




Przekręcona wiara
Rozdział 10: Punkt widzenia Avalyn
Samochody zaparkowały na dużym podjeździe zamku. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam przez okno, był wysoki mężczyzna niosący innego, z którego oczu kapała krew. Kąt, pod jakim przechylała się głowa, mówił mi, że ten człowiek był już dawno martwy.
Żołądek mi się skręcił i poczułam, że zaraz zwymiotuję.
Miałam rację, myśląc, że to miejsce będzie moim grobem. To rzeczywiście miało być moje piękne miejsce spoczynku.
"Jesteśmy na miejscu!" zakomunikowała Dawn.
Była podekscytowana, ale nie mogłam zmusić się nawet do udawanego uśmiechu. Czekała na mnie śmierć, a ona oczekiwała, że będę z tego powodu zadowolona?
Chciałam zostać w tym samochodzie na zawsze. To było jedyne, co trzymało mnie z dala od okrutnych rąk śmierci. Z tego, co widziałam, wiedziałam, że moja śmierć nie będzie przyjemna i spokojna. Miała być okrutna.
Wysoki mężczyzna wysiadł pierwszy i zapukał w okno po stronie Dawn. Opuściła je i odwróciła głowę w jego stronę.
"Zabierz ją do Sary, muszę teraz zobaczyć się z alfą," powiedział. Skinęła głową i on odszedł.
Kim była Sara? Czy to ona miała mnie zabić? Czy teraz mnie jej sprzedali?
Wiele pytań przelatywało przez moją głowę, gdy próbowałam opanować drżenie w piersi. Byłam w domu morderstw, a sekundy odmierzały czas do mojej śmierci.
"Słyszałeś betę, jedźmy," powiedziała do kierowcy.
Była w bardzo dobrym nastroju. Nie mogłam stwierdzić, czy to jej natura, czy po prostu była podekscytowana, że zostanę zabita.
Czy wilkołaki używają ludzkiej skóry do robienia rzeczy?
Może obiecano jej torebkę od projektanta zrobioną z mojej skóry... O Boże. Myśli przelatywały przez moją głowę i nie wiedziałam, co robić.
Byłam tak przerażona, że moje ręce drżały, gdy próbowałam je uspokoić.
Pojazd znowu ruszył i wyjechał z podjazdu, ale nie opuściliśmy terenu zamku, tylko skręciliśmy na inny podjazd z tyłu. Jechaliśmy przez kilka minut, zanim zatrzymaliśmy się przy pięknym bungalowie pomalowanym na biało z niebieskimi kolumnami architektonicznymi.
"Dziękuję," powiedziała do kierowcy, a ku mojemu przerażeniu drzwi się otworzyły.
Nie, nie chciałam umierać!
Mój mózg zaczął panikować i prawie się zmoczyłam, gdy wysiadła i obeszła pojazd do mojej strony.
Łzy napłynęły mi do oczu i moje serce znowu pękło. To było to. Tak miałam umrzeć.
Ale jeśli miałam umrzeć, nie chciałam być zapamiętana jako człowiek, który płakał, aż śmierć go zabrała. Moja macocha i ojciec dobrze mnie nauczyli. Przygotowali moje ciało do znoszenia bólu, bez względu na wszystko.
Jakieś pokręcone przeznaczenie, przygotowali mnie na ten moment, nawet tego nie zdając sobie sprawy.
Przełknęłam swoje lęki i wciągnęłam je z powrotem. Będę odważna — śpiewałam w głowie jak mantrę.
Gdy otworzyła drzwi, dołączyłam do niej. Podała mi rękę, a ja zawahałam się, zanim ją wzięłam.
Poprowadziła mnie do czystego budynku i zastanawiałam się, czy to tutaj myją swoje ofiary przed jasnym zabiciem.
Duże drzwi otworzyły się na recepcję. Przy biurku siedziała kobieta ubrana jak pielęgniarka, a gdy podeszłyśmy do niej, uśmiechnęła się szeroko.
"Dawn!" zawołała. "Sara chce cię widzieć! Kiedy ostatnio byłaś na badaniach?" zapytała.
Może to jednak był szpital. Niepokój w moim sercu zmniejszył się, ale zaraz potem pojawiła się inna myśl i wydałam cichy jęk — zamierzali pobrać moje organy!
"Kim ona jest?" zapytała kobieta przy biurku, zauważając teraz moją obecność. "Cześć!" powiedziała, uśmiechając się do mnie.
"Ona jest gościem króla. Przyprowadziłam ją tutaj, żeby zobaczyła się z Sarą. Musi ją natychmiast naprawić," wyjaśniła Dawn.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o czym mówią. Nie mogły mówić o mnie, bo nie potrzebowałam naprawy, byłam w porządku.
"To powinnaś iść od razu!" powiedziała, prostując się na wzmiankę o ich królu.
Dawn skinęła głową i pociągnęła mnie w stronę kolejnych drzwi na końcu korytarza. Weszłyśmy i otworzyły się na korytarz. Przeszłyśmy na sam koniec, a Dawn zapukała raz, zanim otworzyła drzwi.
Elegancka kobieta w średnim wieku siedziała przy biurku, pracując nad papierami. Na nosie miała małe okulary, a gdy tylko drzwi się otworzyły, spojrzała na nas z wyraźnym zdziwieniem na twarzy.
Potem powoli rozjaśniła się, rozpoznając Dawn. Wstała z krzesła i zaczęła podchodzić do nas przy drzwiach.
"Cześć, jestem Sara. Czy beta ją do mnie przysłał?" zapytała, stając przed nami. Pierwsza część jej wypowiedzi była skierowana do mnie, a druga do Dawn.
