odganiając każde zwierzę, które miało choćby odrobinę świadomości.

Wyciągnął swoje kły z mojego karku, wydając gardłowy dźwięk — warczenie zmieszane z wyciem.

Uwolniłem się od niego, rzucając się do przodu, obracając się na piętach. Wciąż klęczał, gdy krążyłem wokół niego z kalkulowanymi, cichymi krokami.

Jego złote oczy były utkwione we mnie, krew kapała z jego brody. Przechyliłem głowę, studiując go, chłonąc nasze mieszane zapachy, i uśmiechnąłem się z satysfakcją.

Fenrir wstał, przyjmując tę samą pozycję co ja, jakby przygotowując się do polowania na mnie. Nie było w nim nic ludzkiego, tylko bestia wewnątrz.

Krążyliśmy wokół siebie, mając ciała zgięte i ramiona luźne, gotowi do ataku. Był dużo silniejszy i szybszy ode mnie, ale mimo to nie byłem zastraszony.

W nagłym ruchu rzuciłem się do przodu. Złapał mnie w powietrzu, nie pozwalając mi go przewrócić. Owinąłem nogi wokół jego talii i poczułem szorstką korę drzewa naciskającą na moje plecy, gdy jego głodne usta całowały świeżą ranę.

Złapałem go za włosy, odciągając jego głowę do tyłu. Rozwarłem usta, ukazując kły, a potem wgryzłem się w bok jego silnej szyi, znacząc go tak, jak on oznaczył mnie.

Jego krew smakowała jak ogień—czysta i starożytna.

Zadrżał, zanim wydał niski jęk. Nie było oporu. Przyjął moje oznaczenie. Niezależnie od tego, czy to człowiek czy bestia miała kontrolę, zaakceptował moje roszczenie.

Ssałem ciepły płyn, wchłaniając go, pozwalając, by istotna część jego przepłynęła do mnie, łącząc nas w jedno.

Fenrir ustawił swój członek przy moim wejściu i gwałtownie pchnął, nawet gdy moje zęby były jeszcze zatopione w jego ciele.

To było tak intensywne, tak przytłaczające.

Czułem to, co on czuł—najgłębszą, najbardziej absolutną przyjemność. Jakbym czuł za nas obu.

Warczał, mocno chwytając moje uda.

Nie mogłem się powstrzymać; zatraciłem się w orgazmie tak potężnym, że wydawało się, że moje kości się łamią. Puściłem jego szyję, odchylając głowę do tyłu na pień drzewa, gdy moje ciało drżało.

Fenrir chwycił moje włosy w pięść, zmuszając nasze usta do pocałunku, mieszając smak jego krwi w moich ustach z moją w jego.

Nadal wchodził we mnie, wsuwając członek aż do końca, zanim wycofywał się, aby powtórzyć ruch.

Moja krew smakowała jak miód na jego języku, a zmieszana z jego, wydawała się wibrować. On też to czuł, jęcząc głośniej przeciwko mnie i mocniej mnie chwytając. Poczułem, jak końcówka jego członka pęcznieje, uwalniając węzeł. A potem... rozpadł się w głębokim orgazmie, rozlewając się we mnie.

Przez kilka sekund nie robiliśmy nic. Pozostaliśmy nieruchomi, patrząc na siebie. Szorstka kora drzewa drapała nagą skórę moich pleców, a zimny powiew wiatru potargał moje włosy, brudne od suchych liści i ziemi.

Spojrzałem na Fenrira, zauważając, jak subtelny srebrny blask księżyca oświetla jego twarz. Jego oczy były nadal jasne złote, ale bladły z każdą mijającą sekundą. Jego włosy były pięknym bałaganem, z połamanymi gałązkami zaplątanymi w kilka brązowych loków.

Las zapadł w sepulkralną ciszę, jakby zwierzęta wokół nas uciekły daleko, trzymając się z dala od nas dwojga.

Mrugnął raz, dwa, trzy razy, gdy jego oczy zmieniały się, przybierając ludzką formę i zastępując złoty odcień i rozszerzone źrenice głębokim niebieskim, przetykanym srebrem. Zmarszczył brwi, wyglądając na zdezorientowanego. Jego spojrzenie przesunęło się z mojej twarzy na znak na mojej szyi, a potem cofnął się, delikatnie stawiając mnie na ziemi. Zataczając się dwa kroki w tył, dotknął szyi, gdzie moje zęby oznaczyły jego skórę, potem szeroko otworzył oczy i spojrzał na mnie z wyraźną nienawiścią.

Emocja była tak głęboko prawdziwa, że mogłem ją poczuć, przenikającą z każdego poru jego ciała.

"Co ty zrobiłaś?" syknął, żyły pulsujące po bokach jego szyi, zniekształcając jego przystojną twarz w grymas.

Zachłysnąłem się, równie zdezorientowany jak on.

"Co?" wyszeptałem, nagle czując zimno po raz pierwszy od początku mojego gorąca.

Nie byłem pewien, czy to sposób, w jaki na mnie patrzył, czy poczucie winy za seks w środku lasu z mężczyzną, którego ledwo znałem. Czułem wstyd, smutek i... całą jego złość.

"Teraz jesteśmy połączeni, do cholery!" krzyknął, szarpiąc się za włosy w rozpaczy. "Kim ty jesteś?" warczał.

Skrzyżowałem ramiona na piersi, zasłaniając się przed mężczyzną, który właśnie mnie przeleciał i... oznaczył.

Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, co to oznacza.

Zachłysnąłem się, połykając krzyk, który utknął mi w płucach.

Previous ChapterNext Chapter