




Żałować
Zorah Maria Esposito uniosła podbródek, pragnąc, aby moc Pana przepłynęła przez nią, gdy śpiewała swoje solo podczas mszy, gdy rozdawano komunię. Była jednak zbyt rozproszona i chociaż mogła śpiewać tę pieśń we śnie, nie tracąc ani jednej nuty, czuła, że jej serce nie jest w pełni skupione na pięknych słowach, odzie do Jezusa.
Jej wujek, brat jej matki, ksiądz Ippocrate Giannone, prowadził nabożeństwo i to on był powodem jej nerwów. Podszedł do niej wcześniej, z dumą unosząc głowę, jego szaty szumiały przy gwałtownych ruchach, i oznajmił, że chce ją zobaczyć natychmiast po mszy.
Dwudziestu pięciu innych członków chóru patrzyło na nią szeroko otwartymi oczami, gdy jego osądzające spojrzenie spoczęło na niej. Wszystko, co mogła zrobić, to cicho powiedzieć „tak, księże Giannone”, zanim odwrócił się i wyszedł z pokoju z rozmachem.
Teraz, obserwując z tyłu kościoła, z wysokiego chóru z widokiem na kościół, zauważyła, że jego oczy co chwilę spoglądały na mężczyznę siedzącego w pierwszym rzędzie. Nie mogła zobaczyć twarzy tego mężczyzny, ale wiedziała, że nie jest z ich parafii, była pewna, że rozpoznałaby go po samej sylwetce.
Gdy wróciła na swoje miejsce w chórze, jej najlepsza przyjaciółka Sidonia szturchnęła ją łokciem, szepcząc. „Jak myślisz, czego on chce?”
„Nie wiedziałam tego sześć razy, kiedy pytałaś wcześniej.” Westchnęła drżąco.
„Myślisz, że dowiedział się, że zostałyśmy późno w czwartek? Przecież tylko się modliłyśmy. Zamknęłyśmy kaplicę, prawda? Nie zapomniałyśmy zamknąć kaplicy, kiedy wychodziłyśmy?”
„Zamknęłyśmy, Sidonia. Nie byłby zły, że zostałyśmy dłużej, żeby się modlić.”
„Czy wyznałaś jakiś grzech?”
„Nie.”
Dyrygent chóru odwrócił się i rzucił im ostrzegawcze spojrzenia, gdy nabożeństwo dobiegało końca, i zamarły.
Kiedy Zorah odwiesiła swoją szatę i zapewniła Sidonię, że spotkają się w ich mieszkaniu, była zdecydowanie bardziej zdenerwowana niż wcześniej. Zwlekała, oferując posprzątanie pokoju, aż ostatni członkowie chóru wyszli.
Jej wujek nigdy nie był przyjaznym człowiekiem, mimo że był księdzem. Podczas gdy niektórzy byli ciepli, mili i kochający, wybaczając przewinienia w imię Jezusa, jej wujek miał tendencję do rzucania osądów o piekle, ogniu i siarce bez zastanowienia. Jej skóra nie raz czuła bicz jego rózgi, używanej do karania jej za grzechy, które niewątpliwie popełniała w myślach.
Od śmierci swoich rodziców, Ippocrate ogłosił się głową rodziny, która składała się z niego, Zipporah, jego jedynej siostry, i jej córki Zorah. Zipporah spędzała więcej czasu na kolanach, modląc się, niż Zorah, co było nie lada wyczynem. Jej matka pokutowała od momentu, gdy zaszła w ciążę w wieku szesnastu lat, uwiedziona słodkimi słowami złego chłopaka. Jej rodzice odmówili rozważenia adopcji dla swojego jedynego dziecka i nalegali, że wszystkie dzieci są błogosławieństwem, zmuszając Zipporah do wychowania dziecka. Potem zmarli, gdy Zorah miała zaledwie dwa lata, pozostawiając matkę i dziecko pod czujnym i zawsze pogardliwym okiem księdza Ippocrate.
Zaskoczył ją ruch przy drzwiach, ponieważ miała być sama, i spojrzała w górę z niepokojem. Mężczyzna o szerokich ramionach, który siedział w pierwszym rzędzie podczas nabożeństwa, był teraz w pokoju chóru.