"Greg polecił, żeby ją oczyścić i przygotować," wyjaśniła Dawn.
"Rozumiem..." kobieta szepnęła zamyślona. Potem, jakby sobie coś przypomniała, spojrzała na mnie i na jej twarzy pojawił się grymas.
"Moja droga, czy coś jest nie tak? Nie powiedziałaś ani słowa. Jak masz na imię?" zapytała łagodnym głosem.
Spojrzałam na Dawn, a ona uśmiechnęła się do mnie, ale to było coś, co robiła bardzo często. Nie mogłam stwierdzić, czy chciała, żebym poszła w lewo czy w prawo.
"Jestem Avalyn. Avalyn Howard." Mój głos brzmiał odlegle i łamał się.
Kobieta wzięła moją rękę i delikatnie ją ścisnęła.
"Avalyn, nie musisz się o nic martwić, kiedy jesteś z Sarą, jesteś bezpieczna. Rozumiesz?" powiedziała, a ja przełknęłam nową gulę w gardle.
Jak miałam zaufać komuś, kto miał pomóc przygotować moje ciało do pobrania organów?
Skinęłam głową, a ona rozpromieniła się jeszcze bardziej. "Wspaniale, teraz zaprowadzę cię do twojego pokoju."
Wzięła mnie za rękę i wyprowadziła z jej biura. Poszłyśmy innym korytarzem i zatrzymałyśmy się przy drugich drzwiach.
"Dawn, proszę przynieś moje narzędzia od Margaret," powiedziała, otwierając drzwi do sali, w której miałam być.
Dawn odpowiedziała, ale moje serce biło tak głośno, że nie mogłam usłyszeć, co powiedziała.
"Chodź, moja droga, usiądź," powiedziała Sara, a ja nieśmiało podeszłam do łóżka. Nagle poczułam się bezbronna, teraz gdy Dawn odeszła i zostałam sama z Sarą.
Nie to, żeby Dawn mnie chroniła, ale znałam ją dłużej. Nawet jeśli mieli mnie zabić, jej ciągłe uśmiechy pomagały mi zachować spokój. Teraz, gdy jej nie było, nie wiedziałam, jak zachowywać się przy Sarze.
"Zobaczmy twoje oczy pod kątem krwi..." powiedziała, podchodząc do mnie z małą latarką w ręku.
Położyła środkowy palec pod moim okiem i delikatnie je pociągnęła w dół. Potem przyniosła małą latarkę w wolnej ręce i skierowała ją w moje oczy.
"Hmmm," mruknęła, powtarzając proces na drugim oku.
Kiedy skończyła, zapisała coś w swoim notesie i przyszła pobrać próbkę krwi małą igłą.
"Nie martw się, nawet tego nie poczujesz," powiedziała, a potem pokazała mi strzykawkę już wypełnioną krwią.
"Co? Jak to zrobiła tak szybko?" zastanawiałam się, a ona się uśmiechnęła.
"To mała sztuczka, którą robię, aby pomóc moim pacjentom się zrelaksować. Teraz wiesz, że jeśli będę musiała dać ci zastrzyk, nawet tego nie poczujesz," powiedziała, a ja po prostu skinęłam głową w zdumieniu.
"Teraz, nie masz wystarczająco dużo krwi, z odsłoniętych części twojej skóry widzę, że masz wiele blizn... Dam ci zastrzyk, który pomoże odbudować wszystkie twoje tkanki bliznowate. Twoja skóra powinna być jak nowa za kilka dni," powiedziała.
Im więcej mówiła, tym bardziej byłam zdezorientowana. Dlaczego próbowali naprawić moją skórę, jeśli mieli mnie zabić? Jaki był ich plan? Dlaczego mnie tu przyprowadzili?
"Avalyn, czy ktoś ci powiedział, że masz bardzo piękne oczy... powinnaś się częściej uśmiechać," dodała, a ja poczułam, jak moje policzki się rumienią.
Patrzyłam, jak przygotowuje zastrzyk i podchodzi do mnie. Wzięła moją rękę i przygotowała miejsce, które chciała wstrzyknąć.
Widziałam, jak jej ręka zbliża się z zastrzykiem, ale następną rzeczą, którą zarejestrowałam, była mała bawełniana kulka przyciskająca się do mojego ramienia.
"Gotowe," zakomunikowała.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły i weszła Dawn. Jej uśmiech zniknął, a ja usłyszałam echo obcasów na podłodze, gdy zbliżały się do nas.
Zastanawiałam się, co mogło się stać, że jej uśmiech zniknął.
"Luna jest tutaj," szepnęła do Sary, a ja zauważyłam, jak zmieniła się również natura Sary.
Kim była ta Luna?
Moje serce znowu zaczęło bić szybciej, gdy dźwięk obcasów się zbliżał. Zatrzymały się, a strażnik otworzył drzwi, trzymając je w miejscu.
Ku mojemu zaskoczeniu, do pokoju weszła bardzo wysoka i elegancko ubrana kobieta. Jej skóra była tak jasna, że musiała nigdy nie być na słońcu przez całe życie.
Jej oczy były najjaśniejszym odcieniem niebieskiego, jaki kiedykolwiek widziałam, a jej usta były różane. Była bardzo piękna w każdym znaczeniu tego słowa, a jej czarna suknia płynęła za nią do pokoju.
Ale wokół niej była stalowa, zimna aura. Nie musiałam być informowana, że ta kobieta była zła. Czy to ona miała mnie zabić?
"Zostawcie nas," powiedziała, a ja zauważyłam, że nawet jej głos był doskonały.
Doskonały, by mnie zabić.