„Dzień dobry,” skinęła nerwowo głową. Rzadko kiedy była sama w towarzystwie chłopaka czy mężczyzny. Pracowała w gabinecie dentystycznym, więc czasami pacjenci czekali w pokoju, ale to było inne. Był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich kiedykolwiek widziała. Ciemnoniebieskie oczy, koloru przejrzałych jagód, które pękałyby na języku, wpatrywały się w jej jasnobrązowe. Jego włosy były gęste, czarne i lśniące, zaczesane do tyłu. Jego ramiona były tak szerokie, że mogłaby postawić obok siebie trzy swoje i jeszcze byłoby miejsce, a miał dobrze ponad sześć stóp wzrostu. Gdy jej oczy przesuwały się po jego sylwetce, zauważyła, że jest szczupły i wysportowany. Jej wzrok wrócił do jego twarzy, zauważyła prosty nos i pełne usta, i była zahipnotyzowana, gdy przesunął językiem po dolnej wardze, która wygięła się w delikatny uśmiech.
„Scusi,” jego gruby włoski akcent spłynął z języka, który wydawał niski, chrapliwy głos. Jego oczy drwiły, gdy złapał ją na patrzeniu na jego ciało.
Zarumieniła się na gorąco, „czy mogę w czymś pomóc?”
„Co robisz?” zapytał, skinąwszy głową na książkę w jej ręce.
Przełknęła nerwowo, „odkładałam ostatnie śpiewniki na swoje miejsce. Dyrektor Mallorca poprosił, żebym to zrobiła, zanim pójdę do domu.”
„A gdzie jest dom?”
Ciekawość w jego głosie sprawiła, że zawahała się i wyszeptała, „to niedaleko stąd.” Wzięła oddech i szybko dodała, „czy mogę w czymś pomóc, proszę pana? Muszę zobaczyć się z wujkiem, czeka na mnie.”
„Proszę pana?” zaśmiał się, „o, słodka Zorah, czy tak byś mnie nazywała?”
„Czy my się znamy?” zmarszczyła brwi. Nie mogła go sobie przypomnieć. Jeśli cokolwiek, jego oczy byłyby czymś, co zapamiętałaby na pewno.
„Jeszcze nie, amoré.”
Zrobił krok dalej do pokoju, a ona wiedziała, że jej oczy były szeroko otwarte, gdy zbliżał się do niej, a sposób, w jaki się poruszał, sprawiał, że prawie zastanawiała się, czy mężczyzna unosi się w powietrzu, jego oczy skupione na niej jak jastrząb na swojej ofierze. Była przyciśnięta do półek z książkami, jej palce mocno zaciskały się na śpiewniku w ręce, a oddech zatrzymał się całkowicie. Zamknęła oczy i odchyliła głowę od niego, gdy pochylił się nad nią, jego nos przesunął się wzdłuż jej szyi, jakby ją wąchał, jego oddech gorący w jej uchu, gdy szeptał.
„Tak cholernie niewinna. Prawie warto odmówić modlitwę dziękczynną.” Wyprostował się i chwycił jej podbródek, „zobaczymy się wkrótce.” Jego usta paliły jej czoło pocałunkiem.
Bez dalszych ceregieli wyprostował się i wrócił do drzwi. Drżała z przerażenia i świadomości mężczyzny, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyła. Sposób, w jaki intymnie oddychał przy jej szyi, sprawił, że jej skóra pokryła się gęsią skórką, a ona nadal czuła jego usta na swoim czole.
„Zorah,” odwrócił się przy drzwiach, rzucając jej twarde spojrzenie, to jedno przerażające, groźne, i walczyła o oddech przy jego lodowatym wyrazie twarzy, „lepiej, żebyś pozostała nietknięta do tego czasu, bo inaczej będzie piekło do zapłacenia.”
Z tym zniknął w kościele, a ona chwyciła półkę za sobą, zastanawiając się, co się dzieje i dlaczego jej serce bije tak mocno. Strach był z pewnością jednym z powodów, ale inna emocja, której nigdy wcześniej nie pozwoliła sobie doświadczyć, drażniła jej umysł. Prawie upadła na kolana w pokucie